Jastrząb na czele izraelskiej Partii Pracy

Czy minister obrony Izraela Benjamin ben Eliezer, który od środy jest nowym szefem Partii Pracy, wyciągnie to jedno z dwóch największych izraelskich ugrupowań ze stanu zapaści?

Jastrząb na czele izraelskiej Partii Pracy

Czy minister obrony Izraela Benjamin ben Eliezer, który od środy jest nowym szefem Partii Pracy, wyciągnie to jedno z dwóch największych izraelskich ugrupowań ze stanu zapaści?

- Rozdział został zamknięty: w partii nie ma już rywalizujących klanów. Nie czuję do nikogo urazy, bo od jutra będziemy jedną rodziną, jedną partią ze wspólnym sztandarem i celem. Taką deklarację ben Eliezera usłyszeli w środę o północy działacze Partii Pracy. Zebrali się w Tel Awiwie, by wziąć udział w ogłoszeniu wyników powtórki wyborów, które dały Eliezerowi niewielkie zwycięstwo nad Avrahamem Burgiem.

Pierwszą rundę, która miała miejsce na początku września, wygrał z niewielką przewagą Burg, przewodniczący parlamentu i zwolennik umiarkowanej linii wobec Palestyńczyków. Jednak ben Eliezer oskarżył go o fałszerstwo wśród arabskich i druzyjskich wyborców. Po ponad trzech miesiącach targów i kłótni wybory powtórzono w blisko 50 punktach. Tym razem ben Eliezer miał 3 proc. głosów przewagi.

Izraelscy i zagraniczni obserwatorzy przyjęli jego deklarację w sprawie jedności sceptycznie. Partii Pracy, która przez rządziła dziesięciolecia, nie ma jasnego programu i spójnego przywództwa. Zwycięstwa ben Eliezera nie uznało lewicowe i propokojowe skrzydło partii na czele z Jossim Beilinem, byłym ministrem sprawiedliwości i autorem pierwszych porozumień z Palestyńczykami.

Od nieudanych negocjacji z Palestyńczykami w Camp David i wybuchu palestyńskiej rewolty 15 miesięcy temu pokojowy projekt Partii Pracy skompromitował się w oczach wielu Izraelczyków. Opinia publiczna domaga się od polityków zapewnienia bezpieczeństwa i ukrócenia palestyńskich operacji zbrojnych. Twarda polityka Szarona ma w sondażach 70-proc. poparcie.

Po sromotnej klęsce byłego premiera i szefa Partii Pracy Ehuda Baraka w lutowych wyborach laburzyści są w rozsypce. W marcu - wbrew opinii części działaczy - Partia Pracy przystąpiła do rządu jedności narodowej prawicowego "jastrzębia" Ariela Szarona. Ben Eliezer objął tekę ministra wojny, a Szimon Peres, najbardziej znany polityk partii, został szefem dyplomacji.

Laburzyści, rozdarci między chęcią trzymania ręki na pulsie w rządzie Szarona i programową niechęcią do skrajnie prawicowego skrzydła gabinetu Szarona, nie przedstawili nowego planu. - Partia Pracy jest w śpiączce, sparaliżowana, w zapaści - mówią zgodnie izraelscy politolodzy. Ben Eliezera "czeka herkulesowe zadanie", jak twierdzi bliski Partii Pracy dziennik "Haarec". Czy zdoła wyprowadzić partię z największego kryzysu w historii?

Podczas dziesięciu miesięcy w rządzie ben Eliezer systematycznie popierał politykę represji wobec Palestyńczyków, co oburzało wielu jego kolegów. Podczas gdy Beilin manifestował niedawno na rzecz pokoju w towarzystwie ministra palestyńskiego rządu, ben Eliezer głosił za Szaronem - Jaser Arafat "wypadł z gry".

Obserwatorzy sądzą, że wybór ben Eliezera, który w przeciwieństwie do Burga jest za pozostaniem w rządzie, umocni gabinet Szarona. "Haarec" przewiduje jednak, że Partię Pracy czeka okres zaciekłych walk wewnętrznych, których ukoronowaniem za rok będzie wybór kandydata partii na premiera.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.