Mamy też na Białorusi piosenki o miłości

My możemy śpiewać wszystko co chcemy. Ale dla 50 osób - wokalista białoruskiego zespołu NRM Lawon Wolski po wczorajszym koncercie ?Solidarni z Białorusią?

Niedzielny koncert na rynku warszawskiego Nowego Miasta to kulminacja akcji, która trwa od kilku miesięcy. W wielu polskich miastach odbywały się demonstracje poparcia dla białoruskiej opozycji i spotkania dysydentów z polską młodzieżą. Zespół Big Cyc nagrał - po białorusku - poświęconą prezydentowi Łukaszence piosenkę "Dyktator". W niedzielny koncert zaangażowały się gwiazdy polskiej sceny muzycznej, jak Hey czy Muniek Staszczyk, oraz wybitni aktorzy - wśród nich Joanna Szczepkowska i Daniel Olbrychski.

Do Warszawy ściągnęli też wykonawcy białoruscy: rockowa grupa NRM, wokalistka Kasia Kamocka i piosenkarz Zmicer Wajciuszkiewicz. Przygotowali własne wersje polskich przebojów rockowych z lat 80. Wszystko to na tydzień przed wyborami prezydenckimi na Białorusi.

Czego się słucha na Białorusi?

Lawon Wolski: Władza lansuje muzykę pop. Finansuje wielkie koncerty, na których z playbacku śpiewają białoruskie gwiazdki podległe reżimowi. Tacy wykonawcy mają pełny dostęp do telewizji i radia, są na państwowych pensjach. Śpiewają o pogodzie, o przyrodzie, o miłości...

W jakim języku?

- Zawsze po rosyjsku. Białoruski w tych kręgach kojarzy się z opozycją. No i wszyscy mają nadzieję, że uda im się zrobić karierę w Moskwie. Większość z nich to klony gwiazd rosyjskich.

A jak się ma scena niezależna?

- Z rock'n'rollem z roku na rok jest coraz gorzej. Żadne władze nie lubią rocka, ale u nas doszło to do absurdu. Zwykle przed występem u kierownika klubu dzwoni telefon i ktoś "z góry" każe odwołać imprezę. Młode zespoły mogą liczyć na jakieś niezależne koncerciki na 50 osób. My ostatnio zorganizowaliśmy taki niezależny koncert. Bez reklamy, wiadomość o nim przesyłaliśmy tylko przez internet. Człowiek, który to organizował, mógł za to trafić do więzienia. Przyszło 300 osób. To był nasz największy koncert na Białorusi w ostatnich latach. Na szczęście nasze płyty możesz jeszcze bez problemu kupić w sklepie.

Czy muzyka białoruska ma kłopoty z cenzurą?

- Możemy śpiewać wszystko co chcemy. Ale dla 50 osób. Czasami ktoś przemyci jakąś naszą piosenkę w radiu. Nagraliśmy dużo płyt, mamy też piosenki o miłości, które można spokojnie puszczać na antenie (śmiech).

Z czego żyją młode zespoły?

- Muzycy normalnie pracują, aby wyżyć, albo są studentami. Grają dwa, trzy lata, a gdy kończy się nauka i trzeba utrzymać rodzinę, kończą przygodę z muzyką.

O czym śpiewają te zespoły?

- O wszystkim. Część chce się dystansować od polityki. Ale na Białorusi od tego nie uciekniesz. Już decyzja o tym, że chcesz grać muzykę rockową, jest polityczna.

Na warszawski koncert wybraliście polską piosenkę - "Centralę" Brygady Kryzys. Czyżby tak pasowała do sytuacji na Białorusi?

- Razem z innymi muzykami z Białorusi wybraliśmy 13 polskich piosenek z lat 80. Przykro mi to mówić, ale wszystkie idealnie opisują dzisiejszą sytuację na Białorusi. Tak samo jak nasze piosenki sprzed dziesięciu lat.

Wierzycie, że opozycja osiągnie sukces?

- Coś musi się zmienić. Władza jak zwykle zafałszuje wyniki wyborów. Ale tym razem atmosfera na Białorusi jest inna. Ludzie przestali się bać. Więc nie wiadomo, co się wydarzy. Wydaje mi się możliwe, że w Mińsku po wyborach wyjdzie na ulice 100 tysięcy ludzi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.