Kreml: w Nalczyku nie było żadnej bitwy

Dwa dni po ataku kaukaskich partyzantów na Nalczyk rosyjski minister obrony Siergiej Iwanow oznajmił, że żadnego najazdu na miasto nie było, a jeśli już, to rosyjskie wojska zaatakowały zwyczajnych bandziorów ukrywających się w mieście

- Żadnego najazdu nie było. Nie było żadnych mudżahedinów, to wszystko brednie - oświadczył w niedzielę Iwanow. Według ministra to rosyjskie wojsko i tajna policja wytropiły w Nalczyku miejscowych rzezimieszków i, chcąc się im dobrać do skóry, popchnęły ich do zbrojnego oporu. - Nie mieli innego wyjścia, ziemia paliła się im pod nogami. Mogli tylko uciekać z miasta albo się bić - wyjaśnił minister. - Niczego nie planowali, zaskoczyliśmy ich. Iwanow uznał walki w Nalczyku za sukces służb rosyjskich.

Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawił wicepremier rządu czeczeńskich partyzantów Ahmad Zakajew. Według niego atak na Nalczyk był dokładnie zaplanowaną operacją mającą na celu demonstrację siły i rozszerzenie wojny poza granice Czeczenii. Operację przygotował wojskowy przywódca powstania Szamil Basajew, który we wrześniu osobiście przyjechał do Kabardo-Bałkarii na naradę z miejscowymi komendantami.

Ataku na Nalczyk dokonali partyzanci tzw. Frontu Kaukaskiego, w którym poza Czeczenami walczą także partyzanci z radykalnego ugrupowania Jarmuk. Latem 2003 r. partyzanci Jarmuka ukrywali w Kabardo-Bałkarii Szamila Basajewa, który przez prawie pół roku leczył się tu z wojennych kontuzji.

Według rosyjskich władz w Nalczyku zginęło 128 osób - 92 bojowników, 24 żołnierzy i policjantów oraz 12 cywilów. Partyzanci na swoich witrynach internetowych wyśmiewają te informacje, z których wynika, że już w czwartek po południu cały praktycznie ich oddział został wybity do nogi (Rosjanie twierdzą, że napastników było ok. 100). Kto więc walczył z Rosjanami do piątkowego wieczora? - pytają partyzanci.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.