Jak Bush walczy z cenami benzyny

Realne działania czy tylko propaganda?

Prezydent George Bush po raz pierwszy poparł przeprowadzenie dochodzenia, czy koncerny naftowe nie działają w zmowie, by zawyżać ceny benzyny.

Gdy ceny benzyny na amerykańskich stacjach w ciągu miesiąca poszybowały w górę o 30 proc., natychmiast stały się kolejnym z wielkich politycznych problemów stojących przed George'em Bushem.

Z powodu wojny w Iraku Bush ma ostatnio rekordowo niskie notowania (32 proc. poparcia). Liczył, że świetny w ostatnich miesiącach stan amerykańskiej gospodarki sprawi, że wyborcy, którzy będą głosowali w listopadowych wyborach do Kongresu, spojrzą przychylniej na Partię Republikańską.

Jednak nie ma na to szans, jeśli ceny benzyny utrzymają się na wysokim poziomie - podobnym do tego z września 2005, gdy huragany "Rita" i "Katrina" zniszczyły wiele instalacji naftowych w Zatoce Meksykańskiej.

Amerykanie traktują samochód jak drugi dom. Benzyna jest więc zdecydowanie najbardziej "politycznym" z towarów używanych przez amerykańskich konsumentów.

Ostatnie podwyżki są spowodowane wzrostem cen ropy na światowych rynkach tłumaczonym niespokojną sytuacją wokół Iranu oraz destabilizacją w Iraku i Nigerii.

Realny wpływ prezydenta USA na uspokojenie atmosfery wokół tych krajów jest dziś minimalny. By jednak pokazać, że coś robi, Bush ogłosił kilkupunktowy plan walki ze wzrostem cen.

Po pierwsze, rząd wstrzymuje zakupy ropy do tzw. rezerwy strategicznej. To ma zwiększyć podaż benzyny na amerykańskim rynku.

Po drugie, rząd ma złagodzić ostre przepisy ekologiczne, które wymagają używania latem czystszego, mniej zanieczyszczającego powietrze paliwa - w samochodach i elektrowniach.

Po trzecie, Kongres ma odebrać koncernom naftowym część odpisów podatkowych.

Po czwarte, Bush chce rozszerzyć ulgi podatkowe dla konsumentów kupujących samochody tzw. hybrydy (jeżdżące na benzynę i prąd z akumulatorów).

Jednak najwięcej uwagi przyciągnęła ostatnia propozycja Busha. Poszedł on za radą wielu kongresmanów obu partii i ogłosił, że służby federalne sprawdzą, czy koncerny naftowe nie zawyżają sztucznie cen benzyny.

To oskarżenie wysuwane od dawna - równie popularne wśród konsumentów co trudne do udowodnienia przez rządowe i stanowe agencje.

Koncerny tłumaczą rosnące ceny benzyny sytuacją na światowych rynkach, a także ogromnymi kosztami odkrywania i eksploatacji nowych złóż ropy i gazu.

Jednak amerykańska opinia publiczna z oburzeniem patrzy na ogłaszane co kwartał zyski naftowych koncernów. Exxon, Texaco czy Shell biją wszelkie rekordy.

Ogromną falę wręcz nienawiści do nafciarzy wywołało ogłoszenie dwa tygodnie temu, że odchodzący na emeryturę szef Exxona otrzyma w różnych bonusach prawie 400 mln dol. (ich wysokość była uzależniona od zysków firmy).

Eksperci jednak ostrzegają, że wpływ posunięć Busha na ceny benzyny będzie minimalny. Wskazują, że prezydent nie zdecydował się na radykalniejsze kroki. Przeciw wprowadzeniu rządowych wymogów, by produkowane w Ameryce samochody spalały mniej benzyny, skutecznie walczą koncerny samochodowe. Republikanie nie chcą też poprzeć opodatkowania rekordowych zysków koncernów naftowych.

- Ogłoszone przez Busha kroki zaoszczędzą ludziom najwyżej kilka centów - komentuje analityk Phillip Verleger. - To tak, jakby lekarz przepisał aspirynę na raka prostaty.

Copyright © Agora SA