17 proc. widzów w wieku 15-65 lat czuje się nieswojo, kiedy telewizor jest wyłączony - wynika z badań, które na zamówienie TVP przeprowadziła na przełomie 2004 i 2005 r. firma IQS and Quant Group.
Według ogłoszonych w zeszłym tygodniu wyników takie osoby oglądają telewizję, jedząc, sprzątając, gotując, a nawet czytając lub przed snem. Same przyznają, że zbyt często patrzą w odbiornik.
- Wcale mnie to nie dziwi, bo wśród pacjentów mam wielu teleholików - mówi Lubomira Szawdyn, psychiatra uzależnień z 40-letnią praktyką. Podobnie jak w przypadku innych nałogów wystąpienie teleholizmu najłatwiej zdiagnozować po tzw. zespole odstawienia.
- Nałogowiec bez odbiornika zaczyna przejawiać niepokój, poddenerwowanie, bezsenność, a nawet wściekłość i agresję. Niektórzy mają omamy - wylicza terapeutka. Najwięcej osób uzależnia się od oglądania telewizji jak leci, ale są też nałogowcy "tematyczni", którzy nie mogą żyć np. bez ulubionych seriali, programów politycznych albo erotycznych.
W skrajnych przypadkach teleholicy przestają chodzić do pracy, popadają w konflikt z rodziną. - Jeden z moich pacjentów był uzależniony od programów sportowych. Rozwiódł się z żoną, a w nowym mieszkaniu miał odbiornik w każdym pokoju. U innego znalazłam telewizor w toalecie - opowiada Szawdyn. I przewiduje: - Jeśli na masową skalę zostaną wprowadzone telefony komórkowe z dostępem od telewizji, to nałogowców z pewnością przybędzie.
Teleholizm zwalcza się jak każdy inny nałóg - przez terapię polegającą na zmianie złych nawyków.
Oprócz "nałogowców" badanie wyróżniło także inne grupy widzów. I tak 20 proc. ankietowanych to tzw. widzowie zaangażowani. Telewizję traktują jako przyjaciela i doradcę, a także "substytut prawdziwych przeżyć". Postacie z seriali są dla nich jak znajomi, a oglądane programy stanowią temat do rozmów z rodziną. Trzecia grupa (15 proc. badanych) to "widzowie odreagowujący", którzy oglądają telewizję, żeby się zrelaksować i zapomnieć o codziennych troskach.
Grupa "pożeraczy informacji" (15 proc.) traktuje telewizję jako źródło informacji i wiedzy o świecie, ludziach i wydarzeniach. - Wielu moich pacjentów tłumaczy, że oglądając telewizję, czegoś się uczą - mówi Lubomira Szawdyn. - Ale samo oglądanie jest niewiele warte, bo wiedza najlepiej utrwala się w działaniu - pisaniu, dyskutowaniu itd. Telewidzowie na ogół szybko zapominają to, co zobaczyli.
Grupa piąta - widzowie "obojętni" (13 proc.) - oglądają tylko to, co uznają za interesujące, a 20 proc. badanych kontestuje telewizję, tłumacząc, że to strata czasu.
- Jeśli zsumujemy cztery pierwsze grupy, to wychodzi na to, że 67 proc. widzów ma podejście bezkrytyczne. Oni "oglądają telewizję", a nie programy telewizyjne. Grający odbiornik jest dla nich niczym tapeta albo okno - podsumowuje prof. Wiesław Godzic, medioznawca. - Różnimy się tym od zachodnich społeczeństw, które mają do programu telewizyjnego dużo bardziej wybiórcze i krytyczne podejście.
Na Zachodzie w niektórych kręgach modne jest życie bez telewizora. Zdaniem prof. Godzica u nas ta moda na razie się nie rozwinie, a duża część telewizyjnych kontestatorów po prostu blefuje: - Uważają, że jeśli ograniczą się do kilku ulubionych audycji, to nie można powiedzieć, że oglądają telewizję.
Skąd się bierze polska telemania? Zdaniem prof. Godzica "opuściliśmy" lata 80., kiedy wraz z gwałtownym rozwojem telewizji zachodnie społeczeństwa uczyły się, jak unikać związanych z nią problemów i niebezpieczeństw. Polscy widzowie zostali rzuceni na głęboką wodę w latach 90., kiedy ruszyły u nas stacje komercyjne, rozwinęły się sieci kablowe i satelitarne.
- Dziś telewizję potępiają w czambuł inne media, a także Kościół czy szkoła. Nie prowadzi się edukacji medialnej, nie uczy odsiewania ziarna od plew. W efekcie Polacy traktują telewizję jak wstydliwą przyjemność, której oddają się bezrefleksyjnie - mówi prof. Godzic.
Jego zdaniem dokonany w badaniu podział na sześć grup może się w pewnym stopniu pokrywać z zamożnością i aktywnością zawodową, bo osoby zapracowane nie mają czasu na telewizję, poza tym stać je na teatr, kino i inne rozrywki. Dobrze sytuowani mają także łatwiejszy dostęp do gazet czy internetu.
Najwięcej nałogowców i zaangażowanych może się zatem kryć wśród bezrobotnych, dla których to telewizja stanowi główną rozrywkę i źródło informacji. - Jeśli bezrobocie będzie się utrzymywać na obecnym poziomie, to ten podział również się nie zmieni - przewiduje medioznawca.
Niewykluczone, że nadmierna miłość do telewizji jest także kluczem do rozwiązania problemu demograficznego, który trapi ostatnio polskie władze. Według badań włoskiej seksuolog Serenelli Salomoni pary, które mają telewizor w sypialni, kochają się średnio dwa razy rzadziej niż te bez odbiornika w alkowie. Jak zbadała Salomoni, najsilniejszymi antyafrodyzjakami są filmy pełne przemocy i programy typu reality show.