Coraz to nowe pomysły na zniechęcenie imigrantów do przyjazdu do Wielkiej Brytanii

Brytyjski rząd po raz kolejny zacieśnia przepisy imigracyjne. Jednocześnie jednak jako pierwszy w Europie planuje wprowadzenie systemu punktowego, który umożliwiłby pracownikom mającym potrzebne kwalifikacje legalne zatrudnienie na Wyspach.

Wczoraj rząd Tony'ego Blaira przedstawił projekt kolejnej, czwartej już od czasu objęcia przez niego rządów w 1997 r., ustawy dotyczącej imigracji. Przewiduje ona wiele zmian, które mają utrudnić imigrantom wjazd do Wielkiej Brytanii i życie na miejscu tym, którzy nie mają np. pozwolenia na pobyt albo na pracę. Projekt przewiduje np., że pracodawcy przyłapani na zatrudnianiu pracownika na czarno zapłacą 2 tys. funtów kary.

Nowa ustawa ma zniechęcić do przyjazdu na Wyspy imigrantów z biednych krajów Afryki czy Azji. Brytyjczycy - podobnie jak Holendrzy, Skandynawowie i Francuzi - są przekonani, że przyjeżdża do nich zbyt wielu obcych, którzy wykorzystują system opieki społecznej, przyczyniają się do bałaganu i przestępczości. Niechęć podsycają brukowce, które nawet o Polakach i innych obywatelach nowych państw członkowskich UE pisały, że przywiozą HIV, będą pasożytować na miejscowym systemie opieki zdrowotnej i społecznej.

Rząd Tony'ego Blaira od dawna próbuje wprowadzać przepisy i procedury, które zniechęcą potencjalnych przybyszów ubiegających się o azyl. W 2002 r., gdy liczba podań o azyl była wyjątkowo wysoka, zapowiedział, że sprawi, by zmniejszyła się o połowę. W 2003 roku cel osiągnięto - o azyl ubiegało się o 42 proc. mniej, czyli 61 tys. osób. W 2004 roku było ich jeszcze mniej - 34 tys. Za każdym razem azyl otrzymała tylko niewielka część z nich.

Jednocześnie do Wielkiej Brytanii - na podstawie różnorodnych dokumentów lub nielegalnie - przyjeżdżały jednak rekordowe tłumy. Główny powód jest jeden: choć imigrantów nie chcą zwykli obywatele, potrzebuje ich gospodarka. Niskie bezrobocie, a w niektórych branżach wręcz brak rąk do pracy sprawia, że możliwość zarobku działa jak magnes.

Tymczasem imigracja wymieniania jest w sondażach przez Brytyjczyków jako problem nr 1, z którym boryka się kraj. Była także ważną kwestią w wyborach parlamentarnych w maju. Opozycyjni konserwatyści przyjęli wyjątkowo ostrą linię. Zapowiadali nawet, że w razie zwycięstwa wycofają się z międzynarodowych konwencji, które zobowiązują kraj do przyjmowania uchodźców.

Po wyborach, w których partia premiera wypadła znacznie gorzej niż cztery i osiem lat temu, Blair powtarzał, że usłyszał przesłanie wyborców. Proponowana właśnie ustawa to częściowa odpowiedź. Przewiduje, że od 2008 roku władze pobierać będą odciski palców od wszystkich ubiegających się o brytyjską wizę. Być może wykorzystywane będą także inne dane biometryczne, np. skanowanie tęczówki oka. W ten sposób władze chcą zapobiegać oszustwom, np. ponownemu występowaniu o wizę pod innym nazwiskiem. Projekt ogranicza możliwości odwoływania się od decyzji, jeśli ktoś nie otrzyma wizy do Wielkiej Brytanii.

Władze brytyjskie przygotowują też rozporządzenie, na mocy którego pracownicy spoza Unii Europejskiej mający odpowiednie kwalifikacje będą mogli ubiegać się o prawo do pracy w Wielkiej Brytanii. Ci z Unii już korzystają ze swobody pracy. Docelowo na Wyspach obwiązywać ma system punktowy podobny do tego, który działa np. w Australii. Władze będą przyznawać punkty za pożądane na brytyjskim rynku pracy kwalifikacje. Ci, którzy zdobędą wystarczająco dużo punktów, będą otrzymywać prawo do pracy w Wielkiej Brytanii. Jeśli będą w stanie się utrzymać i udowodnią znajomość angielskiego (planowane są specjalne testy), po pięciu latach otrzymają prawo stałego pobytu.

W Australii punkty przyznawane są za wiek (poniżej 28 lat), wykształcenie (np. magisterium - 25 punktów, doktorat - 30 punktów), doświadczenie zawodowe (np. co najmniej pięć lat pracy na stanowisku wymagającym wyższego wykształcenia - 25 punktów) oraz wyjątkowe osiągnięcia (np. stworzenie dużej firmy - 15 punktów, zdobycie medalu olimpijskiego lub Nagrody Nobla - 25 punktów).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.