Komunizm potępiony w Radzie Europy

Parlamentarzyści Rady Europy stoczyli wczoraj prawdziwy bój o historię XX w. Potępili zbrodnie komunizmu, lecz zabrakło im głosów, aby za potępieniem poszły konkretne działania

Rezolucję o "potrzebie międzynarodowego osądzenia zbrodni komunistycznych totalitaryzmów" udało się przyjąć wczoraj wieczorem po burzliwej i niewolnej od wzajemnych oskarżeń debacie w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Wzywa ona do potępienia zbrodni komunistycznych w Europie i do rozliczenia się przez partie komunistyczne i postkomunistyczne z własnej historii. Dotyczy to więc również polskiego SLD. Wbrew początkowym projektom w tekście nie ma jednak nawiązań do dekomunizacji.

Projekt rezolucji zawierał również konkretne rekomendacje Rady dotyczące tego, jak osądzać komunizm. Z powodu silnej opozycji Rosjan i europejskiej lewicy wczoraj nie udało się jednak uzyskać niezbędnej do ich przyjęcia większości 2/3 głosów. Rekomendacje przygotowane w Zgromadzeniu skupiającym posłów z 46 krajów całego kontynentu mówiły o przygotowaniu międzynarodowej konferencji na temat przestępstw komunistycznych, zorganizowaniu akcji uświadamiającej Europejczykom skalę czerwonych zbrodni oraz o szczerej debacie na temat historii XX wieku. Ponadto rządom krajów z byłego bloku radzieckiego zalecano też tworzenie komisji ekspertów dokumentujących krwawą przeszłość.

Uchwałę zgłosił szwedzki deputowany prawicy, a forsowali posłowie Rady z państw bałtyckich, dla których komunizm to przede wszystkim ideologia radzieckiego zaborcy, którego żołnierze pod czerwonymi sztandarami wcielili Litwę, Łotwę i Estonię do swego imperium.

"Komunistyczny totalitaryzm" w całej Europie Środkowo-Wschodniej kojarzy się z brutalnymi reżimami. Dlatego większość deputowanych z byłego bloku radzieckiego miała wczoraj w Strasburgu niewiele zastrzeżeń wobec uchwały zwalczanej przez wielu kolegów z Zachodu.

Historyczne rozrachunki nie spodobały się części europejskiej lewicy, której zdaniem rezolucja zniesławia wszystkich komunistów, których "nie można zbiorczo nazywać zbrodniarzami". - Nie wszędzie komunizm doprowadził do zbrodni. Były kraje, w których to komuniści byli mordowani i prześladowani. Nam nie udało się doprowadzić do uchwalenia rezolucji potępiającą reżim generała Franco [który brutalnie zwalczał lewicę - red.] - tłumaczył nam hiszpański socjalista Luis Yanez-Barnuevo Garcia.

Przeciwko przyjęciu dokumentu od kilku dni na ulicach demonstrowali socjaliści w Grecji i we Francji, a mityngi prowadzono też pod budynkiem Rady Europy w Strasburgu. Lewicowcy domagali się "mniej ogólnikowego" opracowania najnowszej historii Europy, w którym totalitaryzm nie byłby zrównywany w ideami komunistycznymi. "Lewica to walka o sprawiedliwość, a nie stalinowski totalitaryzm!" - krzyczeli przedwczoraj demonstranci w Atenach.

Najsilniejszymi oponentami potępiania komunizmu byli jednak rosyjscy deputowani w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Dla wielu z nich "komunizm" oznacza Związek Radziecki i broniąc Karola Marksa, w istocie występowali po stronie swojej własnej historii. Rosjanie boją się, że państwa nadbałtyckie chcą - pod pretekstem tej rezolucji - wymóc na nich przeprosiny za pakt Ribbentrop-Mołotow i trudną powojenną historię. - Nasza przeszłość nie powinna być osądzana na drodze uchwał i rezolucji - przekonywał wczoraj szef rosyjskiej delegacji Konstantin Kosaczow.

Dzięki dyplomatycznym sztuczkom Rosjanom udało się zdjąć z porządku wczorajszych obrad analogiczną uchwałę o potępieniu nazizmu. Ich zdaniem głosowanie nad oboma tekstami jednego dnia stawiałoby znak równości między tymi dwiema ideologiami. - To byłaby piramidalna bzdura - argumentował Giennadij Ziuganow, szef rosyjskiej partii komunistycznej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.