Kazimierz Dolny - tu malować każdy może

Wystawa Kazimierskiej Konfraterni Sztuki w Kazimierzu Dolnym. Miasto sztuki czy kiczu? A może jeszcze coś innego? W trzytysięcznym Kazimierzu Dolnym nad Wisłą działa aż 20 autorskich galerii malarstwa. Na otwartej właśnie wystawie Kazimierskiej Konfraterni Sztuki 50 autorów wystawia niemal 200 prac

Trudno o większe malarskie dziwadło niż obraz, który otwiera wystawę w Galerii Letniej Muzeum Nadwiślańskiego sygnowaną przez Kazimierską Konfraternię Sztuki. Namalowany "na żywo" przez 17 autorów wielki (dwa na pięć metrów) obraz zatytułowano prowokacyjnie: "Gdzie tak naprawdę tworzył Szekspir, czyli nieznane kartki z dziejów Kazimierza?". Mozaika scen z dramatów Szekspira to zaskakujące pomieszanie stylów. Obraz zdaje się apogeum radosnej narracji, przy której wartości formy są wtórne. Zabawa? Nie chodzi przecież o to, że w Kazimierzu naprawdę znajdują się ruiny faktorii angielskiej. Rzecz raczej w czym innym: Kazimierz nad Wisłą stwarza poczucie swobody, tolerancji i akceptacji oraz pewnej wspólnotowości. I tutaj malować może każdy.

Waldemar Odorowski z Muzeum Nadwiślańskiego fenomen żywotności kazimierskiego malarstwa opisuje przez pojęcie kolonii artystycznej oraz w kategoriach socjologii sztuki. Uciekając od zgiełku i animowości wielkich miast, od awangardy w sztuce, ale i od akademizmu, artyści szukali miejsc jakby zatrzymanych w czasie, inspirujących ponadczasowym pięknem natury i starej architektury. Kazimierz się do tego doskonale nadawał.

Zaistniał jako kolonia artystyczna w 1923 r., kiedy Tadeusz Pruszkowski, rektor warszawskiej ASP i współtwórca Bractwa św. Łukasza, po raz pierwszy przywiózł studentów na plener do miasteczka, bardzo wtedy zrujnowanego. W styczniu 1939 r. w "Wiadomościach Literackich" Antoni Słonimski konstatował, iż kazimierski kościół farny stał się najczęściej malowanym motywem w Polsce - i tak jest do dziś.

Kolonie artystyczne w Worpswede czy Barbizon zanikły, kazimierska ma się dobrze i pod tym względem jest wyjątkiem w Europie. Oto paradoks i fenomen: miasteczko, które rozkwitło na przełomie XVI i XVII w. jako potęga w handlu zbożem, zostało z późniejszego upadku wydźwignięte w XX w. przez artystów. Artyści okazali się siłą mitotwórczą, stworzyli nowy Kazimierz - arkadyjskie miasto sztuki. Ten mit wciąż działa i nieustannie się reprodukuje, chociaż czasy są zupełnie inne.

Dzisiejsza wystawa Kazimierskiej Konfraterni Sztuki to wielki kolorystyczny bigos oraz katalog kazimierskich motywów, choć nie tylko. W pastelach Marty i Marka Andałów drga słońce, bo kreska rozpada się na barwne punkty, zaś na olejnych obrazach Krzysztofa Raczyńskiego słońce razi plamami ostrego koloru. Daniel de Tramecourt maluje samotność, u Janusza Knorowskiego mięsista faktura farby oddaje fizyczność natury, która z kolei na pejzażach Andrzeja Jałowińskiego zmienia się w monochromatyczne płaszczyzny. Mieszankę kulturową przedwojennego Kazimierza przywołują dramatyczne ludzkie cienie na akwarelach Bartłomieja Michałowskiego, dzisiejsze miasteczko - dziesiątki postaci z obrazów na szkle Danuty Wierzbickiej. Najdalej w esencjonalnym malarskim skrócie idzie Tomasz Tatarczyk z pobliskiego Mięćmierza, malarz czarno-białych wiejskich dróg, łodzi na rzece, płotów i pił na stodołach, który Konfraternię - jako nazbyt populistyczną - bojkotuje. Podobnie bojkotuje ją już chyba jedyny polski impresjonista malujący tylko z natury i nigdy niepoprawiający obrazów Jerzy Gnatowski, nestor kazimierskich malarzy. Niewielki Kazimierz pomieści ich wszystkich.

Wystawa Kazimierskiej Konfraterni Sztuki, Galeria Letnia Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym, do 15 maja

Copyright © Agora SA