Ataki terrorystyczne miały być sfinansowane z dobroczynności

Czy rozpracowanie grupy terrorystów planujących zamachy na samoloty lecące z Wielkiej Brytanii do USA umożliwiło zeszłoroczne trzęsienie ziemi w Pakistanie?

To z darów dla jego ofiar terroryści mieli sfinansować atak - pisze dziennik "Washington Post", powołując się na informacje ze śledztwa pakistańskiego wywiadu ISI.

W trzęsieniu ziemi w pakistańskim Kaszmirze życie straciło 73 tys. osób, a kilka milionów zostało pozbawionych dachu nad głową. Drogi zostały zniszczone, był październik, zbliżała się zima i na pomoc uwięzionym w wysokich partiach gór ruszyły organizacje charytatywne z całego świata. Pomagały też miejscowe grupy islamistyczne, w tym te zdelegalizowane za działalność terrorystyczną.

Chaos, jaki panował wtedy w Kaszmirze, ułatwił ISI infiltrację tych grup. W grudniu, śledząc przepływy darów z Wielkiej Brytanii, wywiad wpadł na trop terrorystów, którzy część środków zgarniali dla siebie. Pakistańczycy podejrzewają, że ponad połowa z 5 mln funtów zebranych wówczas na Wyspach zniknęła w ich kieszeniach.

Informacje te zostały przekazane służbom brytyjskim. Ślad zaprowadził je do grupy młodych islamistów, których od kilku miesięcy miała na oku policja. Nie wydawali się groźni, nic nie wskazywało na to, że planują zamachy. Dopiero po powiązaniu ich z terrorystami pakistańskimi okazało się, że sprawa jest dużo poważniejsza. Brytyjski kontrwywiad MI5 wraz z policją rozpoczęły zakrojoną na szeroką skalę operację rozpracowywania grupy pod kryptonimem "Jawny", włączając do współpracy SIS i amerykańską CIA. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie udałoby się odkryć, co i kiedy terroryści planują.

Brytyjczycy są przekonani, że w zeszłotygodniowej akcji w ich ręce wpadli wszyscy najważniejsi członkowie grupy. Na wolności może wciąż pozostawać kilka osób, jednak ze śledztwa wynika, że to płotki i nie są w stanie same przeprowadzić zamachów. Dlatego od poniedziałku obowiązuje na Wyspach niższy, "poważny" stopień zagrożenia terrorystycznego, co oznacza, że zamach jest prawdopodobny, ale już nie, że może nastąpić natychmiast.

Powoli do normy wraca sytuacja na lotniskach. Od poniedziałku na pokłady brytyjskich samolotów można już wnieść jeden bagaż podręczny, choć nadal zakazane są płyny i żele. Ścisłej kontroli poddawany jest teraz co drugi, a nie każdy pasażer, dzięki czemu maleją kolejki i odprawy są szybsze. Pozwala to na przywracanie zawieszonych połączeń. Wczoraj na londyńskim Heathrow skasowano "tylko" 45 lotów w porównaniu z setkami w poprzednich dniach. Pozostałe lotniska brytyjskie funkcjonowały normalnie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.