Mozart i zazdrośnicy

Od czwartku w kioskach w ramach naszej kolekcji filmowej głośny i wybitny film ?Amadeusz? z 1984

To film o marnym muzyku (Włoch Antonio Salieri), który zazdrości geniuszowi (Mozart). Salieri jednocześnie podziwia Mozarta (mimo jego prostactwa w obejściu) i złorzeczy Bogu za to, że, nie bacząc na jego wierne uwielbienie, zesłał mu na dwór w Wiedniu takiego konkurenta.

Milosz Forman zobaczył sztukę Petera Shaffera w 1980 r. w Londynie. Wspomina, że "przykuła go do fotela". Ale Hollywood nie był zainteresowany jej ekranizacją. I to aż z czterech powodów: że to film kostiumowy, że traktuje o muzyce klasycznej, że dzieje się w zakątku Europy, który nikogo nie obchodzi, i że sporo kosztuje. Projekt przejął więc niezależny producent Saul Zaentz (to amerykańska przeróbka polskiego nazwiska Zając), gromadząc w budżecie 18 mln dolarów.

Sztukę (Shaffer dostał za nią broadwayowską nagrodę Tony) przez cztery miesiące przerabiano na scenariusz - zmieniła się w opowieść starego Salieriego, który, zamknięty po próbie samobójczej w szpitalu dla obłąkanych, spowiada się młodemu księdzu.

Zdjęcia kręcono w Pradze. Forman (czeski emigrant z roku 1968), wtedy już obywatel amerykański, dostał wizę do CSRS, bo władze chciały zarobić na "Amadeuszu". Kazano mu tylko obiecać, że nie będzie się spotykał z czeskimi dysydentami, chyba że sami do niego przyjdą.

Wszystko jest tu w najlepszym gatunku. Utwory Mozarta nagrała orkiestra Academy of St. Martin-in-the-Fields pod dyrekcją sir Neville'a Marrinera. To Marriner zasugerował też, jak dyrygowało się w XVIII wieku (ta wizja wzbudziła zresztą kontrowersje wśród specjalistów), aktorzy tylko kopiowali jego ruchy. Kostiumy wypadły wspaniale - Czech Doda Pistek tkaniny kupił w Londynie, a szyć kazał we Włoszech.

Salieriego chciał zagrać Walter Matthau. Forman zdecydował się jednak na aktorów mniej znanych - F. Murraya Abrahama (Salieri) i Toma Hulce'a (Mozart). Hulce w sześć tygodni nauczył się grać na fortepianie i, jak przekonywał Marriner, nie zagrał w całym filmie jednej fałszywej nuty.

Wstrząsającą kulminacją jest tu scena, w której umierający Mozart dyktuje Salieriemu "Requiem" - poszczególne dźwięki słyszymy w momencie zapisywania ich na papierze nutowym. No a potem był pogrzeb - chora żona Konstancja nie przyszła, nagła śnieżna zadymka rozproszyła nieliczną grupkę przyjaciół, dlatego nikt nie przypilnował karawaniarzy, którzy zrzucili ciało do zbiorowej mogiły.

Wolfgang Amadeusz Mozart (1756-91) był synem wicekapelmistrza opery książęcej w Salzburgu. Napisał ok. 700 utworów, w tym 51 symfonii (symfonię potrafił napisać w tydzień); komponował od czwartego roku życia. Ktoś obliczył, że "kopista, który chciałby przepisać wszystkie utwory Mozarta, musiałby żyć dłużej niż sam kompozytor". Amadeusz pisał niedbałym pismem, ale prawie bez skreśleń i poprawek.

Czyż takie "cudo" nie musiało rozsierdzić Salieriego, który liczył, że będzie najważniejszym kompozytorem na dworze cesarza Józefa II (Jeffrey Jones)? Plotka, że Salieri otruł Mozarta, ma długi żywot. Sugeruje to choćby Aleksander Puszkin w dramacie "Mozart i Salieri".

"Amadeusz" odniósł ogromny sukces - zdobył osiem Oscarów (w tym dla najlepszego filmu, za reżyserię, scenariusz i rolę Abrahama). Zarobił w Stanach 52 mln dolarów.

Rola Salieriego kusiła wielu aktorów. W londyńskiej prapremierze w 1979 r. grał ją Paul Scofield. W Warszawie (1981) Tadeusz Łomnicki, mając u boku Romana Polańskiego (także reżysera spektaklu), jako Mozarta. W Paryżu Polańskiemu partnerował Francois Perrier. W polskim przedstawieniu telewizyjnym widzieliśmy Zbigniewów - Zapasiewicza (Salieri) i Zamachowskiego (Mozart).

Copyright © Agora SA