Afera mięsna w Niemczech

Niemcy zaszokowane aferą mięsną. Do sklepów masowo trafia zepsute mięso. Sprawa jest na tyle poważna, że zajmuje się nią rząd, powstanie również komisja śledcza

Zaczęło się w Dolnej Saksonii. W lipcu jeden z tamtejszych producentów wędlin metkował na nowo zepsute i przeterminowane produkty mięsne, umieszczając na nich nową datę przydatności do spożycia. Od początku roku inspekcja sanitarna natrafiła w Niemczech na kilka podobnych przypadków.

W październiku za kratki trafił właściciel firmy z dolnobawarskiego miasta Deggendorf. Przedsiębiorca sprzedawał odpady nadające się jedynie na karmę dla psów jako pełnowartościowe mięso. Jego kontrahenci robili z nich później kotlety mielone i mrożoną pizzę. Gdy sprawa wyszła na jaw, bawarskie ministerstwo zdrowia wycofało ze sklepów ponad 2,5 tys. ton produktów. Urzędnicy nie byli w stanie oszacować, ile odpadków zdążyło już trafić na bawarskie stoły.

Teraz inspektorzy sanitarni z bawarskiego Mönchengladbach wykryli w tamtejszych restauracjach i pizzerniach w sumie pół tony zepsutego mięsa z indyka. Podobne znaleziska odnotowali ich koledzy z Nadrenii-Północnej Westfalii. Ślady wiodły do jednej z przetwórni mięsa w Hagen.

Afery te trafiały na pierwsze strony gazet i coraz bardziej bulwersowały opinię publiczną, ale miarka przebrała się wreszcie kilka dni temu, po odkryciach inspektorów w Gelsenkirchen. W jednej z tamtejszych chłodni znowu odkryto zepsute mięso. Tym razem chodziło jedynie o 60 ton, ale tylko dlatego, że większość zepsutych zapasów trafiła już na rynek i na niemieckie stoły. - W chłodni odkryto głównie wołowe steki i filety z indyka. Mięso było głęboko zamrożone, a jego termin przydatności sfałszowany. Towar trafiał do miejscowych zakładów produkujących kiełbaski i skrzydełka do grillowania - relacjonuje "Handelsblatt".

W piątek okazało się, że właściciel chłodni zarejestrował swoją firmę w pokoju hotelowym. 39-letni właściciel chłodni skupował mięso w dużych ilościach w Danii, Hiszpanii, we Włoszech i w Brazylii. Jego specjalnością były towary, które sprzedawane były po bardzo niskich cenach, bo ich przydatność do spożycia miała wkrótce upłynąć. Potem sprzedawał je dalej ze sfałszowanymi etykietami - pisze gazeta "Die Welt", nazywając właściciela firmy gangsterem.

Cierpliwość stracili wszyscy. Zakłady mięsne w całych Niemczech od kilku dni przeżywają naloty inspektorów, a politycy i media domagają się przykładnego ukarania winnych. Niemiecki kodeks karny za wprowadzanie na rynek przeterminowanych towarów przewiduje nawet pięć lat więzienia. Według westfalskiego ministra ds. praw konsumentów Eckharda Uhlenberga to za mało. - Trzeba zaostrzyć kary, bo, jak widać, obecne kary dostatecznie nie odstraszają - mówi minister "Handelsblattowi".

Sprawą zajął się już rząd federalny. Minister rolnictwa Horst Seehofer zapowiada, że doprowadzi do takiej zmiany przepisów, by wkrótce producenci musieli informować władze o przeterminowanym mięsie, które zalega w ich magazynach. Jeszcze dalej idą sami producenci mięsa. Związek niemieckich rolników chce, by afery wokół nieświeżego mięsa tropiła specjalna komisja śledcza, a związek zawodowy pracowników restauracji chce ochrony i anonimowości dla osób, które pracowały przy fałszowaniu etykiet i zgodziły się zeznawać przeciwko swoim pracodawcom.

Wśród samych Niemców widać niepokój. Paniki jeszcze nie ma, ale na wszelki wypadek "Die Welt" zamieścił krótkie porady dla konsumentów. Gazeta poinstruowała czytelników, jak rozpoznać zepsute mięso i czym może skończyć się jego spożycie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.