Francja reformuje gospodarkę

100 dni rządzenia wystarczyło nowemu prawicowemu rządowi Dominique de Villepina, by uruchomić ambitny projekt reform społecznych i gospodarczych. Na pierwszy ogień poszły praca i podatki

Cel premiera jest zarazem polityczny i gospodarczy. Polityczny, bo redukując podatki dochodowe klasie średniej (o trzy i pół miliarda euro!), de Villepin spełnia obietnicę wyborczą, jaką dał w 2002 r. jego mentor, prezydent Jacques Chirac. Chirac obiecał Francuzom, że do końca swojej kadencji zmniejszy obciążenia fiskalne o mniej więcej 30 procent. Ponadto, tnąc podatki, liberalizując prawo pracy i stwarzając firmom finansowe zachęty do zatrudnienia nowych pracowników, premier podkopuje pozycję Nicolasa Sarkozy'ego. Ten zaś jest jedynym prawicowym politykiem, który może okazać się głównym konkurentem Jacques'a Chiraca, jeśli obecny prezydent zdecyduje się kandydować raz jeszcze 2007.

Gospodarka, głupcze

Hasło wyborcze byłego prezydenta USA Billa Clintona jest dziś aktualne we Francji bardziej niż kiedykolwiek. Gospodarka na granicy stagnacji. W drugim kwartale br. PKB zwiększyło się jedynie o 0,1 proc. (w porównaniu do pierwszego kwartału), bezrobocie zaś nie chce spaść poniżej 9,7 proc. To dużo w porównaniu np. do Wielkiej Brytanii czy Holandii. Potężny deficyt budżetowy przekracza próg 3 proc. PKB dopuszczalny w strefie euro. Po kilku latach pozorowanych działań prawica zdała się zrozumieć, że tylko radykalne reformy wyrwą Francję z gospodarczego marazmu. A zdrowsza gospodarka, malejące bezrobocie i pełne portfele wyborców dadzą większe szanse na wyborczy sukces w 2007 r.

Kilka dni temu de Villepin zapowiedział zmniejszenie fiskalnych obciążeń klasy średniej. - Redukcja podatków zacznie się ponownie w 2006 r. i będzie częścią wielkiej reformy systemu fiskalnego, której nasz kraj potrzebuje, aby praca była bardziej doceniana - mówił w czwartek na konferencji prasowej. Według wyliczeń ministerstwa finansów w 2007 r. Francuzi oddadzą fiskusowi około 3,5 mld euro mniej. Co więcej, w miejsce siedmiu progów podatkowych, będzie ich cztery, na czym najwięcej powinna zyskać klasa średnia. Zdaniem de Villepina, to ona powinna kreować popyt wewnętrzny, będący słabą stroną francuskiej gospodarki (eksport od lat Francja ma wysoki).

Rząd chce zachęcać Francuzów do rezygnacji z zasiłków i podejmowania pracy, nawet jeśli nie jest ona dobrze płatna. De Villepin proponuje "premię za zatrudnienie": każdy, kto zgodzi się ponownie pracować za minimum socjalne, dostanie od państwa 1 tys. euro jednorazowego bonusu i - dodatkowo w pierwszym roku - 150 euro dotacji miesięcznie. Co więcej, firmy będą mogły dać swoim pracownikom (nowym i starym) 1 tys. euro dodatku, który będą mogły sobie odliczyć od podatku

Trochę populizmu, trochę technologii

Premier pamiętał o mniej zamożnych Francuzach i zapowiedział, że wszystkie rodziny, które ogrzewają domy piecami na olej opałowy, bardzo popularnymi, dostaną jednorazową ulgę podatkową w wysokości 75 euro. Ma ona częściowo zrekompensować podwyżkę cen oleju w ostatnich miesiącach. Reforma podatków - zapowiedział de Villepin - nie obejmie też znienawidzonego przez bogaczy, a pochwalanego przez biednych "podatku od fortuny". Ten unikalny w Europie podatek (nazywany "ISF") dotyczy wszystkich osób posiadających majątek o wartości większej niż 720 tys. euro. Przykładowo osoba dysponująca majątkiem o wartości 16 mln euro musi corocznie płacić fiskusowi 1,8 proc. tej kwoty. Doprowadziło to do tego, że każdego roku ok. trzystu milionerów rocznie przenosi się (przynajmniej formalnie) do Szwajcarii, Luksemburga lub Wielkiej Brytanii. To jednak premierowi nie przeszkadza. - Podatek od bogactwa jest sprawiedliwy - stwierdził premier, sam pochodzący z majętnej rodziny.

Opozycja wątpi

Program reform spotkał się z chłodnym przyjęciem opozycji. - Reforma podatku dochodowego to narzędzie, które faworyzuje najwyższe dochody - twierdzi Jean-Marc Ayrault, przewodniczący klubu socjalistów. Krytykę można usłyszeć także z szeregów liberalnej prawicy. Rzecznik partii UDF François Sauvadet podkreślił, że nie widzi źródeł finansowania reform.

Reakcja lewicowych związków była łatwa do przewidzenia. - Nie nakarmimy się obietnicami - głosi komunikat związku CFE-CGC. Podobnie jak pozytywna reakcja potężnego lobby pracodawców MEDEF, które dodało wszakże, że oczekuje dalszego obniżania kosztów pracy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.