Anatomia korupcji według Szabó

Na kończącym się festiwalu węgierskich filmów w Budapeszcie kino zdominowała ujawniona sprawa współpracy słynnego reżysera Istvána Szabó z bezpieką. Triumfem tego reżysera okazali się pokazani poza konkursem ?Krewni? - znakomity film o psychologii korupcji

Na dorocznym festiwalu węgierskich filmów w Budapeszcie położył się cieniem dramat sprzed lat. Sprawę opisał budapeszteński tygodnik "Życie i literatura", który ujawnił sprawę donosów, które niemal pół wieku temu, w okresie terroru po węgierskim powstaniu w 1956 r., pisał na swoich kolegów István Szabó, dziś najwybitniejszy, najbardziej szanowany i znany w świecie węgierski reżyser, laureat Oscara za film "Mefisto" i współtwórca Europejskiej Akademii Filmowej.

Odsłonięty dramat okazał się mocniejszy niż fabuły wielu filmów, które prezentowano w konkursie. Może z wyjątkiem "Żaru", adaptacji głośnej powieści Sándora Máraia z lat 40. Książki tego pisarza emigranta, który w 1989 popełnił samobójstwo w Kalifornii, w czasach komunistycznych z jego własnej woli nie były publikowane na Węgrzech. Dziś są rozchwytywane. Zrobienie filmu według "Żaru" z Seanem Connerym zapowiadał niedawno Milosz Forman. Ostatecznie jej adaptację - literalnie wierną, teatralną w stylu, będącą koncertem gry aktorskiej - zrealizował na Węgrzech István Iglódi. Po 40 latach spotykają się dwaj dawni przyjaciele, Węgier i Polak. W czasie spotkania wychodzi na jaw, że nieżyjąca już żona Węgra była kochanką Polaka. Konkluzja życiowego rozliczenia, jakiego dokonują, jest tragiczna - obaj zdradzili i ją, i siebie.

Solidarność pokolenia

Czy ujawnienie sprawy Szabó i jego ówczesnej zdrady prowadzi do równie gorzkiego wniosku? Fakt pozostaje faktem. Ale czy była to historia zdrady? Fakt wyjęty z kontekstu historycznego został niewątpliwie użyty w przedwyborczej grze partyjnej - tak twierdzą węgierscy dziennikarze filmowi. Chodzi o podważanie dawnych autorytetów po to, by zrobić miejsce dla nowych. Ale my, fani dawnego węgierskiego kina, mamy przywilej nieuczestniczenia w grze. My nie musimy przyłączać się do publicznego kamienowania grzeszników. Próbujemy jedynie zrozumieć ich ówczesną sytuację. Festiwal dał ku temu niezwykłą okazję.

Usiedli przed nami na konferencji prasowej dawni koledzy ze szkoły filmowej, znani węgierscy reżyserzy - István Szabó, Judit Elek, János Rózsa, Zsolt Kézdi-Kóvacs. W latach 60. i 70. dzięki temu pokoleniu powstawało na Węgrzech kino, którego im zazdrościliśmy. Kino dające przenikliwą anatomię systemu łamania ludzi, przerabiania ich świadomości lub zmuszania do kamuflażu. Wśród uczestników konferencji nie było Pála Gábora, autora jednego z najśmielszych filmów tamtej serii "Very Angi" - reżyser zmarł w latach 80. Tytułowa bohaterka tamtego filmu jest młodziutką pielęgniarką wyróżniającą się cywilną odwagą. Dzięki niej wpada w oko władzy. Poddana ideologicznej reedukacji, psychologicznemu praniu mózgu, przemienia się w bierną członkinię kolektywu.

Reżyserzy z tego pokolenia nie byli poddanymi systemu. Co najwyżej wierzyli w "socjalizm z ludzką twarzą". Jesienią 1956 r. Pál Gábor był członkiem powstańczego komitetu. Jego kolega István Szabó nadawał komunikaty w powstańczym radiu Kossutha. Mieli wtedy niespełna 20 lat. Później w elitarnej szkole filmowej musieli zachowywać kamuflaż.

