"Suzhou He" (dosł. "rzeka Suzhou") to romans, który rozgrywa się w Szanghaju w latach 90. W filmie pojawia się syrena, a do roli najważniejszego rekwizytu urasta wódka żubrówka.
Lou Ye: Wybór. W latach 90. przeniknęło do Chin wiele idei i dóbr, które irytowały władze. Te idee to wschodnioeuropejska jesień ludów czy związek zawodowy "Solidarność". Wśród dóbr materialnych wielką popularnością cieszyły się szmuglowane z zagranicy papierosy Marlboro i właśnie żubrówka. Jej obecność w "Suzhou He" podkreśla charakter dekady.
Nie uważam "Suzhou He" za film wtórny. Lubię polskie kino. Studiując pod koniec lat 80. w Pekińskiej Szkole Filmowej, interesowałem się dokonaniami absolwentów łódzkiej filmówki. Cenię Kieślowskiego, ale także "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego oraz "Kanał" i "Człowieka z marmuru" Andrzeja Wajdy. Nowszego kina nie znam.
To bardzo skomplikowane. W przeszłości produkcja filmowa podlegała licznym ograniczeniom ze strony władz. Tak jak w innych socjalistycznych krajach uznawano ją za sprawę państwa.
Od lat 90. młodzi reżyserzy zabiegają o swobodę wypowiedzi. Żeby robić filmy poza systemem, zakładają niezależne wytwórnie, takie jak IMAR Petera Loehra czy Dream Factory, którą współtworzę. "Podziemni" filmowcy nie dbają o aprobatę cenzury, za co spotyka ich zakaz wyświetlania filmów albo w ogóle zakaz ich kręcenia.
Od tego roku władze zaczęły wprowadzać zmiany. Kilku reżyserom cofnięto zakaz filmowania, przychylniej patrzy się na niezależne wytwórnie. Niemniej cenzura nadal istnieje, a wiele odrzuconych filmów do dziś nie może trafić na ekrany chińskich kin. Podobnie jest z "Suzhou He".
Na szczęście Chiny szybko się zmieniają. Okolice rzeki Suzhou w Szanghaju wyglądają już zupełnie inaczej niż w moim filmie. Woda nabrała trochę przejrzystości.
"Suzhou", poniedziałek, g. 00.45 TVP1, reż. Lou Ye, Chiny-Niemcy 2000; czytaj też w "Gazecie Telewizyjnej"