Wodiczko narusza ład

Projekcja Krzysztofa Wodiczki na budynku warszawskiej Zachęty. Ulica nie jest tylko po to, by przemknąć nią z pracy do domu. Miasto - twierdzi artysta - to także agora. Na agorze każdy ma głos.

Fasada Zachęty przemówi w poniedziałek głosami kobiet, które padły ofiarą przemocy domowej. Bił ojciec, bił mąż. Jedna nich powie: "sama dla swojego dziecka stałam się katem". Każdy, kto będzie wówczas w Warszawie, powinien przyjść i posłuchać.

Wizerunki kobiet wpisane zostaną w miejsca na pilastrach, na których w klasycznej architekturze umieszczano kariatydy. Odwrócą zastany porządek. Architektury? Nie tylko, bo architektura wyraża coś więcej niż styl. Wyraża ład społeczny.

To druga projekcja Wodiczki w Warszawie i trzecia w Polsce. I tak jak poprzednie ma wydźwięk polityczny. Wodiczko uderza w newralgiczny punkt - tym razem jest to problem statusu kobiet w Polsce. Kiedy w 1986 r. na kopii pomnika Colleoniego na dziedzińcu ASP w Warszawie wyświetlił gąsienice czołgu, szkielet i swastykę, był to oczywisty protest przeciw przemocy totalitarnego państwa. W 1996 r. w Krakowie dotknął problemu młodej demokracji - obcego, "innego". Projekcja na wieży ratuszowej w Rynku była spektaklem niezwykłym. Ciemność, na wieży widać było ręce osób, które artysta nakłonił do zwierzeń. To byli wykluczeni: narkomani, kobiety ofiary przemocy, niepełnosprawni, homoseksualiści.

Wodiczko w 1977 r. osiadł w Kanadzie. Wcześniej w Polsce tworzył prace dziwne, jakby z dziedziny inżynierii utopijnej. Były to przedmioty, z którymi wychodził na ulicę, jak "Pojazd" z platformą, po której można chodzić w tył i w przód, a on i tak zawsze jedzie w jednym kierunku. Samą ich obecnością w mieście zakłócał codzienny porządek, podział na to, co publiczne i prywatne.

Na Zachodzie natychmiast zajął się krytyką społeczną i polityczną. O zmroku rzutował slajdy na budynki, które coś znaczą: ministerstwa, banki, pomniki. To było publiczne pokazanie problemu, który jest powszechny, ale ukryty, o którym się wie, lecz nie mówi. Na pomniku żołnierzy wojny secesyjnej w Bostonie w 1986 r. wyświetlił zdjęcie bezdomnego. W 1990 r. na pomniku Lenina w Berlinie wschodnim - sylwetkę handlarza z Polski, w 1985 r. na tympanon ambasady RPA w Londynie rzutował przez dwie godziny swastykę - komentarz do brytyjskiego braku reakcji na politykę apartheidu.

W 1996 r. w Krakowie pierwszy raz użył filmu. W kolejnych seansach - jak ten dotyczący wykorzystywanych robotnic w Tijuanie w Meksyku w 2001 r. czy mówiący o przestępczości w St. Louis w USA w 2004 r. - osoba znajdująca się przed budynkiem mogła włączyć się do projekcji, wystąpić w niej "na żywo".

Krzysztof Wodiczko uprawia sztukę, która jest prowokacją i dialogiem. Kwestionuje założenie, że ulica jest po to, by przemknąć nią spokojnie z pracy do domu. Miasto - twierdzi Wodiczko - to także agora, miejsce społecznej dyskusji. Na agorze każdy ma głos.

Nie chodzi tylko o kształt współczesnej demokracji. Także o kształt sztuki. Wodiczko swoim działaniem podważa też tradycyjną granicę wyznaczoną schodami i fasadą, granicę między szarą codziennością ulicy a odświętnością sztuki. Projekcja zamieni narodową galerię sztuki w coś w rodzaju wolnej trybuny, fasada stopnieje w ostrym świetle projektora. Budynek przemówi głosem ludzi. Według artysty sztuka powinna wejść w dyskusję społeczną. - Zachęta - mówi artysta - powinna odpowiadać na to, co się dzieje u jej stóp.

Krzysztof Wodiczko, projekcja na fasadzie Zachęty, 14 listopada, od godz. 18 do 22.

19 listopada w Zachęcie otwarta zostanie wystawa prac Krzysztofa Wodiczki "Pomnikoterapia", a w Bunkrze Sztuki w Krakowie do 11 grudnia można oglądać wystawę projekcji z lat 1996-2004.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.