Po ataku w Belgii: cztery ofiary, ponad 60 rannych, dziecko walczy o życie

Mężczyzna rzucał granaty i oddał strzały z broni maszynowej w tłum na placu St. Lambert w centrum belgijskiego Liege. Przynajmniej cztery osoby - w tym sprawca ataku- nie żyją. Według prokuratury w Liege ranne są 64 osoby. Napastnikiem był mężczyzna, który miał stawić się dziś przed sądem. Przebywał na zwolnieniu warunkowym. Policja informuje, że sytuacja jest pod kontrolą.

Według świadków granaty rzucane były w kierunku znajdującego się na placu sądu i sąsiadującego z nim przystanku autobusowego. Ok. 40-letni mężczyzna zaczął rzucać granatami z tarasu piekarni, po czym zaczął strzelać w tłum z kałasznikowa. Ruch był duży, odbywał się tam bowiem popularny kiermasz bożonarodzeniowy. Napastnik prawdopodobnie popełnił samobójstwo, lub zginął od własnego granatu.

Napastnik miał wyrok za posiadanie broni. Dziś miał stawić się w sądzie

Jak informuje Le Soir napastnik to Nordine Amrani, mieszkaniec Liege. W roku 2008 został skazany na prawie pięć lat więzienia za posiadanie broni i hodowlę ponad 2,5 tysiąca krzaków konopi indyjskich. Z więzienia wyszedł warunkowo - otrzymał zwolnienie w październiku 2010. Według informacji belgijskiego RTL, Nordine Amrani miał pojawić się dziś rano w sądzie, gdzie miał odpowiadać za "obrazę moralności".

Belgijskie Centrum Zarządzania Kryzysowego poinformowało, że sprawca działał sam. Atak nie miał podłoża terrorystycznego, nie był także próbą odbicia więźniów z sądu.

4 ofiary - dwóch nastolatków, starsza kobieta i napastnik. 64 osoby ranne. Dziecko w stanie krytycznym

Rośnie liczba ofiar. Obecnie mówi się już o czterech zmarłych. Ofiary to piętnastolatek i siedemnastolatek i 75-letnia kobieta. Ranne są 64 osoby. Jest wśród nich dwuletnie dziecko - pozostaje w stanie krytycznym, ma problemy z oddychaniem. Ranni są przewożeni do szpitala Saint-Joseph i Le Citadelle. Do tego drugiego trafiło 28 osób, z czego 5 trafiło od razu do sali operacyjnej i na oddział intensywnej opieki medycznej. Większość zostało rannych z broni palnej. Do Liege trafiły dwie karetki z holenderskiego Limburg. Mają wesprzeć miejskie służby.

Wcześniej mówiono o trzech zamachowcach

Do zamachu doszło ok. 13.30 - Nieznani sprawcy odpalił 4 granaty w centrum Liege w Belgii. Co najmniej 1 osoba nie żyje, 10 rannych - napisała na Alert24 "smarta", kilka chwil po zamachu.

Pierwsze relacje mówiły o trzech sprawcach. Dwóch z nich miało uciec, wdając się w strzelaninę z policjantami. Jak podawało Le Soir drugi z zamachowców miał zostać po 13.30 zatrzymany. Trzeci miał ukryć się w gmachu sądu. Do budynku weszli antyterroryści, jednak nie znaleziono nikogo. Rosła także liczba ofiar i rannych.

Ewakuacja placu

 

Sytuacja się uspokaja

Nad Liege pojawiły się policyjne helikoptery. Zamknięto centrum miasta. Odcięto łączność komórkową. Został wysadzony samochód, którym zamachowiec dotarł na plac. Obecnie miasto uspokaja się. Policja informuje, że sytuacja jest pod kontrolą.

100 najlepszych zdjęć roku agencji Reuters [NIESAMOWITE FOTO] >>

Więcej o: