Rosja ze spokojem obserwuje wydarzenia na Ukrainie

Rosja z zaskakującym spokojem przygląda się rozłamowi pomarańczowego obozu na Ukrainie. Prokremlowskie media, które jesienią wściekle atakowały ukraińskich demokratów, dziś z dużym dystansem relacjonują wydarzenia w Kijowie

Zarówno dla Kremla, jak i dla wielu Rosjan pomarańczowa rewolucja była geopolityczną rozgrywką między Zachodem a Rosją o granice wpływów na terenie b. ZSRR. Choć to jednak Wiktor Juszczenko był ikoną tego - jak to widziano z Moskwy - antyrosyjskiego ruchu, to dziś w wypowiedziach rosyjskich polityków próżno szukać śladów dawnej nienawiści. - Nie należy dramatyzować. Sytuacja na Ukrainie jest pod kontrolą Juszczenki. Wyrażam poparcie dla ukraińskiego narodu i jego kierownictwa - deklarował Władimir Putin w dniu zdymisjonowania premier Julii Tymoszenko.

Od tego czasu z wyrazami uznania dla "odważnej decyzji męża stanu" (czyli Juszczenki) pospieszył Wiktor Czernomyrdin, ambasador Rosji w Kijowie, a "uznanie dla spokoju", z jakim ukraińskie władze próbują wyjść z kryzysu, kilkakrotnie wyrażał też Konstantin Kosaczew, szef komisji ds. międzynarodowych w rosyjskiej Dumie. - Trudna sytuacja Ukraińców z żadnym razie nie powinna wywoływać u nas złośliwej satysfakcji. W naszym interesie jest stabilna Ukraina - mówił Kosaczew.

Zaskakująca powściągliwość panuje też w państwowych mediach. Czasem nieprawdopodobne historie o ukraińskich wydarzeniach opowiadają w nich politolodzy zaangażowani po stronie ówczesnego kandydata obozu władzy na prezydenta Wiktora Janukowycza, ale w Moskwie tajemnicą poliszynela jest, że po nieudanej kampanii na Ukrainie stracili oni łaski Kremla i mają mierny wpływ na jego politykę. Poza nielicznymi programami publicystycznymi w telewizji dominuje więc obecnie ton chłodnej relacji.

Czy rosyjski establishment polubił pomarańczową Ukrainę? Zdaniem politologa Aleksandra Kiniewa, moskiewska dyplomacja uzmysławia sobie, że Ukraina pozostanie pomarańczowa. Kremlowscy spece obawiają się, że jawne i wyraźne zaangażowanie się Moskwy w ukraińskie spory spowodowałoby ponowną konsolidację polityków w oporze wobec Wielkiego Brata. Interesy Moskwy mogłyby na tym jedynie stracić. - Dlatego działania Moskwy są teraz ciche i niewidoczne - mówią rosyjscy obserwatorzy.

Politolodzy wyjaśniają, że w interesie pragmatycznej rosyjskiej dyplomacji leży scentralizowana Ukraina z silnym ośrodkiem decyzyjnym, którym jest obecnie prezydent Wiktor Juszczenko. Tylko z taką silną władzą Kreml może się układać, tylko na taką potrafi skutecznie wpływać gospodarczo i politycznie.

Jest jeszcze jedno - propagandowe wyjaśnienie. Pogłoski o finansowaniu pomarańczowych rewolucjonistów przez rosyjskiego oligarchę Borysa Bieriezowskiego, sugestie, że politycznie niewygodna Julia Tymoszenko może znów stać się obiektem prokuratorskiego śledztwa oraz oskarżenia o korupcję w oczach zwykłych Rosjan upodabniają Ukrainę do Rosji.

- Taki obraz, prawdziwy czy nie, jest na rękę Moskwie - mówi politolog Welweł Smirnow. - W społecznym odbiorze potwierdza on bowiem, że zmiana władzy na Ukrainie była oligarchicznym przewrotem, a nie demokratycznym zrywem. Ukraińskie przepychanki należy wiec po prostu relacjonować.

Copyright © Agora SA