Śmierć w drodze do szkoły

Korespondencja Roberta Stefanickiego ze Strefy Gazy

Na początek przynieśli zdjęcia. Na jednym Iyman Hams, ubrana w szare spodnie i bluzę, stoi z poważną miną obok jednego z braci na tle malowanego landszaftu. Tylko na tej fotografii wygląda jak 13-letnia dziewczynka. Pozostałych lepiej nie wklejać do albumu. Kawałki ciała i krew. W zbliżeniu: dziura w nodze, dziura w głowie, rozerwana kulą ręka, twarz zastygła w grymasie rozpaczy.

Rzuć tornister!

- Wyszła na lekcje jak co dzień - opowiada matka. - Zadzwonili ze szkoły, że Iyman nie przyszła. Matka w czerni milknie i wychodzi z salonu, powstrzymując płacz.

Dalej opowiada najstarszy syn, 24-letni Ihab. Rodzina mieszka tuż przy granicy z Egiptem, w obozie uchodźców Tel Sultan. Uliczka, przy której stoi dom Hamsów, kończy się murem, za którym jest izraelska strefa bezpieczeństwa oddzielająca Strefę Gazy od Egiptu. Droga do szkoły prowadzi obok wieży obserwacyjnej.

Iyman przechodziła obok tego posterunku, gdy Izraelczycy otworzyli do niej ogień. Dziewczynka dostała w nogę. Krzycząc i płacząc, zdołała wejść na podwórko pobliskiej farmy. - Odrzuć torbę! - usłyszała komendę wydaną po arabsku przez megafon. W szoku nie zareagowała natychmiast, więc postrzelili ją w rękę. Wtedy rzuciła tornister i wczołgała się do dziury. Żołnierze opróżnili w tornister cały magazynek.

Wreszcie zapadła cisza. Dziewczynka wysunęła głowę i dostała kolejną kulę, prawdopodobnie śmiertelną. Dwóch żołnierzy i oficer zeszli z wieży do czołgu. Przejechali 70 m, zatrzymali się obok ciała Iyman i wyszli. - Nie żyje - zameldował jeden z nich przez krótkofalówkę. Oficer zbliżył się do dziewczynki i dwa razy strzelił jej z bliska w głowę. Odszedł parę kroków, odwrócił się i znowu otworzył ogień. Lekarz w szpitalu naliczył w jej ciele co najmniej 15 kul.

Nie jesteśmy zwierzętami

Rodzina Hams poznała te szczegóły z izraelskiej prasy. Obecni przy zdarzeniu żołnierze uznali, że nie mogą ukryć takiego bestialstwa, i opowiedzieli o wszystkim dziennikarzowi dziennika "Jedijot Acharanot".

Sprawa jest niezwykła z dwóch powodów - po pierwsze, nie każdego dnia izraelski oficer z zimną krwią rozstrzeliwuje dziecko; po drugie, nawet jeśli coś takiego się zdarza, to sprawca pozostaje bezkarny. Tym razem przeciw oficerowi armia wszczęła dochodzenie, został aresztowany. Zarzut: niewłaściwe użycie broni i utrudnianie dochodzenia.

Sprawca, którego tożsamości nie ujawniono, tłumaczył, że dziewczynka chciała podłożyć bombę. Rzeczywiście kobiety i dzieci są używane przez palestyńskie grupy do zamachów samobójczych i transportu materiałów wybuchowych.

- Widzieli ją z bliska - kręci głową Ihab. - Mogli zatrzymać i przesłuchać. Strzelili w tornister, przekonali się, że to nie bomba. W pobliżu nie było żadnego bojownika, nic niebezpiecznego się nie działo.

Jeden z żołnierzy powiedział gazecie: - Dowódca, który dziurawi dziewczynkę kulami, zamienia nas w dzikie zwierzęta. Jeśli nie zostanie zwolniony, nie będziemy służyć pod jego rozkazami. Drugi dodaje: - Mówiliśmy mu, żeby nie strzelał, on zbezcześcił jej ciało.

Armia bada też inne doniesienia izraelskiej prasy, według której żołnierze pozują do zdjęć z martwymi Palestyńczykami. W jednym przypadku związali do fotografii zabitego przez pomyłkę cywila, innemu odcięto głowę i włożono papierosa w usta, gdzie indziej bawili się częściami ciała zamachowca-samobójcy, który wysadził się na punkcie kontrolnym.

Plakat Hamasu

- Mówią, że to my jesteśmy terrorystami - ciągnie Ihab, nerwowo przeczesując palcami czarną brodę. - Jak zginie cywil w Tel Awiwie, to jest to terroryzm, a jak zginie dziecko palestyńskie w Gazie, to jest to walka z terroryzmem.

- Izraelczycy strzelają na oślep, Iyman nie była pierwsza - mówi Ihab. - Dziecko w szkolnej ławce zabite kulą to norma, co tydzień, dwa tygodnie jest taki przypadek, ale nikogo to nie obchodzi. Kiedy o tym opowiadamy, nie wierzą nam, mówią, że to prowokacja. Teraz nie mają wymówki, bo sprawę ujawniły izraelskie media.

Kiedy śmierć Iyman stała się głośna, izraelskie organizacje praw człowieka zaoferowały pomoc. Teraz Hamsowie mają izraelską prawniczkę. Lea Tzemel prosiła ich o zgodę na ekshumację i autopsję - niezbędne do wytoczenia sprawy wojskowym. Początkowo rodzina była przeciwna, bo naruszanie spokoju zmarłych jest niezgodne z islamem.

W końcu Hamsowie ulegli. Ihab zapewnia, że nie chodzi o odszkodowanie, lecz o sprawiedliwość. - Ten oficer pewnie dostanie ze trzy lata więzienia. Ale może chociaż raz stanie się sprawiedliwość. To zbrodnia wojenna i tak powinna być traktowana. Nic nie zwróci życia mojej siostrze - dodaje. - Ale może to będzie przełom.

W Tel Sultan wiszą plakaty ze zdjęciem Iyman Hams. Ufundował je Hamas, grupa opowiadająca się za walką zbrojną z izraelskim okupantem i odpowiedzialna za wiele zamachów. Trudno się dziwić, że to najpopularniejsza organizacja w tej okolicy. - My chcemy pokoju, ale czy możemy bezczynnie patrzeć, jak nas niszczą? - pyta retorycznie Ihab.

Copyright © Agora SA