Kolekcja "Gazety": Ben Hur z Jezusem w tle

Od dziś w naszej kolekcji "Ben Hur" z 1959 r. Williama Wylera. Pamięta się go głównie z powodu sławnej 11-minutowej sekwencji wyścigu rydwanów i 11 Oscarów, które zdobył

To jednak w gruncie rzeczy film religijny - los tytułowego żydowskiego księcia Judy Ben Hura (Charlton Heston) splata się tu z losem Jezusa (Claude Heater), którego twarzy nigdy zresztą na ekranie nie widzimy.

Czy po prawie 50 latach ta opowieść o "dorastaniu do chrześcijaństwa" razi nadmiarem patosu? O dziwo, nie. Co najwyżej, można tu mówić o emocjonalnej intensywności - oto Jezus poi wodą Judę prowadzonego na galery, a rzymski legionista nie śmie mu w tym przeszkodzić; oto matka i siostra Judy, obie trędowate, pod wpływem spotkania z Jezusem niosącym krzyż na Golgotę, wracają do zdrowia.

W ogóle nastrój jest podniosły. Na początku milczy nawet ryczący zwykle lew z czołówki MGM. A moment rozpoczęcia akcji określa zwięźle napis - "Anno Domini".

"Ben Hur" to również film o rozpadzie przyjaźni. Juda od dzieciństwa zna rzymskiego arystokratę Messalę (Irlandczyk Stephen Boyd). Nie widzieli się przez lata - teraz Messala wraca do Jerozolimy jako wysłannik cesarza Tyberiusza. Chce, by Juda zadenuncjował przywódców żydowskiego podziemia.

To trzecia ekranizacja powieści "Ben Hur" z 1880 r., pióra generała Lewisa Wallace'a, gubernatora Nowego Meksyku. Pierwsza powstała w 1907 r. (trwała ok. 12 minut), druga, Freda Niblo, z 1925 r., była największym przebojem schyłku kina niemego.

Na trzecią studio MGM wyłożyło 15 mln dol., dało role dialogowe 365 aktorom. Statystów było 50 tys., uszyto 100 tys. kostiumów, wybudowano 300 dekoracji. Zdjęcia w rzymskiej wytwórni Cinecitta trwały prawie siedem miesięcy. Całość ma porażający stosunek materiału nakręconego do wykorzystanego w montażu - 47:1.

Wyścig rydwanów (zbudowano ich 18) kręcono pięć tygodni na arenie o powierzchni 18 akrów. Wylera wspierali tu: Andrew Marton, specjalista od kina akcji, i kaskader Yakima Canutt (mistrz świata w rodeo). Syn Canutta, Joe, dublował zresztą Hestona. Konie (zwłaszcza te mlecznobiałe) sprowadzono na plan ze Słowenii.

To reżyserskiej klasie Wylera (1902-81) zawdzięczamy, że akcja biegnie tu jak po sznurku - nie ma żadnych niepotrzebnych dygresji ani pobocznych wątków. Wyler męczył posągowego Hestona, by przykładał się do grania. Zdecydował też, że role Rzymian dostaną Brytyjczycy, Żydów zaś Amerykanie (wyjątkiem jest Estera, ukochana Judy, grana przez izraelską aktorkę Hayę Harareet). Operator Robert Surtees kadry komponował szeroko (kręcono na taśmie 65 mm) i raczej statycznie. Przypominają ścienne malowidła.

"Ben Hur" był nominowany do Oscara w 12 kategoriach i otrzymał aż 11 nagród Akademii, w tym dla najlepszego filmu, za reżyserię, zdjęcia, kreacje Hestona i Hugh Griffitha (jako szejka Ilderima), scenografię, muzykę Miklósa Rózsy, montaż i kostiumy. Ten rekord wyrównały dopiero - "Titanic" (1997) i "Władca pierścieni: Powrót króla" (2003). W samych Stanach "Ben Hur" zarobił 40 mln dol., ratując MGM od bankructwa.

Potem zaczął obrastać w legendy. Pisano, że rolę Ben Hura odrzucili Burt Lancaster, Paul Newman i Rock Hudson. I że ktoś zginął na planie podczas zdjęć w cyrku. Gdy w 1970 r. sprzedawano na akcji rekwizyty z magazynów MGM, restaurator z Sacramento kupił za 4 tys. dol. rydwan z "Ben Hura". Trzy lata później (w okresie kryzysu paliwowego) zatrzymano go za prowadzenie rydwanu na autostradzie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.