S³owacki w blokowisku

"Fantasy" (sic!) wed³ug "Fantazego" Juliusza S³owackiego w gdañskim Teatrze Wybrze¿e. Konfrontacja Polski A i Polski B w odkrywczej inscenizacji Jana Klaty.

Jan Klata wyrobił sobie opinię zaangażowanego krytyka polskiej rzeczywistości. "Rewizora" Gogola przeniósł w realia PRL-u, "Hamleta" rozegrał w zrujnowanej Stoczni Gdańskiej. Tym razem mierzy się z Polską za pomocą polskiego dramatu, dlatego ta próba jest ważniejsza od pozostałych.

Decyzja, aby sięgnąć po Juliusza Słowackiego, była aktem odwagi: jego twórczość po odzyskaniu wolności uroczyście złożono do grobu razem z dziełami innych romantyków. Na afiszu pozostała tylko lekturowa "Balladyna" traktowana jak narodowy hymn: nikt nie ma słuchu ani głosu, ale śpiewać trzeba. Inne sztuki Słowackiego: "Kordian", "Ksiądz Marek", "Sen srebrny Salomei" to zjawiska tak rzadkie, że należałoby je objąć ochroną jak ginące gatunki.

Tymczasem Klata wyciągnął Słowackiego z trumny i pokazał, jak wiele ten XIX-wieczny poeta ma do powiedzenia o kondycji duchowej dzisiejszych Polaków. Uczynił to za pomocą "Fantazego" - nowoczesnej sztuki, w której na romantyczną analizę uczuć nakłada się bezlitosna obserwacja stosunków społecznych epoki wczesnego kapitalizmu. Głównym bohaterem dramatu jest... pół miliona złotych, za które młody hrabia Fantazy chce kupić córkę hrabiostwa Respektów. Te pieniądze są im potrzebne jak powietrze: ich majątek podupadł na skutek represji po powstaniu 1831 roku i teraz toną w długach. Dianna dumnie odrzuca jednak ofertę bogatego światowca. Kocha innego: Jana, patriotę i zesłańca, który cudownym zrządzeniem losu wraca z Syberii w mundurze rosyjskiego żołnierza, aby po raz ostatni zobaczyć się z ukochaną.

Z dworu do bloku

Klata przyzwyczaił nas do radykalnie uwspółcześnionych wersji klasycznych dramatów, ale to, co zrobił z "Fantazym", przeszło najśmielsze oczekiwania. Odrzucił wątek martyrologii, wydobywając temat pieniądza. Akcję z majątku na Podolu przeniósł na gdańskie blokowisko: scenograf Mirek Kaczmarek odtworzył na scenie obskurny blok oklejony reklamami, antenami i styropianem. Zubożała rodzina Respektów, która już tylko we wspomnieniu zachowała dwór i angielski ogród, mieszka w jednym z ciasnych mieszkań na parterze.

Zgodnie z logiką epoki zmieniła się także narodowość Majora, przyjaciela Respektów z czasów zsyłki na Sybir. Rosyjski oficer stał się czarnoskórym żołnierzem US Army, którego gra pochodzący z Nigerii gdański muzyk Larry OK Ugwu. A zesłaniec Jan (Marcin Czarnik) został weteranem na wózku inwalidzkim jakby żywcem wyjętym z filmu "Urodzony 7 lipca". W tej sytuacji musiał się zmienić także tytuł: swojskiego "Fantazego" zastąpił anglojęzyczny "Fantasy".

Dramat nie tylko przetrwał tę drastyczną operację, ale otworzył się na nowe problemy. Kontekst blokowiska wyostrzył ironię Słowackiego. Słowa Majora "wasz kraj ogrodem zdaje się" brzmią tu jak szyderstwo. Starania Respektów, aby w tych warunkach zachować godność, są tragikomiczne: Fantazego przyjmują na skwerze pod uschniętą akacją nazywaną szumnie "dębem Wernyhory", gości sadzają na ogrodowych krzesłach z plastiku i częstują herbatą z czajnika na grillu. Muszą się nieustannie użerać z sąsiadami, którzy puszczają muzykę na cały regulator i zagłuszają ćwiczenia Dianny na wiolonczeli.

Klata wydobył tragizm sytuacji Respektów, którzy za wszelką cenę chcą się odbić od dna. Mariaż z Fantazym (Cezary Rybiński) to dla nich walka o życie: starego Respekta (Jerzy Gorzko) ścigają już windykatorzy długów, z jednego ze spotkań wraca bez kilku palców. Tym bardziej rozpaczliwa jest scena, w której Respektowa (Joanna Bogacka) demonstruje Fantazemu córkę z profilu i en face, jakby to był żywy towar. Świetnie pokazuje tę rozpaczliwą sytuację Eliza Borowska w roli Dianny: tragizm dziewczyny wystawionej na sprzedaż łączy z tęsknotą za lepszym światem, w jednej sekundzie dziwka, w drugiej - subtelna wiolonczelistka.

Dwie Polski i Papież

Przeniesiony we współczesność "Fantazy" stał się opowieścią o rozwarstwionym, skłóconym społeczeństwie, które zatraciło poczucie prawdziwych wartości. Na gdańskim blokowisku spotykają się dwie wizje Polski: z jednej strony Polska Fantazego i Idalii, zamożnych, młodych beneficjentów przemian, którzy bawią się życiem. Z drugiej strony jest Polska blokowiska, na którym egzystencja koncentruje się pomiędzy sklepem, lombardem i kolekturą totolotka. Między tymi dwoma światami żyją w zawieszeniu Respektowie.

Ale ta wybitna inscenizacja nie redukuje Słowackiego jedynie do tematu pieniądza. Jest jeszcze jedna płaszczyzna, na której rozgrywa się dramat - to obszar narodowych mitów. Klata konfrontuje nas z mitologią romantyzmu i naszą przeszłością. Zderza siermiężną rzeczywistość blokowiska z wysublimowaną poezją Słowackiego, która w tym otoczeniu brzmi jak obcy, zapomniany język. Odwołania do wojny w Iraku konfrontuje z mitem "za wolność waszą i naszą". Ta konfrontacja przybiera czasem formę bluźnierczą, kiedy do pieśni "Czerwone maki na Monte Cassino" jeden z żołnierzy zabawia się z żoną Rzecznickiego. Ale jest uzasadniona: jej celem jest dotarcie do polskich sumień.

Jedynie finał rozczarowuje: Klata słusznie zmienił szczęśliwe zakończenie, które w tym świecie nie ma racji bytu. Zamiast śmierci Majora, pod wpływem której Fantazy ulegał duchowej przemianie, mamy dodaną przez reżysera scenę żałoby po Papieżu. Kiedy Fantazy z Idalią usiłują popełnić samobójstwo, w oknach bloków pojawiają się portrety papieskie z żałobnymi wstążkami, słychać dzwony. Klata nie zadaje jednak najważniejszego pytania: czy ta przemiana moralna była rzeczywiście tak szczera i głęboka, jak sądziliśmy jeszcze pół roku temu? Widowisko zbyt wcześnie ucina opadająca kurtyna. Ono ciągle trwa w naszych domach i naszych głowach.

Teatr Wybrzeże, "Fantasy" wg Juliusza Słowackiego, reżyseria Jan Klata, scenografia Mirek Kaczmarek, światła Justyna Łagowska, ruch Maćko Prusak, premiera 16 października 2005 r. w Teatrze na Targu Węglowym

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.