Historia ożywiona

Nowe multimedialne muzea w Polsce. Po otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego wszystkie inne wydają się przedpotopowe. Czy równie ekscytujące będą dwa kolejne, których budowa zacznie się niedługo w Warszawie: Muzeum Komunizmu i Muzeum Historii Żydów Polskich?

Kluczem do sukcesu Muzeum Powstania Warszawskiego jest umiejętność wywoływania emocji - świat realny przeplata się tu z wirtualnym, a z tłumu bezimiennych ofiar, bohaterów i świadków historii współczesny widz wyławia jednostkowe losy.

Nowoczesne muzea historyczne nazywa się narracyjnymi. Takie muzeum nie gromadzi tylko zabytków i pamiątek materialnych, ale rekonstruuje historię z wykorzystaniem najnowszych technologii. Nie poucza, lecz działa na zmysły, emocje, wyobraźnię. Zachęca do współuczestnictwa. O ile muzeum tradycyjne bardziej przypomina bibliotekę, o tyle nowoczesne jest jak teatr, gdzie opowiadaną historię wspomaga scenografia i aktorzy.

Telefon do bohaterów

Pierwsze było Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie (1993). Tradycyjną ekspozycję wzbogaciły ekrany i filmy. Najnowsze to dopiero co otwarte Muzeum Holocaustu w jerozolimskim Instytucie Yad Vashem.

Do tych właśnie wzorów odwołuje się projektowane Muzeum Historii Żydów Polskich i Muzeum Komunizmu.

- Od nowoczesnego przekazu w muzeach - projekcji filmów, komputerów, oddziaływania na wszystkie zmysły już nie uciekniemy. Zwłaszcza młodzi ludzie tego oczekują - uważa architekt Mirosław Nizio. To on - z grafikiem Jarosławem Kłaputem i scenografem Dariuszem Kunowskim - zaprojektował ekspozycję w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Na Nizio wielkie wrażenie zrobiło Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie otwarte w 1993 r. Każdy z odwiedzających dostaje tam "paszport" ze swoimi danymi, a zaraz potem kartę z życiorysem osoby, która w dniu śmierci z rąk nazistów miała tyle samo lat co odwiedzający muzeum dzisiaj. - 100 tys. ofiar to statystyka, śmierć jednostki to tragedia. Chcieliśmy, by zwiedzający skupili się na jednostkowych przeżyciach - tłumaczy Ralph Appelbaum, który zaprojektował ekspozycję w Muzeum Holocaustu.

Przy wejściu do Muzeum Powstania Warszawskiego jest kilka stanowisk ze starymi aparatami telefonicznymi. Możemy stąd "zadzwonić" np. do Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej z "Parasola", pseudonim "Kama" (brała udział w akcji likwidacji szefa policji i SS Franka Kutschery). Wystarczy nacisnąć guzik z jednym z kilku pytań, np.: "Co pani robiła w dniu wybuchu Powstania?".

Już od wejścia do Muzeum słychać pomruk nadlatujących sztukasów. Coraz głośniej, coraz straszniej. Nagle rozlega się straszny huk. Słychać osuwający się mur. Efekt jest nieprawdopodobny, choć nalot symulują tylko ukryte głośniki.

Pierwsze spotkanie

Muzeum Historii Żydów Polskich na warszawskim Muranowie ma być gotowe w 2008 r. Do międzynarodowego konkursu na projekt zgłosiło się aż 119 architektów z 21 krajów. Kilka dni temu jury zdecydowało, że rywalizować będzie 11 zespołów. Wśród nich są tak znani jak Daniel Libeskind (USA), Peter Eisenman (USA), Zvi Hecker (Izrael/Niemcy) czy Kengo Kuma (Japonia).

Architektura otwartego w 2001 r. Muzeum Żydowskiego w Berlinie autorstwa Libeskinda jest tak oryginalna, że przytłacza samą ekspozycję. Żeby uniknąć podobnej rywalizacji, zespół zajmujący się w Warszawie realizacją MHŻP wraz z londyńską firmą Event Communications postanowił najpierw przygotować projekt samej wystawy - do niego musi się dostosować architekt. Już można zwiedzać "wirtualne sale" na stronach www.jewishmuseum.org.pl.

- Wszystko zacznie się w sali "Pierwsze spotkanie". Poznamy tam średniowieczne relacje żydowskich kupców z polskich ziem - zapowiada Jerzy Halbersztadt, dyrektor projektu MHŻP.

