Z bydgoskiego muzeum znikają eksponaty

Ponad tysiąc eksponatów, w tym staroegipska rzeźba, zginęło z Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. Kradzież ukrywano przez lata. Wciąż wychodzą na jaw nowe braki

Z Działu Archeologii ktoś wyniósł m.in. pochodzącą z I tysiąclecia p.n.e figurę Ozyrysa i unikatowe lampki oliwne. Zginęły też starożytne amulety, naczynia i monety, średniowieczna biżuteria, prasłowiańska ceramika i broń wykopana na terenie Pomorza.

- W wielu przypadkach nie wiadomo nawet, czego szukać, bo brakuje kart ewidencyjnych - przyznaje Iwona Loose, od lutego nowa dyrektorka. To ona poinformowała "Gazetę" o rabunku. - Skala kradzieży mnie przerosła - dodaje. - Postanowiłam zawiadomić także prokuraturę.

Skandal wyszedł na jaw, gdy dyr. Loose zarządziła generalną inwentaryzację w kilku działach. Żaden z jej poprzedników tego nie zrobił, choć każdy miał obowiązek. Jerzy Żurawski, Aurelia Borucka-Nowicka i Małgorzata Winter zaczynali spisy, po czym... przerywali je, gdy wychodziły na jaw ogromne braki. Dziś zrzucają winę jeden na drugiego, albo zasłaniają się słabą pamięcią.

- Nie pamiętam w ogóle nic z tych czasów, kiedy byłem dyrektorem - mówi Żurawski i zapewnia: - Rozmowa ze mną nie ma sensu.

- To wszystko było tak dawno, że dziś nie jestem w stanie nic okreslić - złości się Aurelia Borucka-Nowicka. - Jeśli coś nawet zginęło, to nie za mojej kadencji.

Małgorzata Winter: - To dla mnie szok, nic nie wiedziałam o kradzieżach. Zostałam wyrzucona z pracy w sierpniu 2003 r. w trakcie trwania inwentaryzacji. Dodam, że za stan posiadania danego działu osobiście odpowiada jego kierownik. W tym wypadku był to pan Kuczkowski. Jeśli wiedział o kradzieżach, miał obowiązek mnie o nich poinformować.

Wojciech Kuczkowski, emerytowany szef działu archeologii: - Najcenniejsze starożytne figurki z skradziono już około 1989 roku. Sprawa zgłoszona została ówczesnej milicji, ale ją zatuszowano.

Zdaniem Kuczkowskiego kolejne zabytki albo również wynoszono, albo po prostu poginęły w bałaganie; w trakcie kolejnych przeprowadzek - największe odbyły się w 1992 i 1995 roku - gubiono jego zdaniem całe paczki! Przy przenosinach pracowali żołnierze służby zasadniczej. - Każdy mógł wziąć na pamiątkę co zechciał, to samo działo się przy remoncie, gdy robotnicy zostawali sami ze zbiorami - opowiada Kuczkowski.

Według innego informatora z muzeum liczba skradzionych dzieł może jeszcze wzrosnąć. Trwa inwentaryzacja w dziale historii i już wiadomo, że brakuje licznych militariów.

Ani Iwona Loose, ani Wojciech Kuczkowski nie podejmują się ocenić wartości skradzionych dzieł. Policjantom dyrektorka kazała wpisać do protokołu niespełna 5 tys. zł.

- Wszystkim w muzeum zależy teraz na zaniżeniu strat - mówi nasz informator. - Faktycznie wartość antykwaryczna jest kilkunastokrotnie wyższa, a naukowa - nieoceniona!

- Same lampki oliwne, pochodzące z IV w. p.n.e z terenów Mezopotamii i basenu Morza Śródziemnego ze względu na swój dobry stan były warte po kilka tysięcy złotych sztuka, w polskich muzeach jest ich tylko kilka - mówi Jacek Rakoczy, archeolog z PAN, którego poprosiliśmy o orientacyjną wycenę zaginionych zbiorów. - Rzadkie monety rzymskie warte są jeszcze więcej - nawet po kilkanaście tysięcy. Figury Ozyrysa nie podejmuję się wycenić - musiałbym wiedzieć, z którego dokładnie wieku pochodzi.

Karta ewidencyjna egipskiego bożka zachowała się, ale dyr. Loose nie chce jej pokazać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.