Tauron Nowa Muzyka nie spuszcza z tonu. I trzyma poziom! [ZDJĘCIA]

Po trzecim dniu festiwalu, a jeszcze przed finałowym koncertem Kinga Krule można już śmiało uznać tegoroczny Tauron Nowa Muzyka za sukces. To nadal jeden z najlepszych festiwali w Europie.

Tytuł Najlepszego Małego Festiwalu w Europie Tauron Nowa Muzyka wywalczył sobie dwa lata temu.

To był ogromny sukces, ale i spore wyzwanie dla organizatorów. Wydarzenie uhonorowane najważniejszą europejską nagrodą festiwalową nie może spuścić z tonu. Tegoroczna edycja pokazuje, że najwyraźniej nie musimy się o to martwić.

Organizatorzy mieli utrudnione zadanie. Tymczasowo musieli się przenieść z postindustrialnej przestrzeni byłej kopalni Katowice, gdzie trwa budowa nowej siedziby Muzeum Śląskiego, do sielskiej Doliny Trzech Stawów. Można się było obawiać, że przez tę przeprowadzkę wydarzenie straci część swojego klimatu. Na szczęście nic podobnego się nie stało.

Kojarzoną z OFF Festivalem dolinę TNM zaaranżował po swojemu. Teren był wystarczająco duży, by wszystkie pięć (!) scen mogło grać, nie przeszkadzając sobie wzajemnie, a wrażenie kameralności całej imprezy zostało zachowane. Sprawdziła się rozbita na kilka wysp strefa gastronomiczna, a wielu festiwalowiczów było pewnie dozgonnie wdzięcznych organizatorom za możliwość opuszczenia jej z kubkiem piwa w dłoni. Za przyjazność wobec uczestnika TNM należy się piątka.

Za to, co najważniejsze, czyli muzykę, też. Eksperymentując z rozmaitymi gatunkami, organizatorzy TNM ryzykują, ale przecież właśnie na tym opiera się filozofia tego festiwalu. Właściwie nie popełniają przy tym błędów. Kto się wystraszył, że wynudzi się na fortepianowym koncercie otwarcia Chilly Gonzalesa z orkiestrą Aukso, pewnie długo jeszcze będzie żałował, że nie kupił biletu. To było jedno z najbardziej olśniewających wydarzeń muzycznych w historii festiwalu. Wieść o tym już od kilku dni roznosi się po świecie i pewnie przekona kolejnych fanów muzyki, że warto w przyszłym roku wybrać się pod koniec sierpnia do Katowic.

Jeśli przyjadą, będą pewnie mogli posłuchać nieco hip-hopu, bo wszystko z tej półki przyjmowane jest przez festiwalową publiczność z ogromnym entuzjazmem. Jednym z najgoręcej przyjętych w tym roku artystów był Madlib, który w sobotę zjawił się na scenie głównej w towarzystwie gniewnego Freddiego "Gangsta" Gibbsa. Pierwszy dawał świadectwo swojej DJ-skiej wirtuozerii, drugi roztaczał swój bezczelny urok, popełniając od niechcenia czyny zabronione przez polskie prawo, a publiczność szalała. Szalał też Gaslamp Killer, który na chwilę wpadł do Madliba na scenę. Sam później zagrał porywający set na Hypno Stage.

Niektóre z piątkowych koncertów przyniosły nieco rozczarowania. Najwięcej słychać było chyba narzekań na Hot Chip, ale nieszczególnie entuzjastycznie został też przyjęty Beach House. Sobota na TNM była już znakomita. Wszystko udało się po prostu idealnie. Nie zawiodły wielkie gwiazdy - Mouse on Mars i Four Tet z Caribou. Ostatnia dwójka dała fenomenalny popis luzu i zgodnego współdziałania, grając niekończący się, ale nietracący tempa set. Znakomici byli ESKMO, Brandt Brauer Frick Ensemble i Ghostpoet na Hypno Stage.

W przyszłym roku festiwal wraca na teren byłej kopalni Katowice, gdzie za piękne tło będzie mu służyła nowa siedziba Muzeum Śląskiego. Parę tysięcy fanów muzyki czeka na to wydarzenie z niecierpliwością.

Więcej o:
Copyright © Agora SA