Kolorowy sztafaż ludzki na pocztówkach z PRL

Wybór polskich pocztówek z lat 70. i 80. to książka, od której nie można się oderwać. Jeśli gdzieś można się dopatrywać w latach 70. socrealizmu, to właśnie na naszych pocztówkach

Oto na tle makiety Księżyca w Planetarium w Chorzowie stoi ponury mężczyzna ubrany w czarną skórę. Na dole widoczna pogięta kartka z napisem: "Prosimy nie dotykać makiety Księżyca". Ta fotografia Leszka Surowca na pocztówce z 1978 r. nie do końca spełnia wymogi instrukcji, którą rozdawano fotografom Krajowej Agencji Wydawniczej. To właśnie KAW w latach 1972-89 zajmowała się ich produkcją, bo na pocztówce powinien być zawsze ujęty "kolorowy sztafaż ludzki".

Instrukcję w archiwum KAW odnalazł autor książki Mikołaj Długosz.

Ładne dziewczyny i garbus

I tak np. zdjęcia miejskie trzeba było robić tak: "ulice osiedla zaludnione, ujęcia ruchliwe, słoneczne, kolorowe samochody; ludzie w miarę możliwości dobrani, żywo, kolorowo ubrani; w zdjęciach ujmować kwietniki i zieleńce miejskie, szkoły koniecznie z dziećmi i młodzieżą. Zdjęcia puste nie będą rozpatrywane".

Z kolei jeśli zaś tematem był krajobraz przemysłowy i rolniczy, proszono o "fotografowanie ciekawego budownictwa przemysłowego w krajobrazie w zbliżeniu ze sztafażem ludzkim, np. górnicy na tle szybów kopalnianych, brama huty z robotnikami w większej grupie, stocznie, porty itp. Nowoczesne prace polowe - mechaniczne siewy, żniwa. Hodowla - stada krów, koni, owiec na pastwisku w ciekawym krajobrazie. Zbiory np. owoców/Ładne dziewczyny/".

Pocztówka z tego okresu pokazuje świat dobry, wesoły i optymistyczny: słońce, pogoda, zwykli ludzie w zwykłych ubraniach - ani garnitur, ani drelich - samochody czyste, w miarę kolorowe. Jeden z autorów pocztówki, jak zauważył Mikołaj Długosz, by ubogacić fotografowane przez siebie szare polskie miasta i miasteczka, dyskretnie umieszczał w kadrze własnego czerwonego volkswagena garbusa.

Jesteśmy na wczasach, opalamy się

Ciekawe są klasowe aspekty. Polski chłop zgodnie z instrukcją nie pojawia się tu wcale. Mieszkaniec wsi może wystąpić na pocztówce wyłącznie jako twórca ludowy lub członek ludowej kapeli. Długosz, który kilka miesięcy przesiedział w archiwum, twierdzi, że nawet na slajdach, które nie poszły do druku, żadnych górników na tle kopalni nie ma. Być może dlatego, że w drugiej połowie lat 70. duże grupy robotników na tle bram zakładów wyglądałyby już zbyt niepokojąco (szykują się do strajku?). A może górnicy wychodzący ze zmiany w kopalni nie dawali się fotografowi tak łatwo ustawić jak matki z dziećmi, renciści i wczasowicze? Tego pozowania na pierwszy rzut oka nie widać, ale większość osób robi to na życzenie fotografa.

Z pocztówek wynika, że pocztówkowi obywatele PRL to ludzie czasu wolnego, którzy masowo się opalają, wypoczywają w ośrodkach wczasowych, zwiedzają ciekawostki przyrodnicze. Brak tu życia politycznego, wszechobecnych wtedy transparentów, haseł. Długosz odciął tę dziedzinę świadomie, interesował go bardziej nostalgiczny powrót do własnego dzieciństwa niż krytyka ustroju.

Jednak ustrój, choć dawno skompromitowany i obnażony, wciąż jeszcze potrafi się kompromitować i obnażać. Te sielankowe pocztówki mimochodem np. pokazują natarcie słowiańskiej retoryki w Polsce po 1968 r. Zostały wydobyte przez Długosza ze smakiem, np. "Słowiański plac zabaw dla dzieci" w kształcie starożytnej osady na osiedlu im. Kopernika w Legnicy czy "Stare grodzisko" w Kaliszu, gdzie na zboczu pagórka rozrzucono malowniczo betonowe kręgi zdobione freskami o życiu dawnych Słowian.

