Wszystkie światła Berlina na Chiny

Na Art Forum w Berlinie można kupić fotografię za 500 euro i rzeźbę za 100 tysięcy. Lepiej rzeźbę. Jest najmodniejsza. Zwłaszcza wystylizowana na chłam, o konsystencji i kolorach wysypiska śmieci.

W Berlinie jednocześnie zorganizowano trzy imprezy handlowe poświęcone najnowszej sztuce. Targi Art Forum ze 120 galeriami z całego świata, które odbywają się w gigantycznych budynkach berlińskich hal targowych, odwiedzić można do środy. Targi Preview (53 galerie) i Liste (43 galerie) są mniejsze. Obie zorganizowano w pofabrycznych, przepięknych budynkach Berlina wschodniego.

Po co tyle podobnych imprez w jednym mieście i w jednym czasie? Targi mnożą się nie tylko w Berlinie. W czerwcu w Bazylei obok renomowanego ArtBasel odbywają się mniejsze targi o nazwie Liste (od 1996 r.) oraz VOLTAshow (od 2005 r.) To oznaka boomu. Na młode targi przyjeżdżają coraz młodsze galerie z coraz młodszymi artystami.

Malarstwo się trzyma

Na Preview rozmawiam z młodym kuratorem z Mediolanu Davide Gallem, który rok temu otworzył galerię w Berlinie. O uczestnictwie w Art Forum nawet nie myślał, tam dopuszcza się galerie, które istnieją przynajmniej trzy lata. Czy będzie się kiedyś o to starał? To droga impreza - za stoisko na Art Forum trzeba płacić kilka tys. euro, a udział w Preview kosztuje tylko 2 tys. Gallo pokazuje m.in. wideo artystki z Kazachstanu Almagul Menlibajewej; niedawno wystawiała w CSW w Warszawie. Na filmie "apa" kilka nagich czarnowłosych kobiet stoi zakopanych po pas w kopcach śniegu. Kupił to ktoś, kto wcześniej o artystce nie słyszał, zachwycił się i już. Cena nie przekroczyła 5 tys. euro.

Także na Art Forum młodzi lub dopiero zaczynający międzynarodową karierę artyści nie sprzedają drogo. I właśnie te niskie ceny tak podniecają kolekcjonerów. W dzień otwarcia pod pracami w szybkim tempie pojawiają się czerwone kropki - sprzedane.

Zwracam uwagę na świetne filmy młodego artysty meksykańskiego Oscara Cueto w galerii Niny Menocal z Mexico City. Te krótkie animacje robione w prostym rysunkowym stylu pokazują młodego człowieka w sytuacjach ekstremalnych. Np. strzela on do siebie, skutkiem czego na ścianie pojawia się czerwony rozprysk w stylu abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Albo jest maltretowany przez kilka osób. Ten akurat filmik nazywa się "Dziesięć złych recenzji". Zestaw czterech filmów kosztuje 4400 euro.

W stoisku galerii Taik z Helsinek prace młodej fińskiej fotografki Anni Leppala można kupić już za 500-900 euro. Film i fotografia wciąż są najtańsze. Zasada jest prosta: to, co można reprodukować, jest niżej cenione od tego, co oryginalne i niepowtarzalne. Dlatego malarstwo wciąż trzyma się mocno.

Nowojorska galeria Leo Koenig już pierwszego dnia targów sprzedała obraz sławnego malarza niemieckiego Jorga Immendorfa, średniej klasy, ale za to z 1981 r., czyli z okresu burzy i naporu ruchu Neue Wilde. Kosztował 150 tys. euro i był najdroższą pracą, jaką udało mi się znaleźć na tegorocznych targach. To i tak nie jest najwięcej, jeśli chodzi o rynek niemiecki. Modny Matthias Weischer reprezentowany przez galerię Eigen+Art w Berlinie, która wprowadziła na rynek wschodnioniemieckich malarzy, sprzedaje się po 200 tys. euro. Kilkusettysięczne ceny za obrazy osiąga ciągle stojący na szczycie listy niemieckich artystów Gerhard Richter.

Malarstwa, nawet słabego, jest na targach dużo. Malarstwo sprzedaje się zawsze, zwłaszcza w czasie boomu gospodarczego. Jednak w tym roku wcale nie mówi się o modzie na malarstwo. Mówi się o modzie na rzeźbę.

