?Oskar i pani Róża" w reżyserii Anny Augustynowicz

W Teatrze Współczesnym w Szczecinie w piątek premiera sztuki, która powstała według znanej książki Erica Emmanuela Schmitta ?Oskar i pani Róża"

Niewielką książeczkę tworzą listy do Pana Boga pisane przez dziesięcioletniego chłopca umierającego na białaczkę. Do ich pisania przekonuje go stara wolontariuszka Pani Róża. We Francji książka Schmitta, cenionego dramaturga, przez wiele miesięcy nie schodziła z list bestsellerów. W Polsce ukazała się w tłumaczeniu Barbary Grzegorzewskiej i od lutego sprzedała się w nakładzie 75 tysięcy egzemplarzy.

Ewa Podgajna: Co spowodowało, że sięgnęła Pani po ckliwą historię o umierającym dziesięciolatku?

Anna Augustynowicz: - Nie nazwałabym "Oskara i pani Róży" "ckliwą historią". To rzecz o życiu i umieraniu, o doświadczeniu bycia innym z powodu choroby, dotykająca problemu wyjścia z przestrzeni lęku. Autor wprowadza nas w przestrzeń między zdrowiem i chorobą, prawdą i fikcją, rzeczywistością i teatrem. Opowieść jest adresowana do wszystkich. Mam nadzieję, że także przedstawienie stworzy szansę dialogu z publicznością.

Jak adaptuje Pani ten tekst dla potrzeb sceny?

- Jest to raczej próba wejścia w przestrzeń książki niż jej wierna adaptacja. Narratorem, osobą piszącą listy do pana Boga, jest dziesięciolatek, ale dziecko w tym wieku nie ma takiej refleksyjności. Para aktorów - Anna Januszewska i Wojciech Brzeziński - nie gra Pani Róży i Oskara. Pojawia się pytanie, czego "dojrzałość" chce od "dziecinności", a aktorzy biorą na siebie uczucia i refleksję. Próbują dotrzeć do tego, co w człowieku tkliwe i gdzie pojawia się sentyment na swój własny temat.

W czym tkwi fenomen popularności tej książeczki?

- Myślę, że w poczuciu humoru na temat umierania. Lubimy się śmiać, ale też lubimy się roztkliwiać nad sobą. Wtedy odsłaniają się pokłady sentymentalizmu, który jest w nas, choć z trudnością się do tego przyznajemy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.