Presja była straszliwa. Wokół trwało polowanie na ludzi sprzyjających powstaniu (patrz klasyczny film "Desperaci" Miklósa Janscó). Setki powieszono. Przez zieloną granicę Węgrzy ludzie uciekali do Austrii (patrz "Inne spojrzenie" Karoly Makka). Były premier Imre Nagy podstępem sprowadzony przez Kadara z miejsca internowania w Rumunii nie podpisał lojalki - pochowano go na śmietniku pod murem więziennym (patrz "Niepochowany" Márthy Mészáros). Na wiecach głoszono tymczasem dobrodziejstwa normalizacji. Pamięć o tragedii usiłowano zatrzeć, zapełniając towarami sklepowe półki. Tak w najgrubszym zarysie wyglądały na Węgrzech pierwsze lata popowstaniowe.

Ale na konferencji nie było o tym mowy. Nie padały też żadne uogólnienia czy moralne oceny. Mówiono tylko o faktach zapamiętanych. O tym, jak pewnego razu pod teatr, gdzie studenci szkoły filmowej mieli próbę, zajechały policyjne pobiedy. Jak pod bronią zawieziono ich do komendy i kazano pisać raporty o kolegach. Niektórzy poszli na współpracę. Później nie rozmawiali ze sobą o przesłuchaniu, ale też nie przestali rozmawiać o wszystkim innym, zachowywali się jakby nigdy nic.

Kézdi-Kóvacs w opublikowanej w tych dniach relacji wspomina o tym, że na policji pochwalono go za doniesienie o dyskusji o "realizmie subiektywnym". Nabrano po tym do niego zaufania. Widocznie jeszcze ktoś inny opisał tę dyskusję w swoim raporcie i dane się zgadzały. Może tym kimś był Szabó, który z kolei twierdzi w prasowym oświadczeniu, że zgodził się na współpracę, aby kryć zagrożonego Pála Gábora?

Dziękuję i przepraszam

Konferencja reżyserów pokolenia '56 pokazała jedno. Tamto doświadczenie nie rozbiło ich solidarności. Przez cały czas trzymali się razem. Faktem jest, że nikogo z nich nie wydalono z uczelni, nikt nie odniósł krzywdy. - Kilka lat później podczas interwencji w Czechosłowacji stanęliśmy po stronie Czechów - mówiła Judit Elek. - Nie mówiłem dotąd o tamtych sprawach, bo nie miałem na to zgody moich kolegów - twierdził István Szabó. - Ale instruktaż, jak należy zachowywać się wobec dyktatury, zawarłem w węgierskim filmie "Zaufać" z 1979 roku. Obejrzyjcie go, tam wszystko jest powiedziane.

Szabó zwykle brylujący podczas spotkań filmowych, zapalający się w dyskusji, tym razem był przygaszony. Dziękował kolegom za poparcie. Powiedział "przepraszam".

Trudno mówić o jego triumfie. W ważnej gazecie "Népszabadság" ukazał się właśnie kolejny artykuł potępiający reżysera. Ale teraz, po konferencji, Szabó został otoczony przez wiernych mu krytyków filmowych z całego świata. Przekazano mu też zaproszenie do Polski.

Znajoma Amerykanka, która w ostatniej chwili dowiedziała się o tej aferze, rzuciła mi w przejściu: - Cóż, pewnie na jego miejscu zrobiłabym tak samo. Też nie chciałabym wisieć.

Kiedy wyszła na jaw sprawa Szabó, którego filmy są mi wyjątkowo bliskie dzięki zawartemu w nich marzeniu o niespełnionej społecznej solidarności, jako jego wierny widz czułem się tak, jakbym sam został zaatakowany, jakbym ja także był winny. Pobyt w Budapeszcie umocnił mnie w przekonaniu, by nie oskarżać i nie sądzić pochopnie.

