Benedykt XVI z Eltonem Johnem, czyli terror wolności

Co będzie dalej z galerią Kronika w Bytomiu? Na razie miejscowi politycy napiętnowali ją za nonkonformizm

O co poszło? 19 maja w bytomskiej galerii Kronika w czasie otwarcia wystawy "Bad News" odbył się koncert czeskiej grupy Guma Guar. Koncertowi towarzyszył plakat uznany przez gazetę "Życie Bytomskie" za obrażający uczucia religijne. Gazeta wydrukowała natychmiast oświadczenie Bytomskiego Środowiska Wiernych Tradycji Łacińskiej: "Żądamy od organów ścigania wszczęcia postępowania w celu wykrycia i ukarania sprawców".

Władze miasta wręczyły szefowi Bytomskiego Centrum Kultury, któremu podlega Kronika, naganę. A radni zapowiedzieli, że przyjrzą się uważniej programowi galerii. We wtorek ma się odbyć w Kronice posiedzenie komisji kultury Rady Miejskiej Bytomia.

W obronie galerii list otwarty napisali krytycy sztuki, m.in. Wojciech Krukowski, Agnieszka Morawińska, Anda Rottenberg i Adam Szymczyk.

Plakat był fotomontażem. Przedstawiał papieża Benedykta XVI trzymającego w podniesionej ręce głowę piosenkarza Eltona Johna. W czasie koncertu Czechów obok widniał napis: "Wszyscy jesteście ciotami".

Widziałam ten plakat. Jest tak absurdalny, że aż śmieszny. Ale wiem, że świat jest dziś na obrazy drażliwy. I to nie tylko świat muzułmański. Zaciera się różnica między deklaracją a prowokacją, między ikoną a karykaturą. Jednak czeski plakat to tylko prowokacja i karykatura.

Guma Guar walczą z układem

Wyjaśnić trzeba, że kontrowersja nie powstała na wernisażu, tylko tuż przed nim, kiedy grupa Guma Guar pokazała organizatorom wystawy ten plakat. W swoim pierwszym projekcie na wystawę artyści nie uwzględnili go, bo go po prostu nie było. Dopiero kiedy Czesi - anarchiści i antyglobaliści - dowiedzieli się o zbliżającej się wizycie papieża w Polsce oraz o homofobicznych deklaracjach niektórych naszych polityków, zareagowali plakatem.

Może i głupio. Ale perfidnie. Bo ich prowokacja nie tyle była wymierzona w polskie społeczeństwo, ale tak naprawde w instytucję, która ich zaprosiła. Guma Guar to akcja radykalna. Uderzą w każdy "układ". Jeśli ktoś reprezentuje państwową instytucję, dla nich też jest częścią "układu".

Bracia Kaczyńscy w Wilanowie

Tak samo zachowała się ostatnio wobec warszawskiego Muzeum Plakatu w Wilanowie grupa RAT - Radykalna Akcja Twórcza z Gdańska. W kwietniu muzeum zaprosiło ich na wystawę o polskiej sztuce ulicy. RAT działa nielegalnie, rozlepiając w miastach antywojenne i antyrządowe plakaty. Taki też wysłali do Wilanowa. Przedstawiał braci Kaczyńskich jako nazistów. Muzeum odmówiło jego pokazania, tłumacząc, że jest finansowane z pieniędzy państwa. Dlaczego w takim razie zdecydowało się zaprosić grupę znaną z antypaństwowej, ostrej symboliki? Wiadomo, że RAT-owcy tego, kogo nie lubią, pokazują z reguły jako faszystę.

RAT-owcy nie występują pod nazwiskiem, nie odsłaniają twarzy, nie udzielają wywiadów. Muzeum musi. Ten, kto wystawia prace grupy RAT, bierze za nie odpowiedzialność.

Guma Guar też działa anonimowo. Jednak w odróżnieniu od warszawskiego Muzeum Plakatu organizatorzy wystawy w Bytomiu zachowali się konsekwentnie. Najpierw negocjowali z grupą, by wycofała plakat. Kiedy zagroziła zerwaniem wystawy, zdecydowali się go pokazać. Osiągnęli też kompromis. Guma Guar zgodziła się, by plakat był tylko na koncercie. Dlatego w oświadczeniu prasowym szefowie Kroniki przedstawili autokrytycznie swoje zachowanie jako "wewnętrzną cenzurę".

I tu tkwi najtrudniejszy problem, przed którym stoją dziś polskie instytucje sztuki. To problem konfliktu wolności i odpowiedzialności.

Krzyżowanie kuratora wystawy

Wolność nakazywałaby zdjęcie tej pracy. Plakat zniesmaczył zarówno kuratorki, jak i dyrektora galerii. Zareagowali z niechęcią zarówno na jej przekaz, jak i sposób, w jaki została im podsunięta. Bo przypominał szantaż. Bo jeśli czescy twórcy ryzykują, to na koszt galerii. W razie skandalu zapłacą za niego szefowie placówki, a nie Guma Guar, która w tym czasie będzie sobie koncertować w Pradze.

Ale oprócz wolności jest jeszcze odpowiedzialność. W Bytomiu kuratorki Magdalena Ujma i Joanna Zielińska oraz dyrektor Sebastian Cichocki oddali kawałek swojej wolności za to, by w Polsce mógł się poczuć wolnym artystą. Wystawili obraz, z którym się nie zgadzali, który ich żenował. Mieli do wyboru: ulec albo szantażowi artystów, albo presji autocenzury. Wybrali to pierwsze.

Nazwiecie to terrorem wolności? Proszę bardzo. Było to moim zdaniem jedyne wyjście z sytuacji.

Tym bardziej że wystawa "Bad News" dotyczy właśnie odpowiedzialności za obraz, który się rozpowszechnia. Mówi o tym, jak media przedstawiają wojnę i katastrofy, jak cenzurują i sieją grozę.

Zresztą nie tylko media. Jest tu m.in. znakomity film "Mondo Veneziano" Antoine'a Pruma z Luksemburga. To rozmowa malarza, współczesnego artysty, teoretyka i kuratorki. Każdy chce tego drugiego jakoś "urobić". W końcu teoretyk krzyżuje malarza, a artysta wyjmuje serce kuratorce. Bo kurator musi dużo wycierpieć z miłości do sztuki. Przypadkowo ta scena stała się metaforą konfliktu w Bytomiu - kiedy artyści postawili kuratorów pod ścianą, ci wybrali prawo do wolności artysty.

To ważna deklaracja także w świetle procesu Doroty Nieznalskiej, który ciągnie się czwarty rok.

Dziś nastąpiła nie tylko radykalizacja sztuki, ale i protestów przeciw sztuce. Dopóki skrajne ugrupowania będą straszyć galerie prokuraturą, będą one musiały iść śladem Bytomia i wystawiać dzieła nawet słabe czy powierzchowne, jeśli tylko będzie w nich cień protestu.

Copyright © Agora SA