Alice In Chains - rock w cieniu śmierci

Jak to jest, gdy wokalista umiera, a zespół chce grać dalej? W środę pierwszy koncert w Polsce da amerykańska grupa Alice in Chains, która wróciła na scenę po tragicznej śmierci Layne'a Staleya

Zespół zaczął w 1987 r. od heavy metalu, ale na początku lat 90. został uznany za jedną z gwiazd sceny grunge obok Nirvany, Pearl Jam i Soundgarden. Ich drugi album "Dirt" kupiły trzy miliony Amerykanów. Na okładce następnej płyty "Alice In Chains" pies bez jednej łapy miał symbolizować zespół, którego jeden członek był wciąż nieobecny - to wokalista Layne Staley pogrążony w nałogu heroinowym. Klasę grupy potwierdził rewelacyjny koncert z cyklu "MTV Unplugged", na którym postępująca choroba Staleya była już jednak widoczna. Zespół powoli przestawał istnieć: Staley zaśpiewał jeszcze na płycie grupy Mad Season, pozostała trójka nagrała sygnowany przez gitarzystę Jerry'ego Cantrella album "Bogey Depot", ale pod szyldem Alice In Chains ukazywały się już tylko składanki. Ciszę o zespole przerwała wiadomość o śmierci Staleya: przedawkował narkotyki 5 kwietnia 2002 r. Miał 35 lat.

W tym roku zespół odrodził się jako trio: Jerry Cantrell (gitara, głos) i perkusista Sean Kinney oraz grający z nimi od 13 lat basista Mike Inez. W maju ruszyli w światową trasę koncertową.

Nazwa to znak firmowy

Czy zespół bez dawnego wokalisty może dalej grać pod tą samą nazwą? To nie pierwszy taki przypadek. AC/DC mimo śmierci wokalisty Bona Scotta nie przerwała działalności, niemal od razu zatrudniła Briana Johnsona. Fiasko poniosły dwie płyty The Doors nagrane wkrótce po śmierci Jima Morrisona. Ale już zorganizowana po niemal ćwierć wieku trasa koncertowa The Doors Of The 21st Century (nie wszyscy członkowie grupy zgodzili się na powrót) odniosła przed dwoma laty sukces finansowy.

Nazwa zespołu to wartościowy znak firmowy. Dlatego długowieczne zespoły rockowe wciąż grają, nawet kiedy ze starego składu zostanie tylko jeden muzyk (Canned Heat, The Wailers). Dlatego wciąż słyszymy o powrotach dinozaurów rocka czy muzyki pop. Największe kontrowersje budzą zespoły, które grają mimo śmierci wokalisty, frontmana, "twarzy" zespołu. Większość fanów grupę Queen kojarzy z Freddie'em Mercurym, a The Doors z Morrisonem. Następca naraża się na krytyczne porównania, nawet gdy sam ma bogatą biografię: z Queen płytę nagrał przecież Paul Rodgers (Free), a z The Doors Of The 21st Century koncertował Ian Atsbury (The Cult). A co dopiero, gdy jest to wokalista szerzej nieznany?

Nie miał łatwego życia Jacek Dewódzki, gdy zaczął śpiewać z Dżemem w kilka miesięcy po tragicznej śmierci Ryszarda Riedla. Łatwiej było jego następcy Maciejowi Balcarowi. Przejął mikrofon Dżemu w 2001 r., gdy emocje nie były już tak silne. Członkowie Dżemu ciężko potraktowani przez los (przed rokiem zmarł klawiszowiec Paweł Berger) nie zastanawiali się nad zmianą nazwy. - Gdyby umarli ci rodzice, to zmieniłbyś nazwisko? - odpowiedział gitarzysta Jerzy Styczyński na pytanie, czemu Dżem bez Riedla wciąż nazywa się Dżem.

Zamiennik to nie oryginał

Zmiana muzyka rzadko pociąga za sobą zmianę muzyki. Słuchając nowej płyty INXS, trudno zauważyć, że w zespole nie śpiewa już Michael Hutchence. Widać tu także rolę promocji w karierze zespołu rockowego: członkowie INXS nowego wokalistę J.D. Fortune wybrali w telewizyjnym reality show Rock Stars. Podobnie zrobiła grupa Velvet Revolver. Stworzyli ją byli instrumentaliści Guns'N'Roses: po kilku miesiącach przesłuchań (dokumentowanych przez muzyczną stację telewizyjną VH1) wybrali Scotta Weilanda, wcześniej wokalistę grupy Stone Temple Pilots. A co zrobił wokalista Axl Rose, przy którym zostało prawo do nazwy Guns'N'Roses? Zatrudnił nowych muzyków (jest dziś jedynym z oryginalnego składu) i ruszył w trasę (15 czerwca zagra w Warszawie).

Liderem grupy Alice In Chains od zawsze był śpiewający gitarzysta Jerry Cantrell. To on założył zespół, napisał słowa i muzykę do większości utworów. Gdy przed kilkoma tygodniami zapytałem go, czy Alice In Chains zachowa nazwę, odparł: "Każdy z nas jest Alice In Chains. Ja to wciąż ja, choć umarł mój przyjaciel. Stało się nieszczęście i zabrakło jednego z nas. Długo nie mogliśmy się z tego otrząsnąć, ale chcemy grać dalej z szacunku dla Layne'a i dla siebie. Gdy umarł, mówiono że był ćpunem. To prawda, ale był też kimś więcej. Chcemy to głośno powiedzieć.

Cantrell nie chce nikim zastępować Staleya, ale na koncertach ktoś partie zmarłego wokalisty musi śpiewać. Wybór padł na Williama DuValla, członka koncertowej grupy Cantrella i frontmana zespołu Comes With The Fall. Gitarzysta mówi jednak: - Nie mamy teraz wokalisty. Jest gość, który pomaga mi śpiewać na koncertach.

W maju zespół ruszył w światową trasę koncertową. Na inauguracyjnym koncercie w Los Angeles pojawili się znamienici goście (Billy Corgan, Duff McKagan, Mark Lanegan). Każdy z nich grał kiedyś w słynnych zespołach. Dziś Corgan planuje reaktywację Smashing Pumpkins, a McKagan próbuje szczęścia w Velvet Revolver (reklamowanym nazwiskami muzyków i nazwami ich byłych zespołów). Były basista Guns'N'Roses ruszył też w trasę z Alice In Chains (ma pojawić się również w Polsce). Dobrze wie, ile dla rockowego zespołu znaczy nazwa.

Alice In Chains zagra w środę w katowickim Spodku (bilety od 99 do 140 zł). Jako support wystąpią grupy Bloodsimple i Stone Sour (projekt Coreya Taylora z Slipknot).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.