Stacja, która rozpoczęła nadawanie od specjalnego rapu napisanego na tę okazję przez amerykańskiego wokalistę Xzibita, kieruje program do krajów Czarnej Afryki. Początkowo ma docierać do 1,3 mln widzów, z czego dwie trzecie mieszkają w Republice Południowej Afryki. Siedzibą stacji jest na razie Londyn, ale w przyszłości afrykańskie MTV Base przeniesie się najprawdopodobniej do Nigerii lub RPA. Kanał nadaje głównie po angielsku, nie będzie jednak unikać piosenek śpiewanych po francusku, portugalsku i w suahili. Wszystko to ma związek z panafrykańską polityką stacji, która chce przyciągnąć do odbiorników widzów w wieku między 15. a 34. rokiem życia bez względu na ich przynależność narodowościową i etniczną.
Na razie aż 70 proc. ramówki nowego kanału zajmują materiały i klipy przejęte z amerykańskiego MTV. MTV Base nie ma też jeszcze swoich prezenterów. To jednak dopiero początek. Docelowo połowa teledysków i programów emitowanych przez kanał prezentować będzie lokalnych wykonawców. Z europejskiej perspektywy pomysł otwarcia MTV w Afryce może wydawać się nieco egzotyczny. Ten kontynent jest bez wątpienia rajem dla fanów brzmień etnicznych i world music. Ale muzyka pop? Bez obaw. Afrykańska scena rozrywkowa może niejednym zaskoczyć.
Oprócz teledysków czy aktualnych list przebojów MTV Base emitować będzie również programy przypominające lokalne legendy. Pojawią się w nich wykonawcy, których nazwiska nawet tylko przeciętnie obeznanemu słuchaczowi powinny powiedzieć sporo. Afryka ma do czego się odwoływać. Nigeryjczyk Fela Kuti na przełomie lat 60. i 70. zasłynął nie tylko jako muzyk, który z elementów lokalnych tradycyjnych brzmień, jazzu i rocka stworzył nowy styl zwany afrobeatem, ale także jako radykalny w swoich poglądach działacz społeczny. Skonfliktowany w swoim kraju z ówczesnym reżimem wojskowym zdobył ogromną popularność wśród nigeryjskiej biedoty. Był porównywany z Bobem Marleyem i doczekał się przydomku "Czarny Prezydent".
Pod koniec lat 60. na scenach międzynarodowych zaistniała pochodząca z RPA Miriam Makeba zwana "Mama Africa". Śpiewane przez nią "Pata Pata" to do dziś jeden z najbardziej rozpoznawanych na świecie afrykańskich przebojów. Także ona wykorzystywała popularność do działalności politycznej, angażując się w walkę z apartheidem, za co została pozbawiona południowoafrykańskiego obywatelstwa.
Z RPA pochodzi również chór Ladysmith Black Mambazo. Zdobywcy dwóch nagród Grammy zasłynęli przede wszystkim współpracą z Paulem Simonem na zainspirowanym muzyka afrykańską albumie "Graceland". Na tej samej płycie (a także albumie "So" Petera Gabriela) pojawił się Senegalczyk Youssou N'Dour, który z Gabrielem nagrał później piosenkę "Shaking The Tree", a wspólnie z Neneh Cherry wylansował przebój "Seven Seconds". Wielkim hitem pod koniec lat 80. był także łączący tradycyjne brzmienia afrykańskie z muzyka house "Ye Ke Ye Ke" Gwinejczyka Mory Kanté.
To jednak historia. We współczesnej muzyce afrykańskiej ogromną rolę odgrywa przede wszystkim hip-hop. W Nigerii, Senegalu, Kenii, Tanzanii czy RPA to właśnie ten gatunek muzyczny dziś najbardziej inspiruje. Nie jest to jednak ten sam hip-hop, który rozbrzmiewa w Los Angeles czy Nowym Jorku. Afrykańscy wykonawcy wzorują się na zachodnich gwiazdach, ale łączą te inspiracje z lokalnymi brzmieniami. W większości rapują też w ojczystych językach i narzeczach. - Hip-hop stał się bardzo popularny, ponieważ dzięki niemu bardzo łatwo wyrazić siebie - mówi tanzański raper Mike T reporterce portalu internetowego Afropop.org. Z drugiej strony za afrykańskim hip-hopem stoi wielowiekowa tradycja griotów - pieśniarzy, kronikarzy i poetów w jednym, którzy przy akompaniamencie rytmów i prostych melodii śpiewali lub melodeklamowali opowieści o dawnych bohaterach. Zdaniem niektórych krytyków hiphopowi MC są niczym innym jak ich współczesną inkarnacją.
