Przekrój przez historię depresji

Wystawa ?Melancholia. Geniusz i szaleństwo w sztuce? w Berlinie to gęsta ekspozycja złożona z arcydzieł i obiektów z gabinetów osobliwości

Kiedy uczucia mają nazwę, łatwiej je znosić. Z melancholią, która od wieku XIX nazywa się depresją, jest jeszcze łatwiej. Nie tylko ma nazwę, ale też wiadomo, jak wygląda. Jest kobietą. Dość mocno zbudowana, nie przypomina kochanki, ale raczej matkę albo pracownicę. Słowem - postać godna zaufania, gdyby nie jej wzrok, który świadczy, że duchem przebywa gdzie indziej. Z pleców wyrastają jej mięsiste skrzydła.

Miedzioryt Dürera z 1514 r. do dzisiaj uważa się za tajemniczy. Cyfrom na kwadratowej tablicy, klepsydrze i cyrklowi w ręku Melancholii przypisywano różne znaczenia. Już od antyku wierzono, że ludzkość dzieli się na cztery temperamenty: sangwiników, choleryków, flegmatyków i melancholików. Każdemu przypisano jakiś rodzaj substancji płynącej w żyłach. Hipokrates uważał, że melancholicy skłonni do rozmyślań i smutku mają we krwi czarną żółć. Arystoteles wierzył, że ten temperament predestynuje melancholików do filozofii, polityki, poezji i sztuki. Potwierdzili to XV-wieczni filozofowie i astrolodzy, przypisując melancholikom ich gwiazdę - Saturna.

"Melancholia" Dürera byłaby więc symbolem nauki i mądrości? Skąd w takim razie jej zrezygnowana poza, skąd głowa z rozpaczą wsparta na ręce, skąd wzrok wbity martwo w jakiś punkt w przestrzeni? Jej znaczenie może być przeciwne - stwierdzili badacze II połowy XX wieku. Na rycinie Dürera Melancholia odwraca się od nauki, tablica matematyczna i klepsydra są za jej plecami, cyrkiel bezwładnie trzyma w ręku. To prawda - Melancholia wygląda jak ktoś pogrążony w poczuciu niemocy i bezsiły wobec przerastających go problemów, o których wie, że istnieją, ale których rozwiązać nie może. Melancholia rozumiana współcześnie jako ciążąca jednostce samoświadomość w oczywisty sposób powiązana jest z poczuciem rezygnacji. W nowy sposób ten męczący stan wyraziła niedawno Grupa Twożywo w słynnym szablonie "Emanacje słabości".

Wystawa obejmuje około 300 eksponatów i przedstawia dzieje tego pojęcia w sztuce, a poprzez sztukę w filozofii i literaturze, a nawet muzyce (w 1800 r. tracący słuch Beethoven skomponował kwartet smyczkowy "Melancholia"). Jej autorem jest Jean Clair, francuski krytyk i historyk sztuki, kontrowersyjny, kiedy wchodzi na obszar sztuki najnowszej, fascynujący, kiedy dokonuje podsumowań historycznych różnych wątków w kulturze. Kilka lat temu w Palazzo Grassi w Wenecji urządził doskonalą wystawę "Kosmos", która gromadziła najróżniejsze wyobrażenia na temat przestrzeni i nieskończoności, jakie człowiek zdołał wykonać przez stulecia. Potrafił na jednej wystawie pokazać obraz Goi przedstawiający lot balonem i skafander radzieckiego kosmonauty.

Tak jest i tym razem - obok ryciny Dürera, której z powodu napierających na wystawę tłumów i tak nie można spokojnie obejrzeć, jest róg nosorożca. Matka podarowała go Rudolfowi II, sławnemu królowi z dynastii Habsburgów, który rezydował w Pradze, by uleczyć jego melancholijne stany. Nie wiem, w jaki sposób Rudolf II leczył się rogiem, ale niewątpliwie jego chandra znajdowała ujście w zainteresowaniu sztuką. Miał gabinet osobliwości, a artyści, których sprowadzał na dwór, też byli osobliwi. Np. Arcimboldo komponował portrety alegoryczne z owoców, liści, grzybów i warzyw.

Zobaczymy tu dziwaczne obiekty - szkielety wykonane z kości słoniowej przeznaczone do prywatnej dewocji albo rzeźbę z wosku przedstawiającą leżący płód w pozie melancholika z głową podpartą na ręce i połączonym z nim pępowiną realistycznie przedstawionym łożyskiem. Ciekawy dział poświęcony jest XIX-wiecznej psychiatrii, która wywodzi się ze studiów nad temperamentami, oraz jej drastycznym metodom.

Prócz tego są wielkie dzieła sztuki, czyli obrazy hity, jak "Wyspa umarłych" Bocklina, "Wielki Metafizyk" de Chirica, "Arlezjanka" van Gogha czy "Triumf surrealizmu" Maksa Ernsta. A także obrazy Edwarda Hoppera, Hieronima Boscha, Géricaulta oraz "Melancholia" Jacka Malczewskiego pożyczona z Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Każda epoka przeżywa smutek na swój sposób. Ale nawet XX-wieczna melancholia ma wzorce antyczne. Pierwszym greckim melancholikiem był Narcyz, melancholiczką - Penelopa. W średniowieczu melancholikami byli Chrystus Frasobliwy, św. Jan na puszczy, św. Antoni kuszony przez demony. W nowożytności melancholię uosabiała św. Magdalena. Stąd kobieta w rycinie Dürera. Wkrótce po Dürerze melancholia przestała być kostiumem, stała się prawdą artysty, obrazem jego ciała i duszy, istotą jego autoportretu.

Człowiek który z lękiem patrzy na swoje odbicie w lustrze, to znany motyw sztuki nowoczesnej - tak przedstawiali siebie Goya i Caspar David Friedrich. Nie zawsze melancholia ma wyraz intymny. Może mieć swój pomnik. Może uderzać w mocne tony. W kącie jednej z sal znajduje się rzeźba z 2000 r. - na podłodze siedzi wielki, nagi, łysy mężczyzna z głową podpartą na ręce. To "Gruby mężczyzna" Rona Muecka. Naturalistyczna rzeźba ze sztucznego tworzywa szokująca swoją obecnością i swoją obcością.

"Melancholia. Geniusz i szaleństwo w sztuce", kuratorzy Jean Clair i Peter-Klaus Schuster, Neue Nationalgaterie, Kulturforum Potsdamer Platz, Berlin, do 7 maja

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.