Rzeźba z odzysku

Rzeźba to specyficzna. Nie chodzi o klasyczne odlewy z brązu, ale o nowy typ instalacji, która wygląda jak nieudana praca z zajęć praktyczno-technicznych w podstawówce. Gatunek ten nazwałabym "recycled sculpture", rzeźbą z odzysku, wystylizowaną na chłam, o konsystencji i kolorach wysypiska śmieci. Ma cieszyć swoją obrzydliwą estetyką.

Najbardziej dobitny przykład: kompozycja "Rzeźbiarz, diabeł i architekt" autorstwa Holendra Folkerta de Jonga w stoisku Peres Projects z Los Angeles. Przedstawia kłótnię trzech wymienionych w tytule osób, ubranych na różowo i zgromadzonych wokół wielkiej żółto-niebieskiej kupy malowanego styropianu. Artysta upchnął tam jeszcze popiersie Peggy Guggenheim. Cena 100 tys. euro.

Popularność tej nieprzyzwoicie ocierającej się o kicz sztuki idzie w parze z niegasnącą modą na to co chińskie. Obojętnie jak bezsensowne, powierzchowne i wtórne wobec pop-artu - ważne, że nazwisko artysty ma brzmienie chińskie. Galerie niemieckie i szwajcarskie zakładają filie w Chinach, jak np. Urs Meile z Lucerny, która od lutego 2006 r. urzęduje też w Pekinie. Na targach wystawia m.in prace Ai Wewei, który specjalizuje się w ceramice. Jego komplet waz chińskich oblanych cukierkowymi farbami kosztuje 120 tys. euro.

Ale Art Forum adresowane są nie tylko do gustu zamożnych mieszczan. Tutaj próbuje się sprzedać nawet performance. K Galleri z Oslo wystawia "żywą fotografię" norweskiego artysty Crispina Gurholta. Przez dwie godziny w przezroczystym boksie bez ruchu tkwią dwie postaci - dyrektor galerii (siedzi za biurkiem) i asystentka (stoi obok). Praca kosztuje 20 tys. euro, jeśli ktoś ją kupi, warunki i sposób jej odtworzenia są do negocjacji. Zaskakuje mnie co innego - Gurholt użył czarnoskórych aktorów. Ujawnił fakt tak oczywisty, że niedostrzegalny. Na targach takich osób nie ma. Właściciele galerii na świecie są biali.

W polskiej enklawie

Galerzyści na targach mają kilka strategii. Np. wystawić sławne nazwisko i zarobić od razu dużo. Lub też iść w eksperyment i testować w ten sposób rynek. Albo pokazać tylko jedną pracę, ale za to tak wyrazistą, żeby wszyscy ją sobie zapamiętali. Jak galeria Johnen z Berlina.

Obraz jest ogromny i przedstawia tłum krzyczących mężczyzn. Autor nazywa się Helmut Stallaerts, ma 24 lata i pochodzi z Belgii. Nad obrazem pracował pół roku, może dlatego kosztuje aż 55 tys. euro. Nie jestem przekonana o jego wartości. Jego wzniosłość wydaje się tandetna.

Galeria Johnen od kilku lat współpracuje z polskimi artystami: Bujnowskim, Kuśmirowskim, Sasnalem. Na targach na zapleczu galerii wiszą dwa obrazy Pawła Susida. To bodaj jedyny polski artysta w stoiskach międzynarodowych galerii. Oczywiście polskie galerie pokazują Polaków. W Art Forum biorą udział dwie - Zderzak z Krakowa i lokal_30 z Warszawy. Zderzak wystawia klasykę: Andrzeja Wróblewskiego i Jarosława Modzelewskiego, którego obraz "Hebel" widziałam z oznaczeniem rezerwacji. Obok Zderzaka jest jedna galeria węgierska - Eriki Deak. Gdyby targi Art Forum były miarodajne, nie byłoby mowy o modzie na polską sztukę. Na szczeście sączy się ona na świat innymi kanałami: jak prestiżowe Art Basel i frieze w Londynie oraz FIAC w Paryżu. Te dwa ostatnie już w październiku. Art Forum pokazują świat, który jeszcze jest do zdobycia: rynek sztuki nie tylko całkowicie biały, ale całkowiecie zachodni.

Art Forum 30 września - 4 października, Preview Berlin 29 września - 3 października, Berliner Liste 2006, 30 września - 4 października

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.