Węgierscy przyjaciele niebiorący udziału w politycznej nagonce zdradzają mi tutejsze tajemnice poliszynela: - Czy wiesz, że reżyserzy Peter Bacso i András Kovács urodzeni w latach 20., należący w latach 60. i 70. do czołówki najodważniejszych, zaczynali karierę jako cenzorzy?

Świnie w pociągu

Adaptacja powieści Zsigmonda Móricza "Krewni" należącej do kanonu węgierskich lektur jest analizą mechanizmu korupcji niezależnego od ustroju. Zakończona samobójczym strzałem historia kariery młodego prawnika jak wiele filmów Istvána Szabó na czele z "Mefistem" i "Kroplą słońca" jest opowieścią o kuszeniu.

Tym razem scenerią kuszenia nie są straszliwe dekoracje systemu komunistycznego ani faszystowskiego, tylko swojska, prowincjonalna mafia władzy, która chce zwerbować do siebie młodego i zdolnego, aby stał się jej częścią. Na fali odnowy moralnej i walki z korupcją w mieście zostaje wybrany nowy doradca prawny burmistrza, powszechnie lubiany, nieskazitelny István Kopjáss (gra go popularny amant Sándor Csányi).

Nikt tak jak Szabó nie umie pokazać z właściwym sobie "subiektywnym realizmem" momentu oswojenia z władzą, blasku, jaki spada na młodego człowieka, który wierząc w swoją niezależność i talent, znajdzie się naraz w gronie wtajemniczonych, siądzie na przyjęciu przy jednym stole z jowialnym burmistrzem, obok rozgrzeszająco uśmiechniętego biskupa.

Wkrótce okaże się, że jedna z ważnych figur w mieście, prawa ręka burmistrza, jest nieznanym krewnym Istvána, a żona tego rzekomego krewnego daje mu kuszące sygnały.

Kuszenie władzy jest w tym filmie nierozłączne od kuszenia erotycznego. Polityka - od zmysłowości, przyjacielskich uśmiechów, cygar i koniaków, przyjaznych klepnięć w kolano. "To przecież rodzinne więzy ocaliły Węgry! Dlatego musimy trzymać się razem jak rodzina". Pierwszą oznaką życzliwości "rodziny" będzie propozycja, aby István i jego żona okazyjnie kupili pewną willę. Gdy okaże się, że "nie ma w tej willi jednej cegły, która nie byłaby kradziona", będzie już za późno, żeby się wycofać.

István odkryje, że jego gabinet, który wydawał się z początku miejscem dowodzenia, jest celą bez wyjścia - że nie wiedzieć kiedy został przez władzę ubezwłasnowolniony. Demistyfikacja obejmuje także wizytę w stolicy, w gmachu węgierskiego parlamentu, świątyni demokracji, gdzie w ogromnej neogotyckiej sali paru niekompetentnych posłów słucha przemówienia ministra. István już wie, że wszystko, co ważne, rozgrywa się gdzie indziej, że znalazł się w pułapce. Nie wie tylko, gdzie popełnił pierwszy błąd, kiedy nastąpiła "pierwsza korupcja". Uprzedzają go o niej sny, w których goni uciekający pociąg. Jadą nim w dziwnych konfiguracjach postacie z jego otoczenia. W wagonie pierwszej klasy pętają się pod nogami świnie.

István Szabó w kostiumie z lat 30. zrobił znakomity film pouczający dla nas wszystkich. Węgierskiego burmistrza gra Rosjanin Oleg Tabakow, a bankiera Jirzi Menzel. Pociąg, do którego we śnie wsiada István, przypomina uciekający pociąg z "Przypadku" Kieślowskiego. Lepiej, żeby do niego nie wsiadł.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.