Chris Botti gra w Fabryce Trzciny

Współpracownik Stinga, gwiazda smooth jazzu - w sobotę w warszawskim Centrum Artystycznym ?Fabryka Trzciny? wystąpi trębacz Chris Botti

Botti, przystojny i elokwentny, przez amerykański miesięcznik "People" został niedawno uznany za jednego z "50 najpiękniejszych ludzi na świecie". Przylgnęła też do niego etykieta "najseksowniejszego trębacza od czasów Chata Bakera". A przy tym to, co poza medialną atrakcyjnością proponuje Botti, to po prostu świetna muzyka, mocno wybijająca się ponad przeciętność masowej produkcji oznaczanej w sklepach płytowych hasłem "smooth jazz". Botti jest gościem niezliczonych sesji nagraniowych, ulubieńcem krytyków, autorem siedmiu albumów, w tym kolędowego. Wkrótce ukaże się ósmy - z udziałem Stinga i Michaela Buble'a.

Gwiazda pochodzącego z Portland, 43-letniego dziś muzyka świeci teraz wyjątkowo jasno. Ale smoothjazzowa estetyka, którą wybrał Botti i którą doprowadził do mistrzostwa, nie jest jego wynalazkiem. Zwłaszcza że tak naprawdę mamy do czynienia z melanżem bardzo wielu gatunków i stylów.

Czym to się je?

Już sam termin "smooth jazz" jest nieprecyzyjny. Od prawdziwego, improwizowanego i bezprzymiotnikowego jazzu dzieli tę muzykę stylistyczna przepaść. W przebojowych, z założenia komercyjnych produkcjach, chodzi po prostu o to, by elementy jazzu (najczęściej instrumentalny popis solisty, niekoniecznie improwizującego) połączyć z tym, co chodliwe w szeroko rozumianej muzyce rozrywkowej. Soul, funky, r'n'b, muzyka latynoska, hip-hop, disco - proszę bardzo, pojemna formuła smooth jazz wchłonie absolutnie wszystko, łącznie z muzyką filmową i quasi-klasyczną, czego dowodem jest ostatni album Bottiego "When I Fall In Love" nagrany z towarzyszeniem orkiestry smyczkowej.

Smoothjazzowy boom rozpoczął się na początku lat 80., gdy w amerykańskich metropoliach masowo zaczęły powstawać rozgłośnie nadające z myślą o ludziach zmierzających rano do pracy. Nagrań dla tych radiostacji dostarczały wyspecjalizowane wytwórnie płytowe, m.in. legendarna dziś GRP Records, której współzałożycielem był znany jazzman i kompozytor muzyki filmowej Dave Grusin.

Z czasem rynek "jazzu współczesnego", jak bywa nazywany smooth jazz, okrzepł i wykształcił własne gwiazdy, często rekrutujące się spośród sesyjnych wirtuozów wcześniej pracujących dla topowych artystów pop.

Do Polski smooth jazz dotarł z kilkunastoletnim opóźnieniem. Tworzyć w tej konwencji próbowało do tej pory niewielu naszych artystów. Za udane można uznać niektóre nagrania nieistniejącej od lat formacji String Connection skrzypka Krzesimira Dębskiego. Sam Dębski specjalizuje się ostatnio w symfonicznej muzyce filmowej. Kilka lat temu płytę "Lovin' You, Missin' You" wydał gitarzysta Krzyszof Barcik. Od kilku lat na antenie radiowej "Trójki" smooth jazz propaguje też Marek Niedźwiecki. Wydaje też popularne składanki w serii "Smooth Jazz Café" z nagraniami m.in. Anny Marii Jopek, Kayah czy Basi Trzetrzelewskiej i wielu gwiazd tego gatunku. Istniejąca już kilkanaście lat i okazjonalnie występująca supergrupa Woobie Doobie, której częściej można posłuchać jako zespołu akompaniującego znanym wokalistkom, ma na koncie dwa albumy. Saksofonista tej grupy Marcin Nowakowski założył niedawno wydawnictwo Smooth Jazz Records i wydał w nim własną, debiutancką płytę "Smooth Night".

Od kasyna do kasyna

Ale nie tylko polscy muzycy próbują dogonić smoothjazzowy top. Wykształciła się u nas także smoothjazzowa publiczność, co łatwo wytłumaczyć można zmianą realiów gospodarczych i obyczajowych oraz wysiłkami "młodych, miejskich profesjonalistów" z kraju między Bugiem a Odrą, by upodobnić się do przedstawicieli zapracowanej, wyższej klasy średniej w USA. Smooth jazz jest bowiem propozycją idealną dla znerwicowanego mieszkańca dużego miasta, który może się przy tej muzyce zrelaksować, uprzyjemnić sobie postój w korku, zminimalizować stres związany z kupowaniem nowego dywanu. Aspekt konsumpcyjny jest zresztą bardzo istotny, bo wiąże się z precyzyjnie określonym adresatem muzyki: według badań przeprowadzonych przez smoothjazzową branżę w USA statystyczny odbiorca tej muzyki to dobrze sytuowany, biały (ewentualnie czarnoskóry, jeszcze rzadziej Latynos) mieszkaniec wielkiego miasta, którego stały dochód to 100-300 tysięcy dolarów rocznie.

Natomiast fenomenem, który w Polsce - z powodów tyleż ekonomicznych, co geograficznych - pewnie się nie przyjmie, są wielodniowe smoothjazzowe rejsy. A właściwie morskie festiwale, podczas których popularni artyści grają dla zamożnych turystów. Nie gardzi takimi propozycjami także Chris Botti, który kilka dni po występie w Warszawie zagra cykl koncertów w jednym z kasyn w Las Vegas, a później wypłynie w rejs po Zatoce Meksykańskiej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.