A jednak się udało. Może nie do końca, bo oddanych melomanów na pewno drażniło, że zamiast całych utworów Kydryński puszczał tylko ich fragmenty. No ale taka jest cena telewizji. Nawet Frank Sinatra śpiewający w duecie z Ellą Fitzgerald to jednak nie teledysk z MTV. Aby utrzymać zainteresowanie widza, "Około północy" musi trzymać tempo. Nawet mimo późnej pory. To w końcu telewizja. Coś za coś.
Gdy przymknąć oko na te cięcia, okaże się, że dostaliśmy - małą bo małą, ale zawsze - porcję muzyki, jakiej w TVP nie było już dawno. Od Milesa Davisa (tytuł programu to jak podejrzewam nawiązanie do jego słynnej płyty "Round About Midnight"), przez Pata Metheny'ego, aż po Yo-Yo Ma. Ortodoksyjnych fanów powinno cieszyć, że w opanowanej przez komercję ramówce znalazło się maleńkie okienko dla "ich" muzyki. Mniej wyrobieni widzowie mieli okazję zobaczyć parę rzeczy, których zapewne w żadnej innej sytuacji obejrzeć nie byłoby im dane. Jak choćby ten świetny fragment z Keithem Jarrettem, który improwizuje całym sobą, żyje za fortepianem, dośpiewując coś sobie pod nosem do granego na instrumencie motywu.
Być może takie obrazki w "Około północy" zainspirują kogoś do dalszych poszukiwań. Może ktoś zachęcony tą muzyczną pigułą sięgnie po całe płyty. Albo włączy radio.
"Około północy", TVP 1 sobota 23.50