Alarm dla globu

Co 3,5 sekundy w najuboższych krajach umiera z głodu człowiek. Do 2015 roku głód zabije przynajmniej 41 mln dzieci, przybędzie 380 mln ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie. Stanie się tak, jeśli bogaci, których zeszłoroczna pomoc warta była 69 mld dol., nie zaczną dawać więcej

Takie wnioski płyną z "Raportu o rozwoju społecznym - międzynarodowa współpraca na rozdrożu" firmowanego przez UNDP, agendę ONZ zajmującą się rozwojem. Pomimo globalnej koniunktury gospodarczej w ubiegłym roku sytuacja społeczna pogorszyła się aż w 18 krajach, m.in. w zaliczanych do grupy najuboższych Kenii, Zambii, Burkina Faso i Kamerunie.

UNDP ostrzega, że zaniechanie działań na rzecz rozwoju biednego Południa oznacza wzrost globalnego terroryzmu, nielegalnej imigracji i przestępczości. Wzrosną też nierówności - dziś łączne dochody 500 najbogatszych ludzi na świecie są większe od zarobków 416 mln najuboższych Ziemian. - Nędza w krajach biednych odbije się na bogatych. Bieda powoduje desperację, pożywkę dla terroryzmu - alarmuje ONZ.

Zdaniem ekspertów Organizacji wystarczy wydać dodatkowe 300 mld dol. w ciągu dziesięciu lat, żeby wydostać ubogich ze skrajnej nędzy. Tyle mniej więcej najbogatsze kraje co roku wydają tylko na dopłaty dla swoich farmerów - także na te, które dostają polscy rolnicy od UE.

- Pomoc dla biednych traktujmy jak inwestycję w bezpieczeństwo, a nie jak jałmużnę. Jeśli tego nie zrobimy, możemy czekać na kolejne akty terroru - mówi "Gazecie" Jeffrey Sachs, znany amerykański ekonomista i ekspert od spraw rozwoju.

Plan ratowania świata już istnieje - to przyjęte przez wszystkie kraje ONZ "Milenijne cele rozwoju". Dyskusja o wdrożeniu "Milenijnych celów" ma być jednym z najważniejszych tematów 60. sesji ONZ. Na początek Organizacja będzie się starała skłonić członków do przekazywania 0,7 proc. swego PKB na walkę z biedą; teraz czynią to tylko nieliczni.

Jednak nie będzie to łatwe. Największy darczyńca, czyli USA, nie ma zaufania do ONZ. Amerykanie przeznaczają na pomoc ok. 19 mld dol. rocznie (0,2 proc. ich PKB), ale ostatnie skandale, zwłaszcza afera korupcyjna związana z oenzetowskim programem "Ropa za żywność", sprawiły, że USA nie chcą łożyć na pomoc, która miałaby trafiać do najbiedniejszych via ONZ. Amerykanie oskarżają ONZ, że pomoc jest rozkradana, że zamiast wspierać rozwój, wspiera wojny w krajach najuboższych.

- To jest prawda, ale to nie jest argument za zmniejszeniem pomocy, lecz za jej dokładną kontrolą - odpowiada Sachs. - Dajmy pieniądze tym, którzy nie wydadzą ich na broń, ale na leki, i sprawdźmy, czy naprawdę tak zrobili. Można opracować mechanizmy kontroli, na co idą pieniądze - przekonuje Sachs. - Zamknięcie dopływu pomocy będzie katastrofą.

Adwokatem biednych są kraje UE, a zwłaszcza przewodnicząca jej pracom w tym półroczu Wielka Brytania. Jej premier Tony Blair na szczycie G8 w Gleneagles walczył o oddłużenie najbiedniejszych i namawiał, by bardziej im pomagać. Powtórzy to w Nowym Jorku.

Jak dziś pomagają bogaci? W ubiegłym roku na pomoc rozwojową przeznaczyli ponad 69 mld dol. Najwięcej w historii, ale o połowę za mało, by "Milenijne cele" zostały zrealizowane do 2015 r.

Czy stać nas na pomoc? - Oczywiście. Np. żeby wszyscy ludzie na świecie mieli dostęp do czystej pitnej wody, trzeba zainwestować 7 mld dol. w ciągu dziesięciu lat. Tyle Europejczycy wydają co roku na perfumy - wyliczają eksperci ONZ.

Nowe kraje Unii też powinny pomagać. Zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej do 2010 r. Polska powinna przeznaczać na pomoc rozwojową 0,17 proc. PKB. W 2015 r. - 0,33 proc. PKB. Na razie dajemy na biednych trzy razy mniej. W sumie w ub.r. z kieszeni polskich podatników do krajów biednych popłynęło ok. 380 mln zł. Za te pieniądze umorzyliśmy m.in. długi Etiopii, fundowaliśmy stypendia dla studentów z krajów ubogich.

Wskaźnik Human Development Index pokazujący rozwój gospodarczy, społeczny, polityczny i kulturalny plasuje Polskę na 36. miejscu wśród 177 państw. A to oznacza, że jesteśmy wśród państw najlepiej rozwiniętych. Najlepiej żyje się Norwegom, Australijczykom, Luksemburczykom i Islandczykom.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.