Kobieta prezydentem w Afryce

Ellen Johnson-Sirleaf została w środę ogłoszona nowym prezydentem Liberii. Tym samym 67-letnia bankier została pierwszą w historii Afryki kobietą wybraną na przywódcę kraju w wolnej elekcji

Według centralnej komisji wyborczej w II turze wyborów prezydenckich 8 listopada pani Johnson-Sirleaf zdobyła 59,4 proc. głosów i pokonała swojego rywala, byłego piłkarza George'a Weaha, na którego zagłosowało 40,6 proc. wyborców. W październiku pierwszą turę wyborów z 10-punktową przewagą nad panią Ellen wygrał Weah.

Wynik wyborów podano z tak wielkim opóźnieniem z powodu protestów pokonanego piłkarza, który twierdzi, że w prezydenckiej dogrywce został oszukany. Według niego wybory sfałszowano, bo sponsorujący je Amerykanie i ONZ postanowili zrobić wszystko, by wygrana przypadła ich faworytce, pani Johnson-Sirleaf. Weah zaskarżył wyniki wyborów przed komisją wyborczą, która w środę odrzuciła jego skargi. Piłkarz nie składa broni - teraz zamierza wystąpić ze skargą do Sądu Najwyższego.

Wielu mieszkańców Liberii, która dopiero dwa lata temu wydostała się z koszmaru barbarzyńskich domowych wojen (w liczącym 3 mln ludności kraju zginęło prawie ćwierć miliona osób) obawia się, że rozczarowani zwolennicy Weaha mogą nie pogodzić się porażką i sięgną po broń. Tym bardziej że wielu z nich to byli partyzanci. Nadzieją napawa jednak to, że wielu potężnych niegdyś partyzanckich komendantów jak Yormie "Prince" Johnson czy Sekou Conneh, którzy poparli w wyborach George'a Weaha, przekonują go teraz, by z godnością przyjął przegraną. Gorycz porażki zamierza mu też osłodzić sama pani prezydent, która co rusz powtarza, że widzi ekspiłkarza w swoim rządzie. Na przykład jako ministra ds. młodzieży i sportu.

Ellen Johnson-Sirleaf, przezywana w Liberii "żelazną damą" albo po prostu "babcią Helą", wykształcona na najlepszych amerykańskich uniwersytetach, dawna minister w rządach Liberii sprzed czasów wojny domowej (1989-2003), ma zostać zaprzysiężona 16 stycznia.

Copyright © Agora SA