Jak ocalał film z mordu w Srebrenicy?

Taśma filmowa ukazująca mord na bośniackich muzułmanach została potajemnie skopiowana, była ukrywana przez 10 lat, a potem przeszmuglowana zagranicę. Brytyjska gazeta wyśledziła, jak zachował się wstrząsający film o egzekucji w Srebrenicy

Przez ostatnie 10 lat mordercy, żołnierze serbskiego oddziału "Skorpionów", którzy sami nakręcili film z egzekucji, jakiej dokonali na bośniackich jeńcach ze Srebrenicy, nie spali spokojnie. Nie byli pewni, czy zniszczyli wszystkie kopie filmu, który ich obciążał. I słusznie. Jedyną niezniszczoną zdobyła i przekazała Trybunałowi w Hadze sądzącemu zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii Natasza Kandić z Centrum Prawa Humanitarnego w Belgradzie. Brytyjskiemu "The Observer" opowiedziała historię uratowania filmu, który może się stać głównym dowodem zbrodni serbskich w Bośni.

Film, na którym widać, jak serbskie "Skorpiony" wyprowadzają związanych jeńców i strzelają im w plecy, pokazano w środę na procesie byłego prezydenta Serbii i Jugosławii Slobodana Miloszevicia, a następnie w serbskiej i bośniackiej telewizji. Serbowie, którzy do niedawna wierzyli, że ich kraj nie miał nic wspólnego ze zbrodnią w Srebrenicy, gdzie po zajęciu miasta przez Serbów bośniackich w lipcu 1995 r. wymordowano 8 tys. jeńców muzułmańskich, doznali szoku.

Telewidzowie i tak zobaczyli tylko cztery minuty samej egzekucji z dwugodzinnego filmu. Kandić, która taśmę zna w całości, opowiedziała brytyjskiej gazecie resztę.

"Skorpiony", serbska jednostka od czarnej roboty belgradzkiego MSW, lubiła filmować swoje wypady do Bośni, gdzie katowała i rabowała muzułmanów. Wyprawę na pojmanych w Srebrenicy filmowała od wyjazdu z Belgradu, gdzie autokar z żołnierzami w czerwonych beretach i czarnych panterkach pobłogosławił prawosławny pop. Po zakwaterowania w Trnowie, serbskiej wiosce leżącej o pół godziny drogi od Sarajewa, "Skorpiony" oddały się do dyspozycji głównodowodzącego bośniackich Serbów generała Ratko Mladicia, który właśnie zajął Srebrenicę, bezpieczną strefę ONZ porzuconą przez holenderską jednostkę niebieskich beretów na pastwę losu. Stojąc na wzgórzu nad miastem, Mladić decydował o losie tysięcy pędzonych przed nim muzułmańskich jeńców. Kazał ich podzielić na mniejsze grupy i wydać plutonom egzekucyjnym. "Skorpiony" przyjechały po "swoją" pięćdziesiątkę. Gdy jeńcy dotarli do Trnova, ich dowódca Slobodan Medić kazał przesadzić grupę sześciu mężczyzn do innego autokaru i w pierwszej kolejności zawieść na rozstrzelanie.

Kamerzysta, żołnierz o przezwisku Burgar, poganiał, mówiąc, że mu bateria w kamerze wysiada. W dzień po morderstwie, kiedy jednostka wróciła do swej kwatery w Sid w Serbii, ktoś pożyczył od Burgara kamerę i wykonał 20 kopii filmu. Chciał zapewne zrobić prezent "bohaterom", za jakich wtedy uchodziły w Serbii "Skorpiony". Burgar nie był zadowolony, bo bał się, by film nie wpadł w niepowołane ręce. Dlatego wszystkie 20 kopii odebrał od kolegów i zniszczył. Jednak jeden z żołnierzy, o którym wiadomo jedynie, że wcześniej kłócił się z kolegami i wyjechał z Trnova na dzień przed egzekucją, zdążył wykonać dodatkową, 21. kopię. Nie wiadomo, czy po to, by móc kiedyś szantażować kolegów. Tymczasem jednak film starannie ukrył. Kandić, która dostała film właśnie od tego żołnierza, nie chce na razie ujawniać, o kogo chodzi. Mówi tylko, że żołnierz zgodził się zeznawać w Hadze.

Sprawa wyszła na jaw dwa lata temu na procesie "Skorpionów" tym razem za zbrodnie w Kosowie w 1999 r., gdzie także ich użyto. Jeden z oskarżonych w procesie o mord 19 Albańczyków z kosowskiej wsi Podujevo wspomniał o istnieniu filmu z egzekucji ofiar obławy w Srebrenicy z 1995 r. Kandić pojechała do niego. Okazało się, że film ma kolega oskarżonego. Dyrektorka belgradzkiego centrum odnalazła go w miasteczku Sid pod Belgradem, gdzie jednostka stacjonowała i gdzie mieszka wielu byłych "Skorpionów". Zgodził się oddać film, pod warunkiem że zostanie on pokazany dopiero wtedy, gdy on sam bezpiecznie opuści Serbię.

Pojawienie się Kandić w Sid nie pozostało niezauważone. Mordercy zrozumieli, że jeden z nich sypie. Zaczęli gorączkowo szukać zdrajcy i taśmy. Bez powodzenia.

Kandić ujawniła jednak taśmę dopiero teraz, przed 10. rocznicą rzezi w Srebrenicy. Miała już dosyć słuchania, jak kolejni politycy serbscy, także przez zbliżającą się rocznicą mordu, wciąż zapewniają, że Serbia ma w tej sprawie czyste ręce. 23 maja przekazała kopię serbskiemu prokuratorowi odpowiedzialnemu za ściganie zbrodni serbskich. Ten obiecał się zainteresować, ale niczego nie uczynił. Inną kopię Kandić przekazała do Hagi, która ją wyświetliła w środę na procesie Slobodana Miloszevicia. A trzecią serbskiej telewizji. I wtedy, w ciągu 24 godzin, od razu aresztowano kilkanaście osób, w tym dowódcę "Skorpionów" Slobodana Medicia.

Kandić liczy, że teraz pęknie bariera ochronna wokół Mladicia, publicznie widywanego, ostatnio w belgradzkiej restauracji, ale zawsze ostrzeganego na czas. Serbskie władze obiecały go aresztować w ciągu miesiąca. Być może prezydent Serbii Borys Tadić, który zapowiedział, że weźmie udział w uroczystościach 10. rocznicy mordu w Srebrenicy 10 lipca, chce dać dowód zerwania z przeszłością.

Copyright © Agora SA