Kolejny dzień walk w al Falludży

Wojska amerykańskie dotarły do centrum zbuntowanej al Falludży. Rebelianci wyparli jednak Amerykanów z pobliskiego Ramadi i poprowadzili krwawy atak w Bakubie.

Spacyfikowanie al Falludży, uznawanej za symbol irackiego oporu przeciwko amerykańskiej okupacji, ma umożliwić przeprowadzenie styczniowych wyborów w Iraku. Amerykanie przyznają, że to najważniejsza akcja militarna od zakończenia inwazji.

Amerykanie w centrum

Operacja, w której uczestniczą tysiące żołnierzy USA oraz wojska irackie, rozpoczęła się w niedzielę o północy, kilka godzin po wprowadzeniu przez iracki rząd stanu wyjątkowego na większości terytorium kraju. Partyzanci bronili się zaciekle, walki osłabły dopiero wczoraj z zapadnięciem zmroku. Armia USA twierdzi, że kontroluje jedną trzecią al Falludży, a jej oddziały dotarły do centrum miasta.

Podczas kilku tygodni oblężenia i nalotów większość cywilów zdążyła opuścić 300-tysięczne miasto, pozostali kryją się w domach. Od niedzieli do miasta nie docierały dostawy żywności i lekarstw. Jeden ze szpitali został zniszczony rakietą, drugi opanowany przez Amerykanów, inne nie były w stanie poradzić sobie z napływem rannych.

- W al Falludży nie ma ani jednego chirurga. Mamy jeden ambulans trafiony przez Amerykanów i rannego lekarza - opowiadał reporterom dr Sami al Dżumali. W walkach zginęło kilkunastu Amerykanów, a około 50 jest rannych. Mieszkańcy al Faludży mówią o dziesiątkach zabitych i rannych cywilów.

Mekka terrorystów

To nie pierwszy szturm na al Falludżę. W kwietniu, w zemście za śmierć czterech amerykańskich ochroniarzy, siły USA przystąpiły do pacyfikacji miasta. Jednak zaciekły opór, duże ofiary wśród ludności cywilnej i wzburzenie świata arabskiego skłoniły dowództwo amerykańskie do negocjacji. W efekcie al Falludża znalazła się pod kontrolą dawnych oficerów armii Saddama.

Spokój nie trwał jednak długo. W mieście nadal swobodnie działali partyzanci oraz zagraniczni bojownicy, niektórzy być może związani z al Kaidą. W Iraku tymczasem narastała fala terroru. Amerykanie i rząd iracki ogłosili, że właśnie w al Falludży znajduje się kryjówka Jordańczyka Abu Musaba al Zarkawiego, najgroźniejszego terrorysty w Iraku.

Miejscowi liderzy chcieli rozwiązać problem w drodze negocjacji, byli gotowi wpuścić siły irackie, by przeszukały miasto, ale nie zgadzali się na wejście Amerykanów ani na dobrowolne rozbrojenie. Twierdzili też, że żądanie wydania Zarkawiego jest niemożliwe do spełnienia, bo w al Falludży go po prostu nie ma. Rozmowy załamały się i iracki premier Ijad Alawi dał Amerykanom zielone światło do ataku.

Kto miał rację - nie wiadomo. Jeśli nawet Zarkawi był w mieście, to niemal na pewno już zdążył zbiec. To, jak długo potrwa bitwa, zależy w dużej mierze od tego, jak bardzo zdeterminowani są Amerykanie i jakie straty są gotowi zaakceptować. Partyzanci w al Falludży, dość powszechnie popierani przez jej mieszkańców, mogą się długo kryć w domach połączonych podwórzami i osłoniętych ogrodzeniem. Nawet jeśli oddadzą pole przeważającym siłom USA, to przegrana bitwa nie musi oznaczać jeszcze przegranej wojny. Niedawno Amerykanie chwalili się zdobyciem Samarry, ale po kilku dniach doszło tam do serii krwawych zamachów.

Kontratak w Ramadi

We wtorek iraccy partyzanci - a wśród nich mogli być bojownicy z al Falludży - po dobie walki, tracąc siedmiu ludzi, wyparli Amerykanów z centrum odległego o 50 km od al Falludży miasta Ramadi. Amerykańscy snajperzy wycofali się, a czołgi i transportery powróciły do wschodniej i zachodniej części miasta. Uzbrojeni w karabiny, rakiety przeciwpancerne oraz moździerze rebelianci z zakrytymi twarzami zaczęli tańczyć na głównej ulicy, strzelać w powietrze, krzycząc "Bóg jest wielki!". Wzdłuż ulicy wisiały flagi symbolizujące jedność z obrońcami al Falludży.

Sukces partyzantów zapewne nie potrwa długo, ale pokazuje, że wojny partyzanckiej Amerykanie nie są w stanie wygrać. Nawet jeśli opanują śródmieście al Falludży, to w piwnicach ruch oporu nadal będzie przygotowywał bomby. W trzecim mieście trójkąta sunnickiego - Bakubie - we wtorek nad ranem grupa al Zarkawiego zaatakowała trzy posterunki policji irackiej. Jeden z uderzonych rakietą budynków został całkowicie zniszczony. Zginęło 45 policjantów.

Falludża wzmocni opór?

Arabscy komentatorzy są niemal zgodni, że pacyfikacja al Falludży tylko wzmocni ruch oporu i doprowadzi do zaognienia postaw antyamerykańskich wśród Irakijczyków. W Arabii Saudyjskiej, Syrii i Jordanii czekają kolejne setki ochotników do niesienia odsieczy walczącym w Iraku.

Za decyzję o siłowym zdławieniu buntu al Falludży mocno krytykowany jest premier Alawi. Za negocjacjami opowiadał się m.in. prezydent Ghazi al Jaur. W proteście przeciwko atakowi na al Falludżę z rządu wycofała się Iracka Partia Islamska, najważniejsze sunnickie ugrupowanie polityczne, za Saddama prześladowane, a ostatnio współpracujące z rządem. Trudno to uznać za śmiertelny cios dla rządu, ale wygląda na to, że sunnici tracą resztki nadziei, iż zapowiadane nadejście demokracji w Iraku będzie dotyczyć również ich.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.