Przedmieścia Paryża wciąż płoną

Siódma, najgorsza noc zamieszek na przedmieściach Paryża. Spłonęła rekordowa liczba samochodów i budynków, płomienie dosięgnęły także szkoły. Do interweniujących policjantów i strażaków ktoś zaczął strzelać

Setki policjantów i żandarmów nie potrafiły zapobiec rozprzestrzenianiu się walk ulicznych na kolejne dzielnice. W nocy ze środy na czwartek bandy młodocianych napastników pojawiły się w aż dziewięciu przedmieściach na Północy i Zachodzie Paryża, zwłaszcza w departamencie Seine-Saint-Denis. Skala ich agresji zaskoczyła chyba nawet policję: w ciągu kilku godzin spłonęło 177 samochodów, niewielkie centrum handlowe i szkoła. Co gorsza, nieznani napastnicy otworzyli ogień do interweniujących załóg straży pożarnej i policji. Dwóch strażaków i czterech funkcjonariuszy zostało rannych, w tym jeden poważnie: jeden z bandytów trafił go koktajlem Mołotowa. - To dramatyczna sytuacja, boimy się, że tej nocy może być jeszcze gorzej - mówił w czwartek Francis Masanet, przewodniczący policyjnego związku zawodowego UNSA. Zamieszki zaczęły się tydzień temu na podparyskim przedmieściu, 30-tys. Clichy-sous-Bois. Sprowokowały je pogłoski wokół tragicznej śmierci dwóch nastolatków. Plotka głosiła, że zginęli oni porażeni prądem transformatora, gdy uciekali przed atakiem policji. W czwartek miejscowa prokuratura oficjalnie zdementowała tę wersję (policjanci chłopców nie gonili), ale plotka i nienawiść skierowana w stronę policji zaczęły żyć własnym życiem.

Minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy, który przez polityków opozycyjnych jest oskarżany o podsycanie zamieszek swoimi ostrymi wypowiedziami, przez całą środę unikał kontaktu z mediami i jakichkolwiek publicznych wypowiedzi. Spotkał się jedynie z premierem Dominique de Villepinem.

Według ocen ekspertów, w całej Francji jest blisko 750 zagrożonych przedmieść-blokowisk, zdominowanych przez biedotę i potomków afro-arabskich emigrantów. Ich powstanie to efekt nietrafionych koncepcji architektoniczno-socjalnych, z uporem kontynuowanych przez kolejne francuskie rządy w latach 60. i 70. Blokowiska te, zamieszkiwane przez łącznie 5 mln osób, mają najniższy dochód na głowę (tylko 10,5 tys. euro) i największą we Francji stopę bezrobocia - 20,7 proc., przy czym w przypadku mieszkającej tam młodzieży (15 - 25 lat) bezrobocie sięga katastrofalnych 36 proc.

Rząd francuski otwarcie przyznaje już, że stworzenie tych gett było błędem - i od kilku lat prowadzi akcję ich likwidacji. Do 2008 r. wyburzonych ma być 30 tys. bloków; ich mieszkańcy zostaną przesiedleni do niewielkich domów komunalnych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.