Barbarzyńcy w świątyni

UNESCO alarmuje: junta rządząca w odciętej od świata Birmie niszczy Bagan, miasto średniowiecznych pagód - jeden z największych skarbów kultury Azji

Zachody słońca nad birmańskim Bagan są nadal piękne, w purpurowej poświacie błyszczą złote szczyty średniowiecznych pagód i klasztorów. Na 70 kilometrach kwadratowych rozciąga się jeden z najwspanialszych zabytków Azji, rzadko dotychczas odwiedzany. Birma jest jednym z najbardziej zamkniętych krajów świata.

Junta, która rządzi Birmą od pół wieku, chce zarabiać na Bagan. Liczy na turystów, którzy kupią bilety państwowych linii lotniczych i będą mieszkać w rządowych hotelach. W odróżnieniu od małych prywatnych hotelików, których jest już sporo, rządowe są duże, luksusowe i zasilają kasę generałów. W tym roku junta zniosła obowiązkową wymianę dolarów na bony po kursie oficjalnym. Szczególnie liczy na wycieczki z Chin, sąsiada Birmy, gdzie trwa boom gospodarczy. W 2004 roku z Chin wyjechało 24 mln turystów, oczekuje się, że w 2020 wyjedzie ich 100 mln.

Z myślą o nich Bagan jest dziś przyrządzany do smaku masowej turystyki.

Archeologiczny blitzkrieg

O Bagan pisał w XIII wieku Marco Polo, że "ma wieże zbudowane z najprzedniejszego kamienia i pokryte złotem grubości ludzkiego palca...To jeden z najpiękniejszych widoków świata, tak wykwitnie są one wykończone, tak wspaniałe i tak kosztowne. A kiedy słońce je oświetla, błyszczą mocnym blaskiem i są widoczne z dużej odległości". Spróbujmy sobie wyobrazić najpiękniejsze europejskie katedry skupione w jednym miejscu. Bagan byłby ich buddyjskim odpowiednikiem.

W XI wieku Birmę nawróconą na buddyzm ogarnęło na 250 lat szaleństwo religijno-budowlane. Każdy władca próbował prześcignąć poprzednika pod względem liczby i wspaniałości świątyń budowanych w stolicy. W Bagan zbudowano 4400 dużych i małych pagód, z których do dziś pozostało 2370. Przy budowie pracowały dziesiątki tysięcy jeńców wojennych z podbitego południa Birmy. To, co się zachowało, mimo ubytków, zniszczeń i wandalizmu, nadal zdumiewa pięknem, rozmachem i różnorodnością form.

Po dwóch i pół wieku świetności w XIII wieku Bagan najechali Mongołowie Kublaj Chana. Miasto opustoszało, okolicą rządzili bandyci i mieszkańcy powrócili dopiero w XIX wieku, gdy Brytyjczycy zapewnili spokój. Dziewięć lat temu junta dała zielone światło do rekonstrukcji, w której żadne reguły nie obowiązują.

Wcześniej nad Bagan czuwało UNESCO. Międzynarodowi konserwatorzy mieli tu co robić, bo w 1975 roku okolice nawiedziło trzęsienie ziemi. W latach 80. ekipy fachowców naprawiały uszkodzone pagody z troską o użycie autentycznych cegieł i płytek. UNESCO nie mogło się jednak dogadać z generałami i w 1993 roku rozpoczął się "archeologiczny blitzkrieg" - mówi "Gazecie" doradca UNESCO w Bangkoku Richard Engelhardt.

Pobożne nieuctwo

Junta zaproponowała wtedy wspólnotom buddyjskim odrestaurowanie na własny koszt 287 zniszczonych świątyń i odbudowę 890 dalszych. Odzew był natychmiastowy. Dla junty zysk jest podwójny, finansowo-ideowy, bo sprawuje władzę jako strażnik tradycji buddyjskich. Nie ma dnia, by telewizja birmańska nie pokazywała jakiegoś generała składającego ofiarę, zdjęcia rozmodlonych generałów są też w gablotach w birmańskich pagodach.

Dla buddystów bielenie ścian i złocenie kopuł to sposób na zyskanie zbawienia. Efekt pobożnego nieuctwa widać wszędzie. Na stosach cegieł stoją pagody z ordynarnej czerwonej cegły z tarasami w płytkach łazienkowych. W najpiękniejszej świątyni Ananda z XII wieku ściany ze średniowiecznymi freskami zamalowano na biało. Na zewnątrz niektórych pagód umieszczono tablice dziękczynne. Odwiedzając Bagan, australijski archeolog Bod Hudson zauważył, że w jedynej hinduskiej świątyni, jaka tu stoi - odrestaurowanemu posągowi Wisznu - dodano dodatkowe dwie ręce.

Coś zabytkopodobnego

Już teraz fotografując słynny zachód słońca nad Bagan, musiałam się zdrowo nagimnastykować, by w kadrze nie pojawił się betonowy kompleks hotelowy z trzynastopiętrową wieżą widokową. Ci, którym wieża się nie podoba, milczą - hotel należy do rządu, dochody płyną do kieszeni generałów. "Czuję się bezsilny, rozgniewany i rozczarowany" - powiedział mi Richard Engelhardt.

W sercu zabytkowego kompleksu wznoszony jest rodzaj bunkra. To będzie złoty pałac króla Anawrahta, który w 1044 r. zjednoczył Birmę i położył podwaliny pod świetność Bagan. Ponieważ nie zachowały się plany dawnych świątyń, powstaje nie kopia budynku, lecz coś zabytkopodobnego. "Zamiast świątyni z epoki powstaje XXI-wieczne wyobrażenie, jak ona mogła wyglądać, zaczerpnięte prawdopodobnie z kina" - mówi Engelhardt.

Historycy sztuki stawiają Bagan na równi z Angkor Vat w Kambodży, który od dawna figuruje na liście Światowego Dziedzictwa Kultury. Nad Angkor Vat, który bardzo ucierpiał w przeszłości, czuwa zespół konserwatorów. W Bagan UNESCO może tylko bezsilnie obserwować, jak generałowie i pełne dobrej woli komitety wiernych budują nowe pagody na ruinach starych. Zdaniem niektórych specjalistów rekonstrukcja może tak zmienić Bagan, że przestanie się kwalifikować się do listy Światowego Dziedzictwa Kultury, gdzie UNESCO planuje go umieścić. Engelhardt ostrzega, że straty zadane przez pospieszną rekonstrukcję są nieodwracalne: "Z świadectwa chwały przeszłości Bagan zamienia się w księgę nonsensu".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.