Rusza Festiwal Basowiszcza 2005

W piątek w Gródku startuje kolejna edycja festiwalu ?Basowiszcza? - przeglądu niezależnej muzyki białoruskiej

- To się musi kiedyś zmienić - mówił mi niecałe dwa lata temu Lawon Wolski, lider białoruskiej formacji NRM, jednej z największych gwiazd tamtejszej sceny rockowej. Miał na myśli sytuację polityczną na Białorusi. Ale chyba też miejsce, w którym znajduje się białoruska muzyka, wypierana z mediów przez wykonawców rosyjskojęzycznych. Zepchnięta do podziemia na skutek trudności organizacyjnych i finansowych, ale także często za sprawą bezpośrednich działań władz.

Manifestacja tożsamości

Organizowany już od 15 lat przez Białoruskie Zrzeszenie Studentów w leżącym 30 kilometrów od Białegostoku Gródku Festiwal Muzyki Młodej Białorusi "Basowiszcza" w założeniu miał być imprezą prezentującą śpiewające po białorusku zespoły z Polski. Miał służyć także "budowaniu mostów pomiędzy Polską i Białorusią, pomiędzy młodymi Polakami i Białorusinami". Wobec problemów formacji białoruskich zyskał jednak dodatkowy wymiar. Dziś jest najważniejszą okazją do prezentacji swojej muzyki dla zespołów zza wschodniej granicy.

Na stronach internetowych praktycznie każdy z zapowiedzianych na ten rok wykonawców białoruskich eksponuje swoją obecność na festiwalu. Nie przypadkiem w przeglądzie konkursowym wśród dziesięciu wykonawców tylko jeden pochodzi z Polski. Pozostałych dziewięć przyjeżdża z Mińska, Mohylewa, Mołodeczna.

"Basowiszcza" to nie tylko szansa na pokazanie swojej muzyki szerszej publiczności. To także możliwość zamanifestowania białoruskiej tożsamości. Pod sceną jak co roku powiewać będą biało-czerwono-białe, zakazane na Białorusi flagi. Jednym z wymogów festiwalu jest wykonanie co najmniej 75 proc. materiału w języku białoruskim.

Szukanie nowych brzmień

Obok wspomnianego NRM na festiwalu zagra także uważany za legendę Ulis, zgrabnie łączący elektronikę z klimatami postpunkowymi i metalowymi. Także inne gwiazdy imprezy preferują mocne brzmienia. W Gródku zagra numetalowy Zet i bardzo ciekawy, łączący zimną falę w stylu Joy Division z metalem Żigimont Vasa. Obok nich wystąpią formacje penetrujące nieco mniej radykalne obszary - Neuro Dubel, którego piosenki Polakom mogą kojarzyć się ze spokojniejszymi utworami Pidżamy Porno, czy śmiało wprowadzający do piosenek brzmienia saksofonu i akordeonu IQ 48.

Tyle gwiazdy. Ale ciekawe rzeczy będą się działy także w przeglądzie konkursowym. Widać, że białoruski rock chętnie szuka nowych brzmień, sięga po nietypowe rozwiązania. U nieco gotyckiej Z'miaji usłyszeć można wplecione w utwory elementy rodzimego folkloru. Recha rozpięta jest między rockiem, folkiem, kabaretem a piosenką aktorską. Tesaurus chętnie sięga po nie tak znowu częste w muzyce rockowej brzmienie skrzypiec.

Świeże spojrzenie

Białoruskie zespoły nie oglądają się na mody dominujące na rynkach zachodnich. Czasami to ich wada, czasami największy atut. Niekiedy brzmią nieco archaicznie. Ale równie często potrafią zaintrygować, zaskoczyć czymś oryginalnym, odważnym, nietypowym. Kilka tygodni temu w ręce wpadła mi płyta grupy Ur'ia. Formacji, której w Gródku nie zobaczymy. To zadziwiająca mieszanka rocka, nowoczesnej elektroniki, folku, world music. Zespół chwilami brzmi jak wschodniosłowiańska wersja Transglobal Underground czy Deep Forest, łączy taneczne klubowe rytmy z białoruskimi zaśpiewami. Kiedy indziej przypomina dalekiego krewniaka naszego Voo Voo wplatającego w gitarowe utwory etniczne elementy. Nie zawsze brzmi to do końca spójnie, ale mimo to fascynuje pomysłem i świeżością spojrzenia na muzykę.

Białoruska muzyka niezależna szuka własnej drogi. A przy okazji wykonuje podobną pracę do tej, jaką w stanie wojennym wykonywał polski rock. Udowadnia, że choć Białoruś jako państwo jest dziś politycznym skansenem, kulturowo w pełni przynależy do Europy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.