Intencją Dziadka było odtworzenie akowskiej "specgrupy" ze współczesnych młodych ludzi, by oczyścili ulice Warszawy ze "szkopów, kacapów i makaroniarzy", stojąc na straży "integralności politycznej i terytorialnej Rzeczpospolitej, oczywiście w granicach sprzed 1939". Chciał, by jego wnuk razem z rówieśnikami wreszcie dokończyli walkę sprzed pół wieku.
Niestety, jak zawsze w naszej historii i tym razem konspiratorzy muszą wkroczyć nie do tej walki, na którą się szykowali, nie w tym terminie, jaki planowali, i nie z takim uzbrojeniem, na jakie liczyli. Choćby więc Dziadek walił z wściekłością laską o podłogę, wyszkoleni przez niego młodzi ludzie muszą się zająć innymi sprawami - scenarzysta podobno ma pomysły aż na dwadzieścia kolejnych odcinków.
Warto było czekać dwa lata, nim pomysł Mieszkowskiego zmaterializował się w postaci gotowego produktu, pięknie wydanego na papierze kredowym. Jakość realizacji dorównuje jakości pomysłu. Rysunki Marka Oleksickiego i Łukasza Mieszkowskiego przypominają styl Enki Bilala - płynnie łączą surrealizm z hiperrealizmem.
Akcja komiksu dzieje się we współczesnej Warszawie narysowanej bardzo precyzyjnie na podstawie dokumentacji fotograficznej. Można rozpoznać pokazane tu budynki i ulice. Jeśli ktoś chodzi do liceum, to jest to konkretnie liceum im. Cervantesa. Jeśli idzie na kebab, to można rozpoznać bar uliczny na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Bogaty jest też dalszy plan rysunków - jeśli na stoliku Dziadka leży ilustrowane czasopismo, można w nim rozpoznać "Tele Tydzień".
Jednocześnie jednak fabuła ma charakter fantastyczny po komiksowemu. W pierwszym odcinku zatytułowanym "Metametal" w Warszawie pojawia się szatański stwór - nastoletni fan heavy metalu, który pod wpływem zawodu miłosnego wezwał szatana na pomoc, po czym stał się pustoszącym Warszawę latającym potworem. Mamy więc w tym komiksie fantastycznego potwora ziejącego ogniem na realistycznej ulicy Mazowieckiej i odlatującego na realistyczną iglicę Pałacu Kultury.
W samej fabule też jest pełno uroczych polskich smaczków (np. policjanci ruszający do walki z potworem i dodający sobie otuchy tekstem: "Nie takie żeśmy akcje z panem sierżantem w stanie wojennym odwalali"). Sam pomysł zderzenia stetryczałego, na poły zdemenciałego Dziadka z grupą młodych ludzi też jest trafną metaforą polskiej codzienności.
Komiksowa "specgrupa" nie jest jakąś amerykańską sprawnie zarządzaną "fantastyczną czwórką" czy "ligą sprawiedliwych". Tutaj każda decyzja szefa natychmiast jest kontestowana i wykpiwana przez jego podwładnych, faktyczne zaś działania specgrupy są wynikiem radosnej improwizacji i samowolki.
Gdybyśmy mieli w Polsce normalnie działające mechanizmy promocji, producenci telewizyjni ustawialiby się właśnie w kolejce u autorów komiksu o prawa do adaptacji "Specgrupy" na serial telewizyjny. Ale cieszmy się przynajmniej, że wychodzą już tak dobre rodzime komiksy.
Ursynowska specgrupa od rozwałki, tom 1: Metametal
scen. Łukasz Mieszkowski, rys. Łukasz Mieszkowski i Marek Oleksicki
Spitfire, Warszawa