Afrykański hip-hop to zadziwiająca mieszanka stylów, brzmień i poruszanych w tekstach tematów. W Senegalu usłyszeć można Nigga i Matadora, którzy pod szyldem Wa BMG 44 rapują w ostrym, radykalnie politycznym stylu (ich utwór "Def Si Yaw" namieszał mocno podczas senegalskich wyborów w 2000 roku), jakiego nie powstydziliby się amerykańscy hardcore'owcy z Wu-Tang Clan. Ich krajanie z Daara J na płycie "Boomerang" łączą hip-hop z r'n'b i senegalskimi stylami muzycznymi, rapując przy tym po francusku, angielsku i w lokalnych językach. Jeszcze inny Senegalczyk Abass hołduje raczej delikatnym soulowym brzmieniom.
Co ciekawe, w afrykańskim hip-hopie nie tak łatwo znaleźć teksty o przemocy i gangsterskich porachunkach. Choć na przykład tanzańscy raperzy - jak ich amerykańscy koledzy - uważają się za reprezentantów kultury getta (cokolwiek oznacza to w Afryce), wolą opowiadać o sprawach społecznych lub osobistych, a nie wojnach gangów. Jeden z utworów Mwanafalsafa mówi o epidemii AIDS. Inny raper Jay Moe nagrał płytę "Ndio Mama" poświęconą swej zmarłej przedwcześnie matce. To nie tylko tanzańska specjalność. Nagrywający w Kenii Emmanuel Jal, który swego czasu był dzieckiem-żołnierzem w sąsiednim Sudanie, w utworze "Gua" nawołuje do pokoju. Malijczyk Yeli Fuzzo zdobył w ogromną popularność dzięki pogodnemu hiphopowemu utworowi "Mali Djake", w którym wychwala historię i uroki swojej ojczyzny.
Z takim przekazem na pewno trudno będzie podbić rynki międzynarodowe. Ale w Afryce są wykonawcy, których muzyka ma dużo bardziej uniwersalny wymiar. Nie przypadkiem galę otwierającą działalność MTV Base uświetnili 2Face z Nigerii i Lebo Mathosa z RPA. On kiedyś śpiewał w lokalnym boysbandzie, teraz łączy - oczywiście na afrykański sposób - pop, r'n'b i hip-hop. Ona ze względu na niezwykle silny głos i żywiołowe zachowanie na scenie bywa nazywana afrykańską Tiną Turner. A w kolejce za nimi stoją jeszcze między innymi: wykonujący afropop syn Feli Kutiego Femi; grający pogodną, taneczną muzykę wzbogaconą o afrykańskie rytmy Magic System z Wybrzeża Kości Słoniowej; łącząca lokalne brzmienia z muzyką brazylijską i karaibską Angelique Kidjo z Beninu; czy podążający tropem Cesarii Evory, śpiewający nastrojowe, nieco sentymentalne piosenki Ildo Lobo i Tito Paris z Wysp Zielonego Przylądka.
Czy MTV Base stanie się dla nich bramą do międzynarodowego sukcesu? Stacja ma też swoje oddziały w Indonezji, Indiach czy na Tajwanie, a żadna z tamtejszych gwiazd nie zrobiła międzynarodowej kariery. Afrykańczycy podkreślają, że nie warto porównywać ich do takich rynków. Lepiej mówić o podobieństwach z Brazylią, która - po części także dzięki oddziałowi MTV - od kilku lat jest zarówno źródłem modnych inspiracji muzycznych, jak i wylęgarnią artystów, którzy całkiem nieźle radzą sobie na scenie międzynarodowej. - Mamy mnóstwo muzyki, która może się świetnie sprzedawać w Stanach i Europie - mówi w wywiadzie dla "International Herald Tribune" Pino di Benedetto, jeden z szefów afrykańskiego oddziału fonograficznego koncernu EMI. - Po prostu do tej pory nikt nie dawał nam szansy.