Za czym kolejka ta stoi

Długosz grzebie w tych pocztówkach w stylu filmów Antonioniego. Dostęp do oryginalnych slajdów w archiwum KAW umożliwił mu świetną zabawę, która przypomina film "Powiększenie". Zbliżenia pokazują szczegóły, które mogły się skryć przed okiem cenzora i cioci z Siedlec, która dostała kartkę. Panowie w krzakach w dalekim planie pocztówki z ośrodka Dolina Trzech Stawów najwyraźniej zabierają się do otwarcia pół litra wódki. W sklepie Społem w Kaliszu (1978) coś rzucili, wewnątrz niewielkiego pawilonu panuje nieprawdopodobny tłok, kolejka wylewa się na chodnik, przyszedł nawet milicjant.

Jest też niezdyscyplinowana młodzież. Na pocztówce ze szkoły w Izbicku nauczyciel nie potrafił zapanować nad uczniami. Czasem kompromitacja rzeczywistości polega na zestawieniu dwóch pocztówek. Oto Dąb Tysiąclecia w Kadynach z 1977 r. A rok później? Co za wstyd! Tablica z napisem "Parking" wyrwana. Pocztówka raczej nie poszła do druku. Sztafażu ludzkiego tu brak.

Świat sprzed globalizacji

"Ta książka dotyka nerwu narodowego, a jednocześnie utwierdza wielu obcokrajowców w swych przekonaniach na temat tego, co brytyjskie". Taką opinię o książce Długosza na Amazon.com napisał recenzent albumu Martina Parra "Nudne pocztówki".

Album Parra, brytyjskiego fotografa z agencji Magnum, ukazał się siedem lat temu. Po brytyjskich Parr wydał jeszcze "Nudne pocztówki" amerykańskie i niemieckie. Książka Długosza nie jest więc polską specjalnością. Jest częścią zjawiska estetyzacji kultury masowej lat 60., 70. i 80., a także pocztówek sprzed kilku dekad.

Długosz zbierał stare pocztówki od dawna. Kiedy ukazał się album Parra, Długosz poinformował go, że ma taki sam pomysł. Parr się zgodził. A tytułu "Nudne pocztówki" Długosz używa w swoim blogu, gdzie wkleja coraz to nowe pocztówkowe znaleziska.

Co mają wspólnego stare pocztówki polskie, brytyjskie, niemieckie? Pokazują klimat, którego już nie ma. To nie tylko świat sprzed upadku żelaznej kurtyny, ale świat sprzed niesamowitego przyspieszenia cywilizacyjnego lat 90.

Brytyjczyków, Amerykanów czy Niemców kręci ich własny kraj sprzed globalizacji. Jeszcze mały, swojski, jakoś tam prowincjonalny.

Coś podobnego jest w polskich pocztówkach. Porządek, ład, spokój, sielanka, to nie tylko cecha spokojnego więzienia w ramach Układu Warszawskiego. Świat Zachodu wtedy też był nudny. Może nie czuł się zagrożony tak jak dziś?

Oczywiście polska nuda była inna. Polska kultura wizualna okresu socjalizmu jest odrębnym fascynującym tematem. Choćby architektura. Tak jak są tu złe i dobre pocztówki, tak są złe i dobre budynki.

Ta książka to świetny materiał dla badacza polskiej architektury. Przecież jest różnica między straszliwym barakiem restauracji w Rytrze a doskonałą formą Teatru Ziemi Rybnickiej autorstwa znanego kiedyś architekta Henryka Buszki. Pomysł Długosza jest nagle bardzo aktualny. Pal sześć baraki, ale co się dziś dzieje z tą dobrą architekturą? Niestety, najczęściej się ją wyburza, w najlepszym razie okłada sidingiem. Architektura zapomnianego dziś modernizmu lat 60. i 70. nie jest chroniona. To, co po tych latach zostaje, to bloki.

"Boże, jak brzydko" - powiedział ktoś, przeglądając tę książkę. Być może. Ale dzisiaj na wielu blokowiskach jest jeszcze brzydziej. To, co było jasne, poczerniało, a beton popękał. Z tym że nie wszędzie to widać, bo przez 30 lat na miejscu, gdzie kiedyś był asfalt, wyrosły drzewa. Może w przyszłości Polska będzie wyglądać jeszcze lepiej, gdy cały widok zasłonią nam dęby. Dęby 2000-lecia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.