Rosja: miliard dolarów łapówek za indeksy

Egzaminy wstępne to raj dla rosyjskich łapówkarzy. Na uczelnie wyższe chce się dostać w tym roku aż 1,5 mln młodych Rosjan. Władze szacują, że ich rodziny mogą zapłacić za indeksy nawet blisko miliard dolarów

Rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych twierdzi, że od uczelni wyższych w skali łapówkarstwa są lepsze tylko rosyjskie szpitale oraz przychodnie lekarskie. Zarabiają na "płatnych" operacjach, zabiegach, fałszywych zaświadczeniach dla komisji wojskowych oraz rentowych. Ludzie związani z uniwersytetami handlują natomiast ich prestiżem.

Choć bowiem w samej Moskwie jest kilkanaście nowych prywatnych uczelni, to najlepsze posady i pensje zdobywa się po ukończeniu państwowych uniwersytetów. "Zabezpieczenie" egzaminu wstępnego to więc jedna z najważniejszych inwestycji w dziecko. - Nawet jeśli jesteś geniuszem, nie możesz być pewny indeksu. Moi rodzice oszczędzali na łapówkę kilka lat - mówi nam 25-letni Andriej, absolwent ekonomii.

Rosyjska prasa szacuje, że na niektórych uniwersytetach aż połowa zdających jest wspomagana łapówkami. Tylko niektórym chętnym udaje się całkowicie ominąć egzaminy poprzez wpisanie na listy rektorskie i dziekańskie. Jeśli rodzice są bardzo wpływowi, ich dzieci są wpisywane na listę nawet za darmo. W innych wypadkach w Moskwie płaci się za to kilkanaście tysięcy dolarów (średnia pensja nauczyciela to 300 dolarów). - To i tak sposób tylko dla Rosjan z większymi bądź mniejszymi znajomościami. Reszta "ludzi z ulicy" musi płacić wpływowym korepetytorom - opowiada Andriej.

Proceder wspomagania uczniów, którym udziela się korepetycji, to w Rosji tajemnica poliszynela. Jedna lekcja przygotowująca do egzaminu w moskiewskiej uczelni kosztuje nawet 150 euro, ale nie to jest najważniejsze. Od pozycji korepetytora i "poziomu gwarancji", które daje swym podopiecznym, zależy bowiem, ilu "lekcji" zechce udzielić uczniom. To właśnie ta ostatnia cyfra określa jego prawdziwy zarobek. Dziennikarka tygodnika "Profil" Natalia Szirjajewa szacuje, że kupienie miejsca (poprzez korepetycje) w dobrej moskiewskiej uczelni kosztuje łącznie od 4 do 30 tys. euro. Na prowincji (która jest bardziej przywiązana do dolara) indeks jest wart od kilkudziesięciu do 20 tys. dolarów.

Zarówno w Moskwie, jak i na prowincji najdroższe są kierunki prawne oraz - uważane w Rosji za prestiżowe - kierunki humanistyczne. Powszechnie znany łapówkarski system określa zasady upustów oraz dodatkowych narzutów. Mężczyźni (dla których studia są odroczeniem służby wojskowej) muszą płacić nawet do 30 proc. więcej niż kobiety.

W jaki sposób korepetytorzy pomagają swym uczniom? - Chodziłam na dość tanie korepetycje, ale zaczęłam już na dwa lata przed egzaminami, więc i tak uzbierała się niezła suma. Moja korepetytorka poprawiała prace egzaminacyjne i dopisywała swoim uczniom poprawne rozwiązania - opowiada Oksana, absolwentka ekonomii. Na najpopularniejszych kierunkach sposoby są podobno bardziej wyrafinowane. Przykładowo, do testów wpisywane są niezwykle trudne zadania, po czym na dzień przed egzaminami sieć "ustosunkowanych korepetytorów" urządza ekspresowe - i bajońsko kosztowne - douczanie. - Nie podają treści testów, ale uczą rozwiązywać analogiczne zadania. To i tak przekręt, ale wygląda bardziej elegancko - mówi Oksana.

Według dziennika "Izwiestia" w 2004 r. rodzice przyszłych studentów zapłacili za ich pomyślne egzaminy łącznie 300 mln dolarów, a kwota ta rośnie o 7-10 proc. rocznie. Ujawnione niedawno nieoficjalne szacunki MSW mówią jednak nawet o blisko 30 mld rubli (1 mld dol.) łapówek.

W ramach antyłapówkarskiej akcji MSW "Wziatka" w 2004 r. wszczęto śledztwa przeciwko 22 profesorom, 10 korepetytorom powiązanym z uczelniami i pięciu członkom komisji egzaminacyjnych. To jednak tylko niewielka garstka łapówkarzy. - Opłaty za zdanie egzaminów są u nas traktowane jako coś normalnego. Podobnie jak u lekarzy. Dlatego ludzie się nie buntują, tylko oszczędzają, by mieć z czego zapłacić - mówi Andriej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.