Teksas czeka na uderzenie "Rity"

Gigantyczne korki na wszystkich drogach biegnących z południowego wybrzeża Teksasu na północ. Przed nadciągającą "Ritą" ucieka ponad milion ludzi

Wszystko, co się dzieje w południowym Teksasie, to skutek lekcji wyciągniętych po przejściu miesiąc temu huraganu "Katrina", który spustoszył Luizjanę i Missisipi oraz zalał Nowy Orlean.

Po pierwsze - ludzie nie czekają. Teksańczycy bezpośrednio zetknęli się z nieszczęściem przyniesionym przez "Katrinę", gdyż w tym stanie wylądowało ponad 200 tys. uchodźców z Nowego Orleanu. Tym ludziom Teksańczycy udzielali wszelkiej pomocy - otworzyli dla nich swoje domy, szpitale, szkoły i hale sportowe, by mieli gdzie przetrwać najgorsze. Teraz muszą uchodzić na północ ramię w ramię z ludźmi, którzy już raz przed huraganem uciekali.

Po drugie - władze lokalne, stanowe i federalne zdają sobie sprawę, że kluczowa jest bliska współpraca, koordynacja i branie pod uwagę najczarniejszych scenariuszy. A te przewidują, że Rita mająca obecnie kategorię 5 przed uderzeniem w ląd nad ranem w sobotę straci na sile tylko niewiele (może osłabnąć do kategorii 3 lub 4). Że przejdzie przez leżące na nadbrzeżnych wysepkach miasteczko Galveston (60 tys. mieszkańców, obowiązkowa ewakuacja), kompletnie je zatopi i runie na leżące 80 km od wybrzeża Houston.

Jeśli "Rita" wciąż będzie utrzymywała siłę, południowy Teksas i jego gęsto zaludnione tereny (2 mln ludzi w Houston i 2 mln w okolicach), pełne rafinerii i zakładów chemicznych (140 w południowym Teksasie), będą zagrożone gigantycznymi zniszczeniami.

Huragany o sile 3-5 stopni bez trudu niszczą słabsze budowle, wyrywają drzewa, słupy, zrywają dachy, porywają samochody i zalewają wodą niżej położone tereny. Uszkodzone fabryki chemiczne i rafinerie grożą katastrofą ekologiczną. Nie wspominając już o czekającej Amerykanów kolejnej podwyżce cen benzyny. W ostatnich miesiącach paliwo zdrożało o połowę, uderzenie huraganu w serce amerykańskiego przemysłu paliwowego może wywołać wzrost o kolejne 50 proc. A będzie to ogromny cios dla gospodarki opartej przez lata na taniej benzynie.

Na najczarniejsze scenariusze szykuje się wojsko. Po "Katrinie" potrzeba było trzech dni, by armia wkroczyła do akcji na pełną skalę. Tym razem nikt nie czeka. Z Luizjany wracają do domu zaprawione w bojach z kataklizmami oddziały teksaskiej Gwardii Narodowej.

W środkowym Teksasie rozmieszczono kilkanaście oddziałów, które po przejściu huraganu natychmiast wkroczą do akcji, zapewniając cywilnym służbom łączność satelitarną. W Nowym Orleanie brak łączności po tym, jak siadły telefony, znacznie opóźniał wszelkie działania ratownicze. Do Zatoki Meksykańskiej wpłynęły już okręty wojenne (schronią się w bezpiecznych zatokach), które po huraganie wyślą samoloty zwiadowcze, by natychmiast ocenić rozmiar strat i wytypować tereny wymagające natychmiastowej pomocy.

Wszystkie te działania mogą się okazać przesadną ostrożnością, bo "Rita" może po prostu przejść bokiem, nie trafiając w duże miasta. Tak działo się przez lata, gdy mieszkańcy Luizjany i Teksasu, ostrzegani często o nadciągających huraganach, po ewakuacji patrzyli potem, jak kataklizmy w ostatniej chwili omijały ich regiony. Tak może być teraz, co jedynie osłabi czujność mieszkańców tych regionów w przyszłości.

Ale - ostrzegają eksperci - może też dojść do sytuacji odwrotnej. "Katrina" pokazała, że najczarniejsze scenariusze rzadko, bo rzadko, ale się sprawdzają. Nowy Orlean przez 300 lat leżał poniżej poziomu morza i dawał sobie radę. Aż do tego roku.

Wszystkich szkód, jakie może wyrządzić gigantyczny potwór, czyli huragan kategorii 4-5, nie da się przewidzieć. Na wszystkie ewentualności nawet potężna Ameryka nauczona pokory przez "Katrinę" nie jest się w stanie przygotować. Można tylko uciekać. Byle dalej na północ. I patrzeć w kalendarz - sezon huraganów kończy się 30 listopada.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.