W innych salach wejdziemy m.in. do zrekonstruowanego XV-wiecznego domu żydowskiego w Warszawie, zobaczymy model Krakowa z żydowskim Kazimierzem. W sali "Sztetl" znajdziemy się pod drewnianym sklepieniem zrekonstruowanej synagogi. - Jej planowana wysokość to aż 12 m. Na bocznych ścianach odbywać się będą projekcje sterowane komputerowo - mówi Halbersztadt.

Codzienne życie Żydów w przedwojennej Warszawie poznamy w przestrzeni odtwarzającej wygląd i nastrój ulicy Nalewki. Ma ona stanowić kręgosłup całego układu komunikacyjnego tej części muzeum. Przez bramy domów czy sklepy na parterach przechodzić się będzie do poszczególnych galerii tematycznych.

O gettach zbudowanych przez nazistów w okupowanych miastach przypomni mur. Powojenne dzieje polskich Żydów poznamy w galerii "500 twarzy" z biografiami tych, którzy wyemigrowali, zostali, byli związani z systemem komunistycznym lub z nim walczyli.

Powstające Muzeum może się już poszczycić największą komputerową bazą judaiców na świecie. Elektroniczny zbiór obejmuje ponad 60 tys. obiektów, które zostały wyszukane w ponad tysiącu miejsc (także w zbiorach prywatnych). Wystarczy kliknąć myszką.

Muzeum będzie mieć 12 tys. 850 m kw. powierzchni użytkowej i spodziewa się nawet do pół miliona zwiedzających rocznie.

Wrota do piekieł

- Już wkrótce ogłosimy zbiórkę przedmiotów z czasów PRL. Potrzebujemy wszystkiego, także mebli, dywanów, radioodbiorników, bo chcemy odtworzyć typowe mieszkanie w bloku czy typowe biuro - zapowiada Marek Kozicki, koordynator ds. budowy Muzeum Komunizmu.

Muzeum Komunizmu miało być gotowe w stanie surowym już w sierpniu na 25-lecie powstania "Solidarności". Termin już jest nierealny (wciąż nie ma pozwolenia na budowę), ale w przyszłym roku wszystko projekt ma być zrealizowany.

Od lat o powstanie muzeum zabiegała Fundacja "Socland" założona przez Czesława Bieleckiego, Jacka Fedorowicza i Andrzeja Wajdę. Początkowo architekt Bielecki lobbował, by tuż przy Pałacu Kultury wznieść drapacz chmur, który pokona zaczarowaną wysokość 231 m "daru Stalina". Ta idea trafiła do szuflady, podobnie jak pomysł obstawienia pałacu koroną wysokich budynków. Teraz zabudowa w ścisłym centrum Warszawy ma być niska (tak zdecydował ratusz), a komunizm trafi... pod ziemię.

- Przesuniemy kamienną trybunę, z której przywódcy partii odbierali defilady, bliżej głównego wejścia do pałacu - zapowiada Michał Borowski, naczelny architekt miasta. To w niej znajdą się wrota do "piekieł" komunizmu.

- Chcemy pokazać dzień zwykłego człowieka w totalitarnym państwie - mówi Kozicki. - Trafimy więc do pustego sklepu mięsnego, w Peweksie powspominamy "koniak" Napoleon za bony o wartości dwóch dolarów. Myślimy o zatrudnianiu aktorów - będą krzykliwymi sprzedawcami w sklepie, opryskliwymi urzędnikami biura paszportowego, którzy dopytują o szczegóły życiorysu dziadka - kreśli wizję Soclandu Kozicki.

Sytuację zwiedzającego porównuje on do człowieka, który wsiada do wagonika w wesołym miasteczku i musi wjechać do Pałacu Strachu. Tu nie będzie wagoników, tylko labirynt wiernie odtworzonych PRL-owskich pomieszczeń, z których nie da się tak łatwo wyjść. Trzeba pokonać całą drogę. Podobnie jest w otwartym w 2002 r. budapesztańskim Domu Terroru.

Ważną część zajmie informacja o narodzinach i zbrodniach komunizmu. W przygotowaniu tej części ekspozycji ma pomóc rosyjski Memoriał.

Koszt Muzeum Komunizmu jest szacowny na 27 mln zł. Całość zajmie ok. 4,5 tys. m kw., z czego nieco ponad jedna trzecia skryje się w istniejących piwnicach Pałacu Kultury. Część eksponatów była już pokazywana na tymczasowej wystawie w Pałacu - sztuka socrealistyczna, biurko cenzora czy krzesło do fotografowania więźniów. Naturalnie będą też multimedia, komputery z ekranami dotykowymi. Ale nowoczesność nie może w Muzeum Komunizmu przytłoczyć tragikomizmu autentycznych zabytków z tamtej epoki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.