Nie rzucim ziemi kolumbijskiej

?Kronika zapowiedzianej śmierci? Gabriela Garcii Marqueza w Teatrze Wybrzeże. Próba zmierzenia się z polskimi obsesjami, której zaszkodził zły scenariusz

Wojtek Klemm, polski reżyser z Berlina, próbował przenieść na nasz grunt doświadczenia teatru politycznego spod znaku berlińskiej Volksbuhne, gdzie od trzech lat jest asystentem Franka Castorfa. Spektakl gdański zapowiadał się znakomicie: reżyser (przy wsparciu dramaturgów Davida Lindemanna i Doroty Sajewskiej) miał zderzyć ze sobą adaptację powieści Gabriela Garcii Marqueza, felietony Bolesława Prusa oraz fragmenty autentycznych przemówień polityków ze skrajnych ugrupowań populistycznych - Romana Giertycha i Andrzeja Leppera. Celem było opisanie współczesnych Polaków uwikłanych w poczucie winy w związku z Holocaustem, zmagających się z antysemityzmem i eurofobią.

Słabe fundamenty

Ten ciekawy zamiar niestety rozbił się o rzecz podstawową - dramaturgię. Powieść Garcii Marqueza nie sprawdziła się w roli fundamentu, na którym można by zbudować tak odległe tematy jak mord w Jedwabnem (w jednej ze scen wykorzystano autentyczne zeznania świadków zbrodni), wejście Polski do Unii czy stosunek Niemców do Polaków i vice versa. Historia wendety w kolumbijskim miasteczku po odkryciu, że panna młoda nie jest dziewicą, jest zbyt odległą paralelą do polskiego poczucia winy, a wplecione w nią nawiązania do polskiej sytuacji - sztucznym dodatkiem. To bardzo ładnie, że reżyser tępi anachronizm hasła "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród", ale jaki to ma związek z ziemią kolumbijską?

Nie wystarczy zmienić imiona bohaterów z Pedra, Pabla i Christo na Piotra, Pawła i Krzysztofa i kazać im śpiewać piosenki polskich kiboli, aby zrobić z nich Polaków. Pozostaje jeszcze polska mentalność, w której pojęcie rodowej zemsty (zwłaszcza w takiej sprawie jak honor kobiety) nie istnieje. W efekcie publiczność musi wciąż od nowa rozwiązywać rebus, kim są bohaterowie: czy to Kolumbijczycy udający Polaków, czy Polacy udający Kolumbijczyków, czy wreszcie polscy emigranci w Ameryce Południowej. Nawet gdyby przyjąć, że opowieść Garcii Marqueza to metafora polskiego zaślepienia, to morderstwo na chłopaku, który ukradł dziewczynie dziewictwo, dzielą od mordu na jedwabieńskich Żydach tysiące kilometrów i wieki historycznych doświadczeń.

Niepotrzebne poświęcenie

Spektakl Klemma jest od strony teatralnej formy bardzo nowoczesny, dialogi o Polsce - same w sobie znakomite, choćby spór o stereotypy: polski "bastion chrześcijaństwa" i niemiecki "obóz pracy i porządku". Fragmenty z Prusa to odkrycie, któż mógł przypuszczać, że w "Kronikach" można znaleźć tak cięte i aktualne uwagi na temat polsko-niemieckich uprzedzeń. Aktorzy grają bez zbędnej w tym przypadku psychologii, nie deklamują, ale deklarują, jak grający głównych adwersarzy Marcin Czarnik (Santiago) i Cezary Rybiński (Bayardo), od których szermierki na słowa powinni uczyć się polscy politycy.

Niestety, mimo poświęcenia całego zespołu spektakl mija się z oczekiwaniami. Zamiast dramatyzować polskie problemy, ledwie ich dotyka, zamiast wyjaśniać rzeczywistość, topi ją w niejasnym kontekście. Szkoda, bo dobrego, zaangażowanego teatru wciąż u nas za mało.

Teatr Wybrzeże w Gdańsku, David Lindemann "Kronika zapowiedzianej śmierci" wg Gabriela Garcii Marqueza, reż. Wojtek Klemm, scen. Uta Kala, światło Max Wikstrom, muzyka Pink Freud, premiera 10 lutego.

Copyright © Agora SA