List: Fa³szywa perspektywa "Ostatniej Wieczerzy"

Agnieszka Wołodźko, kuratorka Centrum Sztuki Współczesnej, w "Gazecie" (16 grudnia) określiła obraz "Ostatnia Wieczerza" Macieja Świeszewskiego jako "monstrualny kicz". Jako organizator wydarzenia poczułem się zaproszony do zabrania głosu.

Obraz zaprezentowano w ramach piątej edycji Forum Dialogu "Gdański Areopag" w listopadzie. Tym razem wybitni artyści i naukowcy - Andrzej Wajda czy prof. Aleksander Wolszczan - debatowali na temat natury, nauki i sztuki pod wywoławczymi hasłami: "Czy możliwy jest świat bez sztuki?" i "Jak nauka może ocalić świat?". Szkoda, że pani Wołodźko recenzuje wydarzenie, w którym chyba nie uczestniczyła. Cytuje tylko w niezbyt szczęśliwych kontekstach fragmenty z folderów i na tej podstawie całe zjawisko nazywa "kolesiostwem i nadużywaniem religii do załatwiania partykularnych interesów".

Zadziwiająca jest też gorliwość autorki w obronie czystości wiary. Chyba nigdy jeszcze nie czytałem artykułu o sztuce tak antyintelektualnego i najeżonego błędami merytorycznymi. Rozumiem, że autorka jest przedstawicielką odmiennego nurtu twórczości. Jako duszpasterz artystów miałem okazję wielokrotnie debatować z twórcami sztuki krytycznej. Przyznam, że polemiki z Grzegorzem Klamanem czy współpraca z Robertem Rumasem dostarczały mi zawsze ciekawych bodźców intelektualnych i artystycznych. Natomiast tekst pani Wołodźko był dla mnie porażający i przerażający. Nie można go nawet zestawiać z innymi ocenami "Ostatniej Wieczerzy", gdzie recenzenci odnosili się do warstwy malarskiej, symboliki czy koncepcji teologicznej dzieła. Pani Wołodźko "miłosiernie pomija" te aspekty, a koncentruje się z niemiłosierną gorliwością na wymiarze towarzyskim.

Gratuluję dociekliwości, ale przestrzegam przed plotkarstwem! Środowiskowa plotka ma to do siebie, że nie zawsze jest prawdziwa.

Np. kazus Krzysztofa Izdebskiego. Wśród kilkunastu "kolesi z miejscowego establishmentu" sportretowanych w rolach apostołów ten znalazł się tam jakoby z powodu swojej roli w pomorskiej Zachęcie Sztuk Pięknych dającej mu możliwość decydowania o "zakupach współczesnych dzieł sztuki do państwowej kolekcji". Tymczasem jego postać pojawiła się przy stole już przed dekadą, kiedy był on początkującym artystą i po prostu miał ciekawą twarz. Kryterium malarskiej wyrazistości zdecydowało we wstępnej fazie tworzenia dzieła o zmianach pierwotnych modeli, którzy pozowali do pierwszej dokumentacji w Teatrze Wybrzeże. Trudno jednak posądzać artystę o koniunkturalizm, zważywszy, że wymienił on postać ówczesnego szefa rady miasta Pawła Adamowicza na bardziej malarską.

Chciałbym jednak wyjść ze środowiskowego magla i zaprosić autorkę oraz czytelników do zgłębienia fascynującego tematu ikonografii ostatniej wieczerzy. Dzięki projektowi prof. Macieja Świeszewskiego podjąłem własne badania nad dziedzictwem sztuki europejskiej dotykającej tego biblijnego tematu. Przygotowuję monografię w formie albumu z tekstami o teologii, ikonografii, socjologii sztuki i kulturze stołu. Nie wiedziałem, że tyle można się nauczyć, studiując ten problem. Gdyby autorka zechciała zadać sobie choć trochę intelektualnego trudu w czasie swoich studiów, bądź teraz, gdy pełni kuratorską funkcję za publiczne pieniądze, nie popełniłaby szkolnego błędu, pisz±c (a właściwie "miłosiernie pomijając") o błędach w kompozycji i perspektywie obrazu prof. Świeszewskiego. Wiedziałaby zapewne, że stosowanie podwójnej, a nawet wielokrotnej perspektywy było świadomym zabiegiem mistrzów pędzla już od czasów renesansu. Wielki florencki artysta Andera del Castagno, malując "Ostatnią Wieczerzę" dla klauzurowych benedyktynek w refektarzu klasztoru Santa Apollonia, użył wyrafinowanego sposobu konstruowania perspektywy niezgodnego z prawidłami geometrii po to, aby każda mniszka ze swojego miejsca przy stole mogła mieć wrażenie uczestniczenia w ostatniej wieczerzy Jezusa i apostołów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.