Komórka w roli głównej

Telefon komórkowy zupełnie odmienił także filmowy świat. Głównie zdynamizował scenariusze. Co by to było, gdyby komórkę wynaleziono wcześniej. W iluż to starych, dobrych kryminałach świadek zbrodni pędzi szukać telefonu, by wezwać policję, a w tym czasie morderca ucieka.

Do polskich kin wchodzi jutro film Davida R. Ellisa "Komórka" (2004). Porwana nauczycielka (Kim Basinger) wzywa pomocy, używając rozbitego telefonu. Łączy się z telefonem komórkowym przypadkowego mężczyzny. Ten próbuje ją ratować.

Trudno sobie dziś wyobrazić współczesny film, w którym nie pojawiałaby się komórka. Ale czy to dziwne, skoro jest ona charakterystycznym elementem rzeczywistości, o której kino opowiada?

Jak trafnie zauważył współscenarzysta "Komórki" Larry Cohen - kiedyś mówienie do siebie było objawem szaleństwa, a dziś jest oznaką statusu społecznego.

Oto przykład. Satyryczny film "Clueless" (1995) Amy Heckerling. Gdy do obiadu zasiada tu rodzina 16-letniej Cher (Alicia Silverstone) - jej ojciec jest prawnikiem z Beverly Hills, matka zmarła podczas zabiegu odsysania tkanki tłuszczowej - rozlega się dzwonek telefonu. Wszyscy domownicy jak na komendę wyciągają swoje komórki. Każdy myśli, że to do niego.

Komórka natręt

Telefon stacjonarny raczej kinu nie służy. Dlaczego? Bo oznacza przewlekłe gadanie (i to przeważnie w banalnej scenerii), którego kino winno się wystrzegać (chyba że są to świetne dialogi Woody'ego Allena!). Filmowcy wiedzą o tym. I aby uniknąć nudy, od dawna stosują zabieg dzielenia ekranu: widzimy równocześnie obie gadające strony.

Z przenośną komórką jest inaczej - może się odezwać dosłownie wszędzie i w różnych okolicznościach. Jej natręctwo pokazuje np. "To właśnie miłość" (2003) Richarda Curtisa. Laura Linney oddaje się tu przyjemnościom erotycznym z kochankiem. Wtem ktoś dzwoni. Odbiera i odpowiada obłudnie, że nie jest zajęta, że może rozmawiać.

Komórka marzenie

Problemy z telefonem stacjonarnym scenarzyści wykorzystywali na różne sposoby. W "Misiu" (1981) Stanisława Barei Bronisław Pawlik strasznie się trudzi, by o umówionej porze zadzwonić do prezesa Stanisława Tyma, udając, że to międzynarodowa z Londynu. Najpierw przezornie zabezpiecza sobie dostęp do budki (wiesza tabliczkę - telefon uszkodzony). Tyle że aparat naprawdę jest zepsuty i Pawlik musi dzwonić z apteki pełnej ludzi.

W "Nic śmiesznego" (1995) Marka Koterskiego Cezary Pazura dzwoni z telefonu osiedlowego. Daszek, pod którym zainstalowano aparat, jest ustawiony zbyt nisko. By się pod nim zmieścić, Pazura wygina się ekwilibrystycznie. Oczywiście leje deszcz i na dokładkę napastuje go kręcący się w pobliżu pies.

Gdyby Pawlik i Pazura mieli komórki, nie byłoby problemu. Ale i dowcipu.

Komórka swat

Pojawienie się komórki rozleniwiło scenarzystów. Jeśli nie mają pomysłu na to, jak przekazać widzom jakąś informację, piszą scenę, w której ktoś dzwoni do bohatera i mówi mu o tym, a ten za chwilę głośno to powtarza. Po takich praktykach zrobiłem się nieufny w stosunku do filmów z komórkami.

Ale istnieją wyjątki - w nich komórka pomaga "zderzyć" ze sobą bohaterów, uatrakcyjnia fabułę.

W "Mężczyźnie moich marzeń" (2002) Daniele Thompson obcy sobie Juliette Binoche i Jean Reno są uwięzieni na paryskim Roissy - z powodu strajku nic nie odlatuje. Ona traci swą komórkę - wpadła do sedesu. Do budki telefonicznej jest kolejka. "Mogę pożyczyć pańską komórkę? To będzie rozmowa miejscowa" - zapewnia Binoche, widząc, że Reno akurat skończył rozmowę. Binoche dzwoni do rodziny. Ta za chwilę do niej oddzwania - oczywiście na numer Reno, bo ten się im wyświetlił.

Gdy w "Ocean's Eleven" (2001) Stevena Soderbergha Andy Garcia, właściciel kasyn w Las Vegas, wychodzi z Julią Roberts z meczu bokserskiego, dzwoni telefon. "Nie odbierzesz?" - Garcia pyta Roberts. "Nie mam komórki" - odpowiada kobieta, ale zaraz uświadamia sobie, że dźwięk dochodzi z kieszeni jej płaszcza. Dzwoni Brad Pitt, by powiedzieć Garcii, że go okradną. A jak komórka znalazła się w płaszczu Roberts? Wsunął ją tam jej były mąż, złodziej George Clooney, przyszedłszy się z pożegnać.

Komórka konfesjonał

Czasem zdarzają się w kinie zastosowania komórki tyleż oryginalne, co dziwaczne. W "Mission: Impossible" (1996) Briana De Palmy komórka służy jako źródło fal zakłócających przepisanie zawartości pewnej płytki (jest na niej tajna lista agentów CIA) do pamięci laptopa. Komputer handlarki bronią (Vanessa Redgrave) zacina się w pociągu z Londynu do Paryża, bo siedzący w pobliżu haker (Ving Rhames) wycelował weń swą komórkę. Haker czmycha, ale ma pecha, bo steward, widząc telefon pozostawiony na stoliku, goni Rhamesa, by mu go wręczyć.

W "U Pana Boga za piecem" (1998) Jacka Bromskiego komendant wiejskiego posterunku na Białostocczyźnie (Andrzej Zaborski) zatrzymuje wóz przed przydrożną kapliczką, pada na kolana i przez komórkę klepie pospiesznie "Ojcze nasz". Dlaczego przez komórkę? Bo nagrywa się na sekretarkę automatyczną u proboszcza (Krzysztof Dzierma). Gdy ten odsłuchuje nagranie, wzdycha, że parafianie rozsmakowują się w grzechu powoli, ale pokutę odprawiają błyskawicznie.

Komórka ratunek

Na tytuł mistrza świata, jeśli chodzi o wykorzystywanie komórki, zasługuje z pewnością znany gadżeciarz James Bond. W "Jutro nie umiera nigdy" (1997) Rogera Spottiswoode'a komórka firmy Ericsson jest właściwie jednym z bohaterów - 007 ma w niej skaner, który zapisuje odcisk palca pozostawiony przez właściciela na czytniku kasy pancernej. Ta "fotka" linii papilarnych pozwoli Bondowi otworzyć sejf! Komórka razi też prądem o napięciu 20 tys. wolt i dzięki niej można prowadzić z zewnątrz BMW 750!

Co drugi film sensacyjny bazuje dziś na banalnej prawdzie, że rozmawiającego przez komórkę da się łatwo podsłuchać i namierzyć. Dlatego lepiej sprawdza się na ekranie motyw "komórka jako wybawienie".

Inny przykład. W "Telefonie" (2003) Joela Schumachera Collin Farrell nie może opuścić budki na rogu 53 i 8 na Manhattanie, gdyż grozi mu rozmawiający z nim przez telefon snajper-psychopata (Kiefer Sutherland). Chcąc się ratować, włącza po kryjomu komórkę trzymaną w kieszeni - wystukuje numer policji, by ta słyszała jego rozmowę z szaleńcem.

W ostatnim odcinku serialu "Gliny" Władysława Pasikowskiego bandzior Gruby (Marian Glinka) ginie, bo w chwili, gdy mierzy już w plecy komisarza policji Gajewskiego (Jerzy Radziwiłowicz), dzwoni jego komórka. Komisarz to słyszy. Dzięki temu odwraca się i strzela pierwszy.

Komórka piękno

"Zanika mi pan" - woła kierownik hotelu do będącego na linii Ala Pacino. W "Informatorze" (1999) Michaela Manna nowojorski telewizyjny dziennikarz śledczy Pacino dzwoni do swojego głównego informatora z branży tytoniowej (gra go Russell Crowe), który oskarżył swych pracodawców o uzależnianie ludzi od papierosów. Crowe nie odbiera, więc Pacino boi się, że facet - odkąd porzuciła go rodzina - coś sobie ze strachu zrobił. Prosi więc przez telefon szefa hotelu, by sprawdził, czy Crowe żyje.

Nie tylko jednak los informatora jest w tej scenie ważny. Pacino bawi akurat w domku letniskowym nad Atlantykiem. Dzwoni z plaży. By nie "stracić pola" wchodzi do oceanu. Uroda kadru z błękitnym niebem i zielonkawą wodą (a gdzieś w środku mała figurka człowieka z komórką) jest porażająca.

Komórka ekran

Jak komórka wpływa na kino, zwłaszcza polskie? Reżyser Jerzy Hoffman tłumaczył mi kiedyś, dlaczego żaden film nie przyciąga już tylu widzów co "Ogniem i mieczem". Młodzi mają mało pieniędzy, a wydają je w pierwszej kolejności nie na bilety do kina, tylko na komórki. Bo chłopaka, który jej nie ma i nie wysyła SMS-ów, nie zechce żadna dziewczyna.

Ale to nie koniec. Pomijając to, że niektórzy nie wyłączają telefonów w kinie i rozmawiają podczas seansu (ohyda!), doszło nawet do tego, że w USA jest organizowany "The World's Smallest Film Festiwal", na którego program składają się filmy przystosowane do oglądania na monitorach komórek. Tylko czekać, jak zrobi się z tego kolejna oscarowa kategoria!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.