Liczba przeszczepów w Rosji spadła w ciągu dwóch lat o 90 proc.

W Moskwie praktycznie zaprzestano pobierania organów. Drastycznie spadła liczba przeszczepów. Powodem jest afera wokół centrum przeszczepów

Skandal wokół moskiewskiego centrum transplantacji wybuchł w 2003 r., kiedy milicja wtargnęła na salę operacyjną, na której pobierano właśnie nerki od ciężko rannej ofiary wypadku. Prokuratura twierdzi, że Anatolij Oriechow jeszcze żył i należało go ratować. Czterej lekarze prowadzący operację przekonują natomiast, że jego mózg był już martwy, więc można było pobrać od niego organy.

Prasowa nagonka i rozgłos nadany procesowi czterech zatrzymanych lekarzy sprawiły, że - w obawie przed posądzeniem o morderstwo dla pozyskania organów - ryzykowną pracę porzuciło w ostatnich dwóch latach wielu rosyjskich transplantologów. Nie pomogło uniewinnienie lekarzy w marcu br. Prokuratura uzyskała bowiem uchylenie wyroku i ich proces wznowiono dwa dni temu w Moskwie.

Dodatkowym ciosem dla transplantologii było kilka programów w państwowej TV, w których w ub.r. posądzono rosyjskie centrum koordynacji przeszczepów o handel organami. Zarzutów do dziś nie udowodniono. - Słuszność tych oskarżeń jest dla naszych pacjentów drugorzędna. Katastrofą jest dla nich to, że strach sparaliżował lekarzy i urzędników. W obawie przed zarzutami w ogóle nie pobierają organów - tłumaczy moskiewski lekarz nefrolog Walerij Szilo.

Statystyki są porażające. Walerij Szumachow, szef rosyjskiego centrum transplantacji, liczy, że od 2003 r. liczba przeszczepów spadła o blisko 90 proc. Przestraszeni lekarze pobierają organy (głównie nerki) niemal wyłącznie od żyjących krewnych pacjentów, którzy wcześniej przy świadkach podpisują deklaracje o dobrowolnym oddaniu organu.

Zdesperowane rodziny robią wszystko, by ratować chorych i na stoły chirurgów kładą się nawet dziadkowie i babcie pacjentów. Liczba przeszczepów rodzinnych wzrosła więc w ciągu dwóch lat trzykrotnie. Nie każdy ma jednak dostatecznie zdrowych i gotowych do poświęceń krewnych i nie wszystkie organy można pobierać od żyjących. W rosyjskich szpitalach w ub.r. dokonano więc tylko 390 przeszczepów nerek, choć na takie operacje czeka 3,5 tys. pacjentów.

Władze rozkładają ręce. Wiceminister zdrowia Władimir Starodubow zapewniał dziennikarzy, że w ostatniej dekadzie nie wydano żadnych nowych przepisów w sprawie przeszczepów. - Nie wprowadzono dodatkowych ograniczeń. Drastyczny spadek liczby transplantacji to skutek strachu lekarzy, nie ma w tym winy ministerstwa - twierdzi wiceminister.

Z jego tłumaczeniem nie zgadzają się oczywiście matki chorych dzieci. Przed kilkunastoma dniami w milczącym marszu zaniosły przed ministerstwo zdrowia transparenty "Biurokraci, zróbcie coś w sprawie przeszczepów" i "Dajcie naszym dzieciom szanse na życie". Przedwczoraj, kiedy zaczynał się powtórny proces w sprawie czterech lekarzy, matki błagały sąd o szybkie rozpatrzenie sprawy. Mają nadzieję, że ponowne uniewinnienie lekarzy odblokuje rosyjską transplantologię.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.