Władze Moskwy wzywają Rosjan: Róbcie dzieci!

- Jeśli nie chcemy, by zmyło nas południowoazjatyckie tsunami, każda rosyjska rodzina musi mieć trójkę maluchów - straszą moskiewscy demografowie. Wojenna retoryka ma zastąpić zapomogi finansowe

Moskwa jest najbogatszym rosyjskim miastem, ale i nad nią - podobnie jak nad całym krajem - wisi katastrofa demograficzna. W ub.r. w Moskwie urodziło się 92 tys. dzieci, a zmarło 131 tys. ludzi. Według prognoz UNESCO licząca dziś 145 mln mieszkańców Rosja do 2050 r. skurczy się do 85-100 mln ludzi. Rosyjska Akademia Nauk szacuje, że ludność Rosji zmniejszy się do 112 mln już za dziesięć lat.

Choć większość rosyjskiego dochodu narodowego pochodzi z wydobycia ropy i gazu, a nie absorbującego wielu pracowników przemysłu, rzemiosła czy sektora usług, to i tak gwałtownie zmniejszająca się populacja grozi gospodarczą zapaścią. Przed kilkoma miesiącami Kreml zatwierdził projekt sprowadzenia ponad 200 tys. robotników z Turcji, ale imigracja wciąż budzi w Rosji ogromne opory. Sęk bowiem w tym, że już od kilku lat poważnie zmniejsza się fala imigrantów z europejskiej części b. ZSRR - Ukraińcy, a nawet Białorusini wybierają zarobkowe wyjazdy na Zachód, a nie do Moskwy, która była dla nich w czasach radzieckich prawdziwym eldorado.

Tę lukę zapełniają przybysze z Azji, którzy jak publicznie mówią moskiewscy urzędnicy, są "niższym jakościowo zasobem antropologicznym". W ciągu ostatniej dekady odsetek Rosjan w Moskwie zmniejszył się z 90 do 85 proc. (głównie na rzecz Azjatów), a alarmistyczne prognozy wieszczą, że w 2050 r. Rosjanie mogą stać się w Moskwie mniejszością.

Według nieoficjalnych statystyk w Rosji mieszka teraz 4-5 mln imigrantów (większość nielegalnych), z czego ponad połowa to Chińczycy. To oni w oczach Rosjan są największym zagrożeniem. Obecnie potężny azjatycki sąsiad Rosji jest wprawdzie spolegliwym partnerem w antyamerykańskich intrygach, ale kremlowskie elity są przekonane, że wkrótce może rozpocząć się ostra "geopolityczna rywalizacja" między Moskwą i Pekinem. W swych rachubach chińskich i azjatyckich imigrantów postrzegają jako "element osłabiający suwerenność Rosji".

Jak zapobiec wynarodowieniu stolicy? Władze Moskwy przejęły się przykładem neokonserwatywnej Ameryki, gdzie przyrost naturalny nie słabnie pomimo rosnącej stopy życiowej (co jest przeciwieństwem tendencji obowiązującej w Europie Zachodniej), i postanowiły rozwiązać problem poprzez "promowanie wartości". Jakich? Właśnie zatwierdzony Plan Rozwoju Demograficznego ma odwieść Rosjan od próżnowania w sypialni. Twórcy planu straszą zagrożeniem ze strony narodów południowoazjatckich (chodzi o Chińczyków), namawiają do "wzmocnienia sił ojczyzny" oraz rosyjskiej Moskwy. Na razie brak jakichkolwiek konkretów - magistrat zapowiedział tylko, że w ramach "przeorientowywania wartości" będzie wspierać legalne małżeństwa, które dają większe nadzieje prokreacyjne niż wolne związki.

Najgwałtowniejszy skok liczby urodzeń w b. ZSRR zanotowano w 1943 r. - wyprzedził on o kilka lat bombę demograficzną, która m.in. w Polsce wybuchła dopiero po 1945 r., kiedy minęło zagrożenie wojenne. Czy więc strach istotnie zwiększa rosyjską dzietność? - Od 1943 r. ten fenomen się nie powtórzył, choć władze wciąż nas czymś straszyły - odpowiadają demografowie z Rosyjskiej Akademii Nauk. Namawiają władze Moskwy, by raczej ruszyły kiesą - i to nie tylko wypłacały zasiłki urodzeniowe, ale zaczęły też walczyć z narkomanią, szalonym przyrostem zakażeń HIV, alkoholizmem. Zdaniem naukowców te plagi społeczne są w Rosji głównym czynnikiem zmniejszającym liczbę ludności.

Copyright © Agora SA