Paraliż dramatyczny w Narodowym

Nieudany eksperyment w Teatrze Narodowym. Najnowsza premiera Studia Dramatu to słaba parafraza ciekawego dramatu ?Imieniny" Marka Modzelewskiego

Z akcji pozostał ogólny zarys, dialogi wymyślili na próbach aktorzy, pojawiły się nowe sceny. "Swobodnie, bez analizy tekstu krążyliśmy wokół zdarzenia, postaci, relacji między nimi" - wyjaśnia w programie swoją metodę twórczą reżyser Aleksandra Konieczna. Jej zdaniem "słowo umieszczone na początku procesu twórczego paraliżuje i uśmierca wyobraźnię".

Wszystko byłoby w porządku, gdyby Konieczna eksperymentowała tak w jakimś offowym teatrze. Jeśli autor godzi się na wyrzucenie trzech czwartych tekstu, nie ma sprawy. Jednak "Imieniny" powstały w ramach Studia Dramatu, finansowanego z publicznych pieniędzy projektu, którego celem jest warsztatowa praca nad polskimi sztukami. Doskonalenie tekstów, a nie reżyserii. Czy "swobodne krążenie" wokół dramatu Marka Modzelewskiego wzbogaciło tekst? Czy powstała ciekawsza, lepiej napisana sztuka? Nie, parafraza jest gorsza od oryginału. "Imieniny" to portret inteligencji z małego miasta, która spotyka się na przyjęciu u lokalnego przedsiębiorcy. Za stołem siadają lekarze, urzędnik, nauczyciel, kierowniczka apteki - miejscowa elita. Modzelewski z okrutną ironią pokazuje ich ciasnotę myślenia, podwójne standardy moralne, układy, kłamstwa i hipokryzję, która pozwala tolerować zdradę w rodzinie jubilata, ale każe surowo oceniać związek jego córki z żonatym mężczyzną. To sztuka o mitycznej klasie średniej, która miała być zbawieniem dla Polski, tymczasem sama potrzebuje pomocy psychoterapeuty albo księdza.

Konieczna nie naprawiła głównej wady dramatu, jaką jest słabe zróżnicowanie postaci - jak w kiepskim słuchowisku wszyscy mówią tak samo i o tym samym. Próbowała za to ulepszyć sztukę za pomocą cytatów. Są tu wyświetlane fragmenty filmu "Prawo i pięść" z Gustawem Holoubkiem z 1964 roku, Grażyna Szapołowska śpiewa znaną piosenkę z tego filmu "Nim wstanie dzień", a także recytuje fragment sztuki Michała Walczaka "Podróż do wnętrza pokoju". Jakby tego było mało, na scenie pojawia się chudy osobnik w przepasce na biodrach i zasiada przy stole w pozie z "Ostatniej Wieczerzy". Rozumiemy, że na imieniny przybył sam Jezus zaniepokojony moralnym upadkiem polskich elit.

Ten, pożal się Boże, symbolizm, wywołuje wrażenie myślowego chaosu i tworzy niezamierzone efekty komiczne. Co ma wspólnego sztuka o prowincjonalnej elicie z sensacyjnym filmem o szabrownikach z Ziem Odzyskanych, dramatem Walczaka o cierpiącym na depresję 30-latku oraz Ewangelią? Odpowiedzi prosimy nadsyłać do działu literackiego Teatru Narodowego.

Tam, gdzie reżyserka daje się "sparaliżować" przez słowo, spektakl bywa ciekawy. Konieczna ma świetną intuicję reżyserską, znakomicie wyłapuje ukryte relacje między postaciami i potrafi je pokazać, jak w scenie z kochanką jubilata, na widok której tłum gości milknie. Aktorzy wyszli z eksperymentu obronną ręką, zwłaszcza aktorki: Gabriela Kownacka jako żona jubilata na krawędzi załamania nerwowego i Maria Maj w roli urzędniczki, komicznie stęsknionej za miłością. Ciekawy epizod zagrała Barbara Horawianka jako gospodyni, która sypie na stół kiszone ogórki z plastykowego wiadra, niszcząc aurę eleganckiego przyjęcia. Spektakl ma tempo i energię, nie ma tylko myśli.

Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy Aleksandra Konieczna pisze sztukę na scenie, zamiast ją wystawić. Poprzednio tej samej metody użyła wobec "Heleny S." Moniki Powalisz, z podobnym skutkiem. Może czas, żeby sama chwyciła za pióro?

Teatr Narodowy w Warszawie, "Imieniny" na podstawie sztuki Marka Modzelewskiego, opracowanie tekstu i reżyseria Aleksandra Konieczna, scen. Magdalena Maciejewska, prapremiera 20 czerwca. Następne spektakle 22 i 23 czerwca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.