Wystawa "Africa Remix" w Centre Pompidou

Wystawa sztuki artystów z Afryki w Paryżu to pokaz o niebywałej mocy. Są tu prace, które zadziwiają

Gonçalo Mabunda (ur. 1975) zbudował wielki fotel z granatów, luf pistoletów, łusek naboi oraz innych części amunicji i broni pozostałych po wojnie domowej w Mozambiku. Ten mebel jest parodią europejskiego ready-made, bo w każdej chwili można go rozebrać i użyć w walce. Artyści dzisiejszej Afryki w większości tworzą sztukę stanu wojennego. Obok postawiono dzieło podobnie emanujące grozą - złożony z resztek metalowych odpadów i śmieci pomnik policjanta z psem autorstwa Wili Bestera (ur. 1956 w RPA).

Niedaleko wisi ogromna płachta połyskująca w świetle. Podchodzę bliżej - to dywan utkany z aluminiowych kapsli, autorstwa urodzonego w Ghanie El Anatsui. W kulturze europejskiej wiele przedmiotów się marnotrawi, bo zostaje wyrzuconych na śmietnik, w kulturze afrykańskiej nie marnuje się nic. Z każdej rzeczy można jeszcze coś zrobić. Bodys Isek Kingelez (ur. w 1948 r. w Zairze, dziś Kongo) - rzeźbiarz wystawiający na najlepszych światowych wystawach od Kassel po Wenecję - buduje makiety utopijnych miast ze starych opakowań i pudełek.

Sztuka mówiąca wprost

Ta wystawa ma taką siłę, że pokazywana piętro niżej kolekcja sztuki XX w. ze zbiorów Centre Pompidou przy niej blednie, wydaje się pozbawiona wigoru. Sto lat męczenia formy, sto lat szyfrowania znaczeń. Tymczasem na "Africa Remix" sztuka działa wprost. Chodzi o to, by coś powiedzieć, mało ważne, w jaki sposób.

Czasem widać wpływy europejskie - głównie w rozbudowanej, multimedialnej, gadatliwej instalacji. Z nią zawsze wygrywa jeden prosty, wymowny gest. Jak koszula i majtki utkane z kokosowego włókna przez Ernesta Weangai (ur. 1963 w Afryce Środkowej) i podpisane "Kostium Murzyna". Ta praca mówi wszystko - najważniejszym wątkiem wystawy i tej sztuki jest tożsamość. A dążeniem artystów - wydobycie się spod ciężaru stereotypu rasowego.

Taniec przed lustrem

Ulubionym motywem twórców afrykańskich jest lustro. Bywa ono częścią obrazu lub rzeźby. Nieusuwalnym elementem sztuki Afrykanów jest konfrontacja z własnym wizerunkiem. Sztuka europejska często szukała inspiracji daleko poza swymi granicami, poszukiwała egzotyki, prymitywu. Afrykanin nie musi szukać, by spotkać obcego, wystarczy że spojrzy w lustro. Wystawa jest zapisem poczucia obcości, dokumentem walki z wyobcowaniem.

Można się czuć obco we własnej skórze jak Ingrid Mwangi - pół Kenijka, pół Niemka, która na własnym ciele namalowała kształt afrykańskiego kontynentu. Jednak najbardziej obco musi się czuć ktoś, kto nigdy nie był u siebie. Córka emigrantów z Algierii urodzona w Moskwie w 1977 r., a mieszkająca w Paryżu, Zoulikha Bouabdellah, pokazuje film wideo, na którym zakłada przepaskę na biodra w kolorach francuskiej flagi i wykonuje taniec brzucha.

Afryka jako maska

To nie pierwsza wystawa sztuki afrykańskiej na Zachodzie. Początek intensywnego zainteresowania tym kontynentem zbiega się z końcem apartheidu. Centre Pompidou też był tu w awangardzie. W słynnej wystawie "Magiciens de la Terre" w 1989 r. wzięło udział 20 artystów z Afryki, co było przełomem. Potem w latach 90. pokazy w Europie, USA odkrywały kolejne nieznane dziedziny np. afrykańskiej fotografii. Dzieła artystów afrykańskich były też coraz częściej włączane do pokazów międzynarodowych.

Wystawa w Centre Pompidou jest o tyle wyjątkowa, że przyjmuje bardzo szerokie kryteria tego, co jest sztuką Afryki, i z góry odpieraja zarzuty o rasizm czy szowinizm.

Wystawia tu bowiem ten, kto się w Afryce urodził i jest biały, jak Marlene Dumas (ur. 1953 w RPA), słynna malarka, obecnie mieszkająca w Holandii. I wystawia ten, kto się tam nie urodził, ale jest czarny, jak Yinka Shonibare. Urodzony w 1962 r. w Londynie i pochodzący z rodziny nigeryjskiej jest obecnie jednym z najznakomitszych artystów brytyjskich, ostatnio był nominowany do Nagrody Turnera.

Wystawia tu też David Goldblatt z RPA (ur. 1930). Ten wybitny fotograf-reporter w 1982 r. założył wraz z kilkoma kolegami kolektyw Afrapix, którego celem była dokumentacja rządów apartheidu. Jego aktualne fotografie mówią o tym, że mimo zniesienia apartheidu RPA to ciągle kraj segregacji rasowej, która jest rezultatem segregacji majątkowej. W Centre Pompidou zobaczymy też zdjęcia Santu Mofokenga, ucznia Goldblatta. Urodzony w 1956 r. też w RPA pojechał do Polski i Niemiec, by fotografować pozostałości hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Jedno z takich zdjęć, ukazujące piece krematoryjne zza zasieków z drutu kolczastego, znalazło się na wystawie w Paryżu.

To ważne zdjęcia. Bo jeśli historia Europy może być tematem dla Afrykanina, jeśli w swojej sztuce może on abstrahować od problemów własnej historii i własnej identyfikacji, to znaczy, że szale na wadze się wyrównują. Artyści z Afryki powoli wybijają się na niepodległość i dają sobie prawo do oceny tego, co się działo lub dzieje w Europie. Afryka jest tutaj maską. Spośród 90 uczestniczących w pokazie artystów prawie połowa żyje w Europie lub USA. I nie tworzą sztuki afrykańskiej, lecz sztukę europejską albo amerykańską. Z czasem nie tylko wystawy czasowe, ale i kolekcje wielkich muzeów będą musiały zdać sprawę z tego stanu rzeczy.

"Africa Remix. Sztuka współczesna z kontynentu", kurator Simon Njami, Centre Pompidou, Paryż do 8 sierpnia

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.