Śmierć reżysera Theo van Gogha dzwonkiem alarmowym dla Holandii

Gdyby Theo van Gogh przeżył, nakręciłby zapewne film o zamachu na siebie samego. Zszokowani jego zabójstwem Holendrzy zastanawiają się, co stało się z ich krajem. Czy to koniec holenderskiej tolerancji?

47-letni reżyser i gazetowy komentator, praprawnuk brata słynnego malarza Vincenta van Gogha, został brutalnie zamordowany we wtorek rano w Amsterdamie przez 26-letniego fanatyka z podwójnym obywatelstwem, holenderskim i marokańskim. Część gazet pisze, że zanim sięgnął po nóż, oddał do niego osiem - dziewięć strzałów, a do ciała przyczepił kartkę z wersetem z Koranu.

Siedem minut hałasu

Powód zamachu nie jest do końca jasny, ale wszystko wskazuje na to, że była to zemsta za oskarżycielski i obrazoburczy dla muzułmanów film van Gogha - "Submission" ("Podporządkowanie") przedstawiający straszny los muzułmańskich kobiet.

Policja twierdzi, że zabójca utrzymywał kontakty z jednym ze 150 islamskich terrorystów z czarnej listy holenderskich służb specjalnych. Chodzi o Samira Azzuza, który planował zamach na lotnisko Schiphol pod Amsterdamem.

We wtorek późnym wieczorem blisko 20 tys. Holendrów, w tym również muzułmańscy imigranci, wyszło na ulice centrum Amsterdamu ze świecami, trąbami, garnkami, by zademonstrować "głośne" poparcie dla ofiary nietolerancji. O "siedem minut hałasu" w obronie wolności słowa, której hołdował van Gogh, prosił sam burmistrz Amsterdamu Job Cohen. Porównał on reżysera do Voltaire'a - przedstawiał jako artystę szczerego i wygadanego, niezgadzającego się z establishmentem, broniącego własnego zdania za wszelką cenę.

Film "Submission" zrobiony we współpracy z somalijską emigrantką, a dziś holenderską deputowaną Ayaan Hirsi Ali przedstawiał historię muzułmańskich kobiet bitych, gwałconych i zmuszanych do małżeństwa, proszących w końcu Allaha o pomoc. Gdy tę zaledwie 10-minutową produkcję holenderska telewizja wyemitowała w sierpniu w środowiskach muzułmańskich rozpętało się piekło, bo film zawierał obrazoburcze dlań treści, w tym wersety Koranu na nagim ciele kobiety. Mimo gróźb van Gogh nie chciał policyjnej ochrony.

Stygmat Fortuyna

"Podporządkowanie" miało być pierwszą częścią kontrowersyjnego tryptyku. Reżyser przygotowywał też inny film - "06-05" o zabójstwie populisty Pima Fortuyna (zamordował go 6 maja 2002 roku holenderski lewicowy radykał). Polityczny mord na Fortuynie, który miał szansę zostać nawet premierem Holandii, wstrząsnął dwa lata temu krajem, podobnie jak dziś zabójstwo van Gogha. Co więcej, wyniósł chwilowo do władzy wrogo nastawionych wobec imigrantów populistów i choć dziś są oni w rozsypce, ich program odziedziczył częściowo centroprawicowy rząd Jana Petera Balkenendego.

Jakie będą skutki zabójstwa van Gogha? - Nie wykluczam dalszej radykalizacji nastrojów w środowiskach muzułmanów (900 tys. osób w 16-milionowej Holandii) - mówi "Gazecie" holenderski politolog Jean Tillie. - Wszystko w odpowiedzi na rosnącą niechęć do nich ze strony zwyczajnych Holendrów - dodaje.

Według Tilliego podwaliny słynnego kiedyś w całej Europie wieloetnicznego społeczeństwa Holandii zaczęły chwiać się już sześć lat temu, ale dramatyczny ich rozpad rozpoczął się po 11 września 2001 roku. - Podstawą spójności holenderskiego społeczeństwa i jego filarów: protestanckiego, katolickiego, ateistycznego i środowisk muzułmańskich, była tolerancja, dzięki niej dogadywały się one między sobą. Teraz zamiast tolerancji mamy dezintegrację i rozpad - mówi Tillie.

Zdaniem politologa odpowiedzią na zaistniałą sytuację nie może być zaostrzenie prawa wobec imigrantów i ich przymusowe wydalanie (co planuje rząd), ale odbudowa więzi między poszczególnymi społecznościami.

Copyright